- Nie, nie tak Carter – śmieje się Sammy, nim jeszcze raz powtarza ruch dla Cleare'a i Cartera, którzy nalegali, żeby nauczyła ich choreografii do jakiejś k-popowej piosenki, której tytuł nic mi nie mówił.
Ja tylko siedzę pod ścianą pustej sali i patrzę na ich próby skopiowania nieznanych mi koreańskich chłopców. Jedno jest dla mnie pewien; żaden z nich nie wygląda tak pociągająco poruszając biodrami jak Carter. Brunet upewnia się, że za każdym razem patrzę na niego, odrywa wzrok od moich oczu tylko, kiedy jakiś ruch szczególnie mu nie wychodzi i musi popatrzeć jak Sam to robi. Poza tym jego uwaga jest w całości skupiona na mnie i tańcu. Puszczam oczko, może do Sam, może do Cartera, oboje się uśmiechają, z tą różnicą, że mój wzrok zdecydowanie częściej przesuwa się po ciele Carter'a niż Sam.
- Chryste, zlituj się Sammy - jęczy Cleare, chwytając butelkę wody i wypijając od razu połowę jej zawartości. Wystarczy jeden gest Cartera i zaraz napój ląduje w jego rękach. - Niebezpośredni pocałunek - rzuca jeszcze blondyn.
- Chciałbyś zwykłego? - brunet unosi brwi, obserwując go, nim jego niebieskie oczy znów wędrują do mnie.
Zamiast odpowiedzieć, siatkarz unosi butelkę przy ustach chłopaka wyżej i mogę z czystym sumieniem parsknąć śmiechem, gdy tą wyszczekaną mordkę Cartera oblewa woda, a on sam zaczyna kaszleć, bardziej ze zdziwienia, niż przez fakt, że się zakrztusił. Sammy przewraca tylko oczami z nieznacznym uśmiechem, a ja i Cleare bez skrępowania śmiejemy się z bruneta, który z początku tylko obrzuca nas bluzgami, nim uśmiech na jego twarzy powoli zaczyna się powiększać i już nie może udawać, że jest zły.
- Dzieciak - parska w końcu śmiechem, rzucając w blondyna niezakręconą butelką, przez co chłopak oblewa się wodą gdy ją ściska.
- Iii cała podłoga jest mokra - wzdycha lekko Sammy, siadając obok mnie.
Odruchowo obejmuję ja ramieniem i całuję w skroń, nie odrywając rozbawionego spojrzenia od Carter'a, którego Cleare znów oblewa wodą. Kręcę głową z rozbawieniem, nim w rozluźnieniu opieram się o ścianę i wyglądam za okno, wzdychając cicho. Odwołane lekcje zdecydowanie bywały bardziej przyjemne niż nudne, od kiedy Carter się tu przeprowadził.
*
Wracanie do domu z Carterem powoli stało się codziennością, aż dziwnie wracało mi się, gdy czasem odbierała go ze szkoły siostra. Dzisiaj na szczęście mogę jak zwykle cieszyć się jego wyszczekanym towarzystwem. Idziemy tak blisko siebie, że nasze ramiona niemal się o siebie ocierają, ale tłumaczę to zwyczajnie tym, że nie chcemy zajmować całego chodnika.
- Hej Ace – rzuca nagle Carter, jak zwykle przed pytaniem, na które szybko potrzebował jak najszczerszej odpowiedzi. Nie robi tego często.
- Tak Carter? – odpowiadam jak zwykle, patrząc na niego kątem oka.
Sposób w jaki płatki śniegu zatrzymują się w jego ciemnych włosach, nie roztapiając się, jest sztuką. Chcę przeczesać jego włosy palcami i wiedzieć, co zostanie z płatków jakie w nich utkwiły i jak bardzo zniszczę jego fryzurę. Jego skóra jest blada i przy śniegu wydaje się piękna, nieskazitelna, choć gdy zobaczyłem go pierwszego dnia wydawał się wręcz chorobliwie blady. Może to przez ten lekki rumieniec, skutek mrozu. Ma na sobie moją bluzę, którą pożyczyłem mu kiedyś. Nie mogłem oddać mu płaszcza, ale przynajmniej od tamtego czasu zawsze nosi dwie bluzy.
- Moja siostra wyjeżdża na kilka dni, w weekend też jej nie będzie – zaczyna brunet, przekręcając lekko głowę na bok, odsłaniając swoją szyję, tak samo nienaruszoną. Wręcz błagała, żeby zostawić na niej jakiś ślad, oznaczyć ją. – Chciałbyś przyjść na noc? Dotrzymać mi towarzystwa? – kończy wreszcie, odwracając wzrok w moją stronę.
Trzęsie się lekko i obiecuję sobie, że kupię mu kurtkę na święta, jak najcieplejszą.
- Jasne, bardzo chętnie – odpowiadam z uśmiechem na ustach. – Zmówimy coś do jedzenia, czy będziemy obżerać się chipsami i słodyczami?
- Może jedno i drugie – mruczy chłopak, parskając śmiechem. – Zobaczymy, możesz wziąć na wszelki wypadek trochę kasy – decyduje szybko, odwracając znów wzrok ode mnie i patrząc na drogę przed siebie.
Patrzę na niego jeszcze kilka chwil, nim wyjmuję z kieszeni rękawiczki i biorę jego rękę, tylko po to, żeby mu je wcisnąć. Brunet jest zdziwiony, jak zawsze kiedy dostaje ode mnie coś ciepłego do ubrania, kiedy Sammy robi mu herbatę lub proponuję mu coś do jedzenia, gdy siedzimy u mnie, zakuwając historię, z której nareszcie zaczął się poprawiać.
- Dziękuję.
- Proszę – krótko, bez zbędnych słów, zaprzeczeń, wymigiwań, namów. Lubiłem to w Carterze.
To i piegi na jego ciele, chociaż je zauważyłem dopiero niedawno, gdy przebieraliśmy się na WF. Całe ramiona i barki miał pokryte piegami, które schodziły po łopatkach, powoli bladły i przerzedzały się im niżej schodziło się wzrokiem. Na jego jasnej skórze i tak każdy jeden był idealnie widoczny, przykuwający wzrok.
- Cleare też będzie? – pytam jeszcze z ciekawości.
Chcę wiedzieć, czy będę cały czas sam na sam z Carterem, czy może będzie nas trójka. Gdy Cleare był z nami, brunet zachowywał się zupełnie inaczej, często poświęcając blondynowi tak wiele swojej uwagi, że zaczynało mnie to irytować. Po co w ogóle się z nami umawiali, skoro potem przez całe spotkanie szczebiotali ze sobą jak zakochani? Przewracam oczami na samo wspomnienie ich dwójki, czując ogarniającą mnie irytację, niemal przegapiając rozbawione spojrzenie, jakie rzuca mi Carter.
- Mam go zaprosić? – odpowiada pytaniem, a na jego ustach gość pełen samozadowolenia uśmieszek, tak świetnie mi już znany, a jednak wciąż przykuwający mój wzrok.
Jest wiele różnic w tym, jak Carter uśmiecha się, gdy jesteśmy z innymi ludźmi i gdy jesteśmy sami. Sam nie wiem czemu, często mam wrażenie, że uśmiechy które posyła mi mówią o nim o wiele więcej, niż tamte, które bez przerwy posyła Sam czy komukolwiek innemu. Ten uśmiech zdaje się mówić, że jestem na przegranej pozycji i jeśli Carter tak myśli, to ma rację. Jeśli powiem, że nie chcę tam Cleare'a może zapytać czemu, a wtedy będę musiał przyznać, że irytuje mnie ilość uwagi jaką mu poświęca. Jeśli powiem, żeby go zaprosił, coś co zapowiadało się na miły wieczór, może być wielkim niewypałem.
- Nie wiem, jak wolisz – odpowiadam tylko, wzruszając ramionami, zdając sobie sprawę, że w domyśle jest to właściwie równoznaczne z tym, że go tam nie chcę, ale nie można mi zarzucić, że powiedziałem coś takiego.
- Będzie nas tylko dwójka – mówi po chwili ciszy Carter, zadowolonym tonem, jakbym powiedział mu coś szczególnie satysfakcjonującego.
Śnieg znów zaczyna padać, po zaledwie dwóch, czy trzech minutach przerwy i przez resztę drogi już nic nie mówimy, ale cisza jest przyjemna, zaskakująco.
CZYTASZ
Choking Games
RomanceCarter jest dobry w piciu, paleniu i obciąganiu. Ace jest dobry z fizyki, matematyki i angielskiego. Idealny świat Ace'a Tómassona zostaje wywrócony do góry nogami i przewrócony na lewą stronę przez Cartera Abarrow, nowego ucznia z Walii. The Chokin...