Około piątej nad ranem, wciąż jest tu ciemno. Słońce wschodzi dopiero przed ósmą, choć z każdym dniem o kilka minut wcześniej. Może o dwie. Kiedyś nawet o trzy. Wyglądam przez okno, na spadający śnieg, by nie patrzeć na śpiącego Ace'a, bo wiem, że już kiedyś przez to wpadłem. Mocno. Analizuję każdy moment nocy w swojej głowie co najmniej pięćdziesiąt razy, starając się odnaleźć w sobie zmęczenie, które jak na złość nie chce ujawnić, gdzie się chowa. Od parapetu ciągnie zimno, gęsia skórka pojawia się na mojej skórze poznaczonej bliznami i zaraz znika. Przesuwam palcami po jednej z zasklepionych szram, o lekko poszarpanych krawędziach z dnia gdy skakałem z przyjaciółmi z klifu i swoim nieszczęściem jako jedyny natrafiłem na kamień. Było dużo krwi, na którą nie zwróciłem uwagi, póki nie zobaczyłem ich przestraszonych min. Potem udawałem równie przestraszonego, choć nie robiło to na mnie większego wrażenia.
Wypadki się zdarzają.
Szlugi, które rozsypałem po podwórku są niewidoczne pod śniegiem. Jeśli śnieg kiedyś stopnieje znów je zobaczę. Bardziej sfatygowane. Bardziej zniszczone. Bardziej bezużyteczne. I w taki sposób może będą mi bliższe, wdeptane w ziemię i nie nadające się do niczego. Jednak będę mieć nad nimi wyższość. Zawsze jest coś, w czym jestem lepszy. Jest coś co sprawia, że nieważne jak nisko wszyscy myślą, że jestem, tak naprawdę wyprzedzam ich o kilka stopni.
Ześlizguję się z parapetu i cicho podchodzę do łóżka, gdzie Ace śpi z oddechem zabarwionym ostrym zapachem alkoholu. Nie myliśmy się wczoraj. Ciekawe, że z dnia na dzień nie widać brudu, ale im więcej czasu mija tym jest on bardziej widoczny. Im więcej czasu mija, tym jest gorzej. Na odwrót niż jak w powiedzeniu. Przeczesuję lekko palcami jego miękkie, nie zniszczone niczym włosy, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy, ale nie budzi się. Ciekawe, czy wczoraj pił po raz pierwszy.
Siadam obok łóżka, zginając kolana, by oprzeć na nich ręce. Głowa opada mi lekko na bok, gdy patrzę na zeszyty ukryte bezpiecznie pod meblem na którym śpi szatyn. Ace sprawia, że mam ochotę je wyjąć i przeczytać zawartość i nienawidzę tego. Nienawidzę tego, jak budzi we mnie stare przyzwyczajenia, przywołuje wspomnienia, o których nie chcę pamiętać i którymi się katuję, ale kiedy robię to sam, to na moich zasadach. Nie tak jak on. Nienawidzę jak sprawia, że zbliżam się do dna, w którym będę w stanie tylko paść na ziemię i płakać, a już nie umiem. Nie chcę. Nie mogę. Nie pozwalam sobie na to.
Wspinam się na łóżko i kładę obok, nie zważając na brak zmęczenia, myśląc tylko o przejmującym zimnie, które zdaje się płynąć z wnętrza moich własnych kości i mrozić całe moje ciało, niemal spalając je niską temperaturą. Muskam palcami jego miękkie wargi, a on nawet nie drga przez sen. Znowu zaczynam myśleć i pytania przelatują jedno za drugim przez moją głowę, niektóre zupełnie proste, jak „ciekawe, czy będzie rzygać po obudzeniu" inne... Inne. Czy Ace też czasem czuje to zimno i czy mogę sprawić, żeby zaczął je czuć. Wiem, że umiem, ale mogę dopiero, kiedy on sam mi na to pozwoli, prawda?
Ludzie nawet nie wiedzą jak wielką kontrolę nad własnym życiem mają, jak wiele wyborów mogą podjąć, jak wiele smutku mogą uniknąć. Nie wiedzą, bo są za słabi. Nie potrafią radzić sobie z konsekwencjami.
Powietrze powoli wślizguje się do moich płuc i wychodzi zimniejsze niż wcześniej.
Całuję go, bo jego usta są blisko, a on śpi, tak mocno, że wątpię czy obudzi się przed południem. To tylko całus. Nie jest za długi, ale też nie krótki, wystarczający, żebym mógł poczuć jak jego niewinne usta smakują pizzą i alkoholem, jakby był wczoraj na imprezie. Brakuje tylko papierosów. Czuję ich ciepło, które nie jest w stanie zwalczyć zimna w moim ciele, ale to żadna niespodzianka. Ace się nie budzi, z resztą tak jak sądziłem.
Powietrze wypełnia moje płuca, ale nie rozgrzewa mnie, nim wychodzi zimniejsze.
Zamykam oczy, leżąc w bezruchu, gdy ciche mieszkanie stara się mnie zachęcić do snu. Tym razem budzik nie przeszkodzi mi w zasypianiu, niedługo będzie jasno i bezpiecznie. Jest tylko Ace, którego ciepły oddech rozbija się na moich policzkach, wprawiając mnie całego w wewnętrzne drżenie, gdy łagodne wspomnienia uderzają o tył mojej głowy. Muszę porozmawiać z psychiatrą o problemach ze snem, o tych wszystkich myślach przewijających się między wspomnieniami, niekończących się pytaniach, niezrozumieniu i pogardzie. Powinienem rozmawiać o wszystkim, ale powiem tylko o śnie, bo wtedy da mi odpowiednie tabletki, które pomogą mi zasnąć i spać.
Ręka Ace'a owija się wokół mojego torsu. Sama z siebie, albo szatyn wybudził się lekko i jeszcze nie wie, kto leży obok niego. Może wie. Opieram czoło o jego ramię, rozlazłym, śpiącym ruchem i wydycham zimne powietrze w jego ciepłe ciało.
Otwieram oczy i jestem ubrany tylko w kąpielówki. Wyatt łapie mnie za rękę i razem skaczemy z kliffu. Tym razem nie uderzam o skały, ale krew barwi wodę na czerwono.

CZYTASZ
Choking Games
RomanceCarter jest dobry w piciu, paleniu i obciąganiu. Ace jest dobry z fizyki, matematyki i angielskiego. Idealny świat Ace'a Tómassona zostaje wywrócony do góry nogami i przewrócony na lewą stronę przez Cartera Abarrow, nowego ucznia z Walii. The Chokin...