- Gdzie byłeś po szkole? – Elsie wita mnie w progu.
Opiera się o framugę drzwi prowadzących do podłużnego korytarza i wiem, że jest zła. Czemu właściwie miałaby nie być? Pewnie siedziała pod szkola z półtorej godziny w samochodzie jak idiotka, a ja nie miałem nawet wystarczająco dużo taktu, żeby odebrać telefon lub chociaż oddzwonić. Biała koszulka jest za luźna i opada jej z jednego ramienia odsłaniając białe ramiączko stanika. Ręce skrzyżowała pod piersiami i zaciska usta. Przypominała mamę, kiedy była zdenerwowana. Mamę, która jeszcze była moją matką. Czarna grzywka zasłania jej czoło i wpada do oczu, to musi być denerwujące. Jestem zirytowany, od samego patrzenia na to.
- Zamierzasz tak iść do pracy? – strzelam pytaniem, nie zwracając uwagi na jej słowa i zamykam za sobą drzwi. – Na dworze jest zimno.
Brunetka warczy pod nosem ze złością i łapie mnie za ramię, odwracając w swoją stronę. Wbija swoje opiłowane paznokcie, pomalowane czarnym lakierem, który zaczął już trochę odpryskiwać, w moją skórę i krzywię się lekko, ale nie próbuję się wyrwać, ani odepchnąć jej ręki.
- Posłuchaj dupku, masz chodzić grzecznie do psychiatry, albo zamkną Cię w szpitalu dla czubków. I ja sama tego dopilnuję.
Wybucham niepohamowanym śmiechem, prawie upadając od niego na podłogę. Gardło przez chwilę piecze bólem, kiedy głośny dźwięk gra na moich strunach głosowych i niemal opluwam się, kiedy wylatuje przez moje usta. Siostra patrzy na mnie ze zmieszaniem i powoli puszcza moje ramię, przyciągając dłoń do klatki piersiowej, a po chwili niezręcznie zaciskając palce drugiej na własnym nadgarstku oraz zagryza wargę. Nie ma pojęcia, jak zareagować. Zgrywa twardą, ale nie wie, co teraz zrobię. Skrzywdzę siebie czy skrzywdzę ją? Może zaraz wyskoczę przez okno, albo rozetnę sobie rękę i pochlapię krwią ściany. Pewnie nie ma pojęcia. Jak mogłaby wiedzieć, skoro sam nie jestem pewien?
Mechanicznymi ruchami zrzucam ze stóp znoszone trampki, nie spuszczając z niej wzroku, a moje wargi wykrzywiają się w uśmiechu, który serwuję tylko rodzinie. Pokręconym, z oczami w które wpycham obłęd. Ojciec mówił, że to uśmiech psychopaty. Coś w tym musiało być. Elsie wyraźnie wzdryga się napotykając mój wzrok i automatycznie cofa kilka kroków.
- Carter...
- Brzmisz jak matka, wyglądasz jak matka, chcesz się mnie pozbyć jak matka... dobrze Ci idzie Elsie, jeszcze szybciej niż jej. Ona potrzebowała siedemnastu lat, ty po kilku tygodniach zaczynasz mi grozić psychiatrą. Kochana z Ciebie siostrzyczka – mruczę, nachylając się w jej stronę i łapiąc za jeden z jej nadgarstków, kiedy znów chce się cofnąć.
Niedbałym ruchem ciągnę ją w swoją stronę, od razu robiąc jej miejsce, kiedy traci równowagę. Puszczam jej rękę, nawet nie starając się jej łapać, tylko patrząc jak upada na kolana, rękami ratując głowę przed uderzeniem o drzwi.
- Dobrze Ci idzie Elsie. Przebierz się do pracy, na dworze jest zimno – powtarzam się, znów uśmiechając się do niej radośnie, na co brunetka odwraca się w moją stronę i mierzy mnie badawczym spojrzeniem.
- Ty zawsze byłeś taki popierdolony? – pyta cicho, nawet nie wstając z klęczek.
Nachylam się w jej stronę, wiedząc, że poczuje się z tym niekomfortowo. Wsadzam ręce do kieszeni spodni, a czoło opieram o jej głowę, patrząc na jej twarz pod niecodzinnym kątem. Dziewczyna drży lekko, ale nie robię nic więcej, nawet nie zamierzam. Tak sądzę, że nie zamierzam.
- Nie siostrzyczko, stałem się taki, przez ludzi jak ty, którzy nigdy nie przegapiali okazji, żeby mi powiedzieć jaki jestem popierdolony. Po prostu spełniam wasze oczekiwania, jestem dobrym chłopcem – odpowiadam wesołym tonem, nadając swojemu głosowi brzmienie szczęśliwego dziecka.

CZYTASZ
Choking Games
RomanceCarter jest dobry w piciu, paleniu i obciąganiu. Ace jest dobry z fizyki, matematyki i angielskiego. Idealny świat Ace'a Tómassona zostaje wywrócony do góry nogami i przewrócony na lewą stronę przez Cartera Abarrow, nowego ucznia z Walii. The Chokin...