19

5.5K 435 29
                                    

         Ruszamy w nocy, kiedy Elsie i rodzice Ace'a śpią. W radiu cicho gra muzyka, a droga wciąż jest oświetlona ostatnimi promieniami słońca, które zajdzie na dobre dopiero koło północy. To okropne. Chyba jedyna rzecz, której nie jestem znieść na Islandii, to jak czasem całe godziny może być ciemno, ale są też dni jak ten, kiedy nie można się doczekać ciemności, a trwa ona zaledwie kilka godzin. Wzdycham miękko, przymykając oczy, ale słońce wciąż mnie drażni i cieszę się tylko, że droga nie będzie długa. Ace wszystko zaplanował, przynajmniej tak twierdzi. Będziemy jechać trochę ponad godzinę nad jezioro, którego nazwy nie pamiętam, a tam ma dla mnie niespodziankę i będziemy mogli iść spać gdy już zajdzie słońce. Prześpimy wschód, ale będziemy mieli jeszcze dwa tygodnie na czekanie aż do trzeciej, żeby zobaczyć jak zaledwie po trzech godzinach nieobecności słońce znów pojawia się na nieboskłonie.

- Będziemy spać pod namiotem? – pytam nie otwierając oczu, a lekki uśmiech pojawia się na moich ustach, gdy czekam na odpowiedź chłopaka.

- To gdzie będziemy spać, jest częścią niespodzianki – odpowiada chłopak ze słyszalnym rozbaiwniem w głosie i czuję jak kładzie swoją ciepłą dłoń na moim udzie, głaszcząc je lekko palcami.

- Mmm, to niesprawiedliwe. Nic nie wiem, już nawet nie pamiętam gdzie jedziemy – mruczę z wyrzutem, rozchylając oczy, by spojrzeć na niego w promieniach powoli zachodzącego słońca.

      Jego brązowe włosy mają rudawy poblask, a zielone oczy wydają się złote, przynajmniej pod tym kątem. Ma jasną skórę, która wydaje się tak miękka, jakby nigdy nie doświadczyła zimy, nie przeszła przez dojrzewanie. Jednocześnie widzę przecież te delikatne zaczerwienienia wokół jego nosa, pieprzyk na policzku i tuż przy uchu, kilka krostek tu i tam. Człowiek jak każdy, a jednocześnie... nie jak każdy. Odwracam wzrok, czując jak ciężko mi się oddycha z paniki naciskającej na moją pierś i zamykam znów oczy, czekając na jego odpowiedź w milczeniu, bo ciężko się na niego patrzy. Nie mogę się na niego patrzeć.

- Skorradalsvatn, takie jezioro – mruczy chłopak w odpowiedzi, na chwilę zabierając dłoń, by zmienić bieg, nim kładzie ją z powrotem, uciszając moją tęsknotę za jego ciepłem.

       Milczę, starając się wyrównać oddech. Wiem, że nic mi nie powie, a chcę wkorzystać naszą przejażdżkę, żeby przespać się trochę bez leków. Zawsze było mi łatwiej w podróży, niż gdy leżałem w łóżku. Jasne, fotel był raczej niewygodny, zawsze potem bolał mnie kręgosłup i narzekałem, ale przynajmniej w większości przypadków nie musiałem nic brać, żeby zasnąć. Chyba dlatego zawsze lubiłem podróże. Lubiłem kiedy Wyatt mieszkał daleko i mogłem jeździć do niego pociągiem godzinę, czasem półtorej, jeśli coś poszło nie tak.

       O Wyatt'cie też nie chcę myśleć. Dziwię się, że jego imię tak niepostrzeżenie wślizgnęło się w moje myśli, ale biorę to za dobry znak. Przekręcam się lekko na bok, a ręka Ace'a ląduje na wewnętrzej stronie mojego uda, ale chyba żaden z nas o to nie dba. Lekki dreszcz przechodzi przez moje ciało, ale jak zwykle ściana w moim umyśle oddziela zgrabnie stronę o której mogę myśleć od tej której nie pamiętam. Teraz przychodzi mi do głowy tylko to, że wciąż nie odpisałem psychiatrze na pytanie czemu odwołuję nasze najbiższe spotkania. Wciąż nie chciałem rozmawiac z Elsie gdy przyszła do mnie, zmęczona po całym dniu pracy i zapytała gdzie się pakuję i czy kiedykolwiek przestanę myśleć o rzeczach, które już nie mają żadnego znaczenia. Może nie odpowiadanie to najlepsze wyjście. Na pewno najłatwiejsze, łatwiejsze niż rozmowa. W rozmowie wszystko może pójść nie tak, mówisz jedno, ale ktoś zrozumie coś innego i rodzą się kolejne konflikty. Może już lepiej, żebyśmy wszyscy milczeli.

       Może Wyatt rzeczywiście dobrze to wszystko rozumiał, może rzeczywiście nie było o czym mówić i najlepiej było po prostu odejść bez słowa, zniknąć z dnia na dzień, nie dając nawet znać czy żyjesz, czy może ktoś Cię już gdzieś zakopał. Może sam siebie gdzieś zakopałeś i już nie możesz się odnaleźć. Przesuwam nieznacznie dłoń, chcąc poczuć ciepło ciała Ace'a pod palcami. Jest tak strasznie odprężające. Przerażająco bezpiecznie i chcę go. Chcę tego ciepła wszędzie, tak mówi mi mój zmęczony umysł na wpół śpiąc i majacząc.

- Chcesz się zatrzymać jeszcze w jakimś sklepie? – głos Ace'a jest cichy i łagodny, jakby nie był pewny czy śpię i na wszelki wypadaek starał się mnie nie obudzić, ale rozchylam oczy, czując że mój umysł jest na razie zbyt pełny wszystkiego, żeby popaść w nic.

- Nie wiem. Nie pozwoliłeś mi zobaczyć co przygotowałeś – zauważam nieco niższym, cichym głosem, jakbym przed chwilą się obudził, mimo że nie wydaje mi się bym odpłynął chociaż na chwilę.

- Prawda – szczupłe palce Ace'a ściskają lekko moją nogę, posyłając kolejną falę lekkich dreszczy przez moje ciało. – Wczoraj przejachałem się na miejsce i napełniłem lodówkę jedzeniem. Kupiłem przed wyjazdem dwa bochenki chleba i cztery bułki, żeby było w miarę świeże. Mam też dużo niezdrowych przekąsek, które kochasz – dodał z rozbawieniem.

- Lodówkę! – otwieram oczy nieco szerzej z uśmiechem na ustach. – Więc nie będziemy spać pod namiotem.

      Ace jęczy z irytacją, przewracajac oczami, ale szybko patrząc znów na drogę. Wydyma lekko usta, jak nadąsane dziecko i aż się prosi, żeby dać mu całuska, więc jak zwykle, ignorując rozsądek, nachylam się w jego kierunku i obdarzam go tą drobną czułością. Jestem z siebie dziwnie zadowolony, chociaż nie zadałem pytania podstępnie, po prostu chciałem wiedzieć, czy mamy wszystko, czy chcę czegoś jeszcze.

- Kupiłeś czekoladę i batoniki? – pytam słodkim, niewinnym głosem, a szatyn parska śmiechem.

- Kupiłem czekoladę. Możemy podjechać po batoniki, przy okazji rozejrzę się po sklepie, może coś jeszcze wpadnie mi w oko – stwierdził chłopak, a ja zastanawiam się, co w końcu powiedział rodzicom i czy ma ograniczenie gotówkowe.

- Okay – mruczę, wzdychając cicho zaraz potem. – Daleko mamy do sklepu?

- Tylko kawałek. Zapytałem tak, żeby w razie czego zaraz być na miejscu – odpowieada z zadowolonym uśmiechem na ustach.

       Wie, że jestem niecierpliwy. Dopytywałbym się po chwilę, czy jesteśmy już na miejscu i kiedy wreszcie dojedziemy. Usta wygina mi lekki uśmiech, a żeby go ukryć odwracam głowę w stronę swojego okna i patrzę bezmyślnie na przewijający się szybko krajobraz. Jest dość monotonny póki nie wjeżdżamy znów między niewielkie domki. Supermarket jest na samym brzegu miasteczka, które wygląda bardziej jak duże osiedle niż oddzielna miejscowość, ale nie komentuję tego, wyskakując z samochodu i przeciągając się z zadowoleniem. Sklepu też nie nazwałbym supermarketem, jak zrobił to Ace, ale nie kłócę się z nim.

       W środku od razu podchodzę do kasy i zgarniam kilka lizaków, niemal każdy o innym smaku. Trzymam to w dłoni, ruszając dalej na podbój sklepu, puszczając wolno Ace'a, który mówi, że kupi szybko niespodziankę dla mnie i wróci. Każe mi nie podglądać, ale ciężko o to w tak małym sklepiku. Mimo wszystko obiecuję, że chociaż się postaram. Wybieram jeszcze dwa opakowania gumy cynamonowej i paczkę szlugów. Podchodzę ze wszystkim do kasy, która stoi pusta, więc opieram się o nią i wyglądam przez witrynę na zewnątrz, gdzie stoi chłopak, nieco starszy niż ja i Ace. Pali obserwując mnie prawie obojętnie. Unoszę brwi ku górze, a on wzrusza powoli, niemal niezauważąlnie rękami. Zabawiam się, puszczając mu oczko i przesuwając językiem po wargach, a facet wypuszcza w szoku papierosa z pomiędzy warg. Śmieję się wciąż gdy kasjerka podchodzi na swoje stanowisko, a chłopak już odszedł. Kątem oka widzę Ace'a i może tylko mi się wydaje, ale mam wrażenie, że w jego spojrzeniu widzę złość i coś jeszcze, jakieś zmieszanie, sprawiające, że nie ciskał gromami z oczu.

       Płacę za swoje i czekam przy aucie, ustawiając się tak, by nie widzieć co kupił szatyn, zgodnie z jego prośbą. Gdy ruszamy w dalszą drogę jego dłoń wciąż jest na moim udzie, nieco wyżej niż wcześniej, ale nic nie mówi, a mi wreszcie udaje się na trochę zasnąć.

Choking GamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz