- Idziemy do wesołego miasteczka – oświadcza nagle podczas śniadania, które powinno już raczej być obiadem, Carter.
- Czemu? – odpowiadam pytaniem, niemrawo mieszając w swoich płatkach śniadaniowych łyżką.
Nieważne jak bardzo staram się nie zwracać na to uwagi, towarzyszy mi dziwne uczucie, że zaraz cała zawartość mojego żołądka znajdzie znów swoją wolność poza nim. Carter obserwuje mnie z nieznacznym uśmieszkiem na ustach, jakby wiedział dokładnie o czym myślę, co chyba nie zdziwiłoby mnie aż tak bardzo.
- Sammy i Cleare zapraszają. Wiedziałbyś, gdybyś sprawdzał wiadomości – brunet unosi telefon i dopiero wtedy dostrzegam, że trzyma moją komórkę.
- Jesteś absolutnie bezczelny – stwierdzam tak samo zirytowany jak i rozbawiony, odbierając od niego urządzenie, a chłopak zaledwie parska śmiechem w odpowiedzi. – Wprosiłeś się, czy zaprosili i Ciebie? – mamroczę jeszcze, wsuwając telefon do kieszeni, żeby zabrać się za te nieszczęsne płatki na mleku.
- Możesz potem sprawdzić w wiadomościach, na razie pozwolisz, że odświeżę się nieco. Nie chcę w końcu wyglądać jakbym był bezdomny – mruczy jeszcze, nim ulatnia się, dając mi głośnego całusa w policzek.
Przewracam oczami w odpowiedzi na gest, bez entuzjazmu jedząc swoje płatki. Czasem wracam myślami do dnia, w którym poznałem Cartera i dziwię się, że wywarł wtedy na mnie takie wrażenie. Pamiętam, myślenie że jest niebezpieczny i prowokujący, gdy teraz wydawał się zaledwie psotnym dzieciakiem, który ma coś nie po kolei w głowie, jednak w ogólnym rozrachunku, jest nieszkodliwy.
*
W wesołym miasteczku jest jak zwykle głośno, a wszędzie dokoła latają dzieci z wielkimi watami cukrowymi i pluszakami. Jest zimno, Carter dziwi się, że jest tu aż tyle ludzi, póki nie przypominam mu, że jest w kraju, gdzie zwykle nie bywa zbyt ciepło.
- Nie rozumiem, czemu teraz, a nie w lato – kontynuuje mimo wszystko swoje narzekanie brunet.
Kręcę głową w niedowierzaniu, widząc jego szeroki, zadowolony uśmiech i jednocześnie słuchając jak uważa, że to wszystko niedorzeczne. W dokładnie takim stanie znajdujemy Cleare'a i Sammy, stojących w kolejce na rollercoaster, jedną z najbardziej obleganych atrakcji. Nie to, żeby był specjalnie duży, ale zawsze fajnie było się na nim przejechać, nawet jeśli robiło się to już piętnasty raz w życiu co najmniej.
- Jak to? Zawsze przyjeżdża tu to samo? – Carter jest niemal zszokowany, a Cleare śmieje się z jego miny i niemal każdej kolejnej reakcji.
Carter stoi blisko niego, grzbiety ich dłoni ocierają się o siebie lekko. Bezmyślnie ściskam rękę Sammy, a dziewczyna odruchowo odwzajemnia gest. Nie puściła jej nawet na chwilę od kiedy się spotkaliśmy i normalnie nie widziałbym w tym nic dziwnego, ale uśmieszki Cartera, gdy na nas patrzy zdają się mówić coś zupełnie innego. Twierdzi, że coś w tym jest.
Rozmawiam, ciągnę kolejne normalne, nijakie rozmowy aż znajdujemy się wreszcie przy wejściu na przejażdżkę i nim Carter zdąży jakkolwiek zareagować Sammy ciągnie mnie do jednego z ostatnich wagoników, szczebiocząc coś o tym, że nie lubi być z przodu, gdy Cleare, przeciwnie do niej, ciągnie Cartera na sam przód, podekscytowany przejażdżką.
- Na pewno chcesz jechać, skoro się boisz? – pytam zmieszany, obejmując blondynkę jedną rękę i przysuwając do siebie, korzystając z tego, że nie opuścili jeszcze zabezpieczeń.
- Tak, na pewno chcę jechać, ale tylko z Tobą – mruknęła w odpowiedzi dziewczyna, wychylając się, by pocałować mnie łagodnie.
Kładę dłoń na jej policzku, nieznacznie rozbawiony, odwzajemniając powolny pocałunek, póki nie każą nam się od siebie odsunąć, opuszczając zabezpieczenia. Dłoń Sammy znów ląduje w mojej ręce i znów czuję, że mam ziemię pod nogami, nawet kiedy rollercoaster już rusza. Z Sammy jest stabilnie, nawet gdy zaliczamy mały korkociąg, ale i tak krzyczę tak głośno, że ludzie przed nami rzucają nam rozbawione spojrzenia.
Kilka kolejnych jazd wygląda tak samo jak rollercoaster; wchodzimy we czwórkę, a potem Cleare ciągnie Cartera gdzieś do przodu, Sammy zostaje ze mną z tyłu, a ja i brunet wymieniamy się czasem spojrzeniami, których znaczenia nie jestem pewien. Są krótkie, ale wystarczające, by chłopak nie wypadł na dłużej z moich myśli, mimo tej dziwnej zmowy, którą zostaliśmy rozdzieleni. Dziwne, jak mimo patrzenia na jej uśmiech i włosy rozwiewane przez wiatr, moje oczy znajdowały drogę do Cartera, który tylko był sobie, istniał w tle, rozmawiając bez przerwy z Cleare'em, trzymając go czasem za rękę i śmiejąc się.
- Jak się bawicie gołąbeczki? – rzuca Cleare i wyluzowanie miesza się z irytacją, gdy widzę jak obejmuje Cartera jedną ręką.
Wygląda to zaborczo, a brunet tylko się uśmiecha, przez co odruchowo przyciągam Sammy bliżej siebie i odwracam od nich wzrok, nie tracąc jednak z ust delikatnego uśmiechu.
- Fantastycznie – odpowiada Sammy, kładąc nacisk na pierwszą sylabę i ściskając przez chwile moje żebra ręką którą mnie obejmowała.
Bawię się krótko jej włosami, które sięgały jej teraz już za obojczyki, nim kolejka znów się rusza. To chyba jedyne co mi zawsze przeszkadzało w wesołym miasteczku. Kolejki, mnóstwo ludzi gdzie by się nie poszło, wszyscy pchają się, chcą wejść jak najszybciej i starają się wycwanić. Może nie wszyscy, jednak irytująco duża liczba osób.
Ledwie rejestruję moment w którym czyjeś zimne palce muskają moją wolną dłoń, wpraszają się w jej uścisk jakby w poszukiwaniu ciepła. Palce zwijają się, jakby starając się zmieścić całą rękę w uścisku mojej własnej i gdy zerkam w dół nie mam wątpliwości, że to ręka Cartera, mimo że rozmawia właśnie z Cleare'm i Sammy; zdaje się nie zwracać na mnie uwagi. Waham się między zabraniem ręki, a owinięciem palców wokół jego zmarzniętej dłoni, a kolejka jak na złość nie chce się ruszyć; nic nie chce mi przeszkodzić w podjęciu tej decyzji odrobinę za długo. Brunet odwraca się do mnie i rzuca mi spojrzenie, podobne do poprzednich, jakby tęskne, jednak mające w sobie coś z drwiny, wyzwania. Carter sam zabiera rękę i po raz pierwszy od jakiegoś czasu znów mnie szokuje, tym jak nagle odebrał mi wybór.
Rusza szybciej ode mnie w stronę biało – niebieskiej, ogromnej filiżanki i zajmuje miejsce, gdy Sammy z zadowoleniem ciągnie mnie do tej samej filiżanki, nagle porzucając plan rozdzielania nas, którego nigdy nie rozumiałem. Nie rozumiem też, czemu nagle plan nie ma znaczenia, gdy siadamy wszyscy razem w za dużej, plastikowej zastawie i po chwili zaczynamy jazdę. Cleare i Carter rozkręcają filiżankę, tak mocno, że niemal ciężko jest utrzymać się na swoim miejscu. Historie o ludziach, którzy zwrócili swoje posiłki w wesołym miasteczku nagle stają mi się tak bliskie, że przestają być śmieszne, a wydają się co raz bardziej tragiczne. Nie mogę się skupić, przytrzymać nawet przez chwilę skrawka krajobrazu, wszystko jest rozmazane. Przyciskam do siebie roześmianą Sammy, nieprzytomnie ściskając rękę Cartera pod kołem którym chłopak rozkręcił naszą filiżankę.
- Boisz się Tómasson? – zapytał brunet z rozbawieniem, przesuwając kciukiem po moich knykciach.
Znam ten uśmiech, zadowolony z siebie, jakby wygrał kolejną rundę w naszej malej grze bez zasad, a raczej z zasadami tak mglistymi, że niemal nieistniejącymi. Nie przeszkadza mi to w spleceniu naszych palców razem i posłania mu lekkiego, nieco wyzywającego uśmiechu, co zdaje się go dziwić, gdy jego własny uśmiech nieco opada. Carter przechyla głowę lekko na bok, a ja po raz pierwszy czuję się jakbym wygrywał.
- Bałbym to ja się na twoim miejscu Abarrow – niemal krzyczę w odpowiedzi, wciąż ściskając jego dłoń.
(Można dziękować The Greatest Showman za danie mi nagłej dawki weny ❤️)
CZYTASZ
Choking Games
Storie d'amoreCarter jest dobry w piciu, paleniu i obciąganiu. Ace jest dobry z fizyki, matematyki i angielskiego. Idealny świat Ace'a Tómassona zostaje wywrócony do góry nogami i przewrócony na lewą stronę przez Cartera Abarrow, nowego ucznia z Walii. The Chokin...