Carter ma dobry gust co do filmów i pizzy. Poza tym dowiedziałem się też, że pizza jest jedynym znanym przeze mnie daniem jakie brunet rzeczywiście je, a nie tylko skubie i przewraca na talerzu. Poza tym fałszuje. Strasznie i niewybaczalnie, zwłaszcza kiedy stara się utrzymać poziom Christiny Aguilery. Mimo to, nie mogłem się zmusić, by kazać mu się zamknąć. Było w tym coś przyjemnego w porównaniu do zwyczajowego nucenia Sammy, które zawsze było idealnie w punkt, delikatne i czyste, bez najmniejszego potknięcia. Luźno. Tak jest z nim, tylko z nim, przynajmniej takie odnoszę wrażenie po tych kilku drinkach, które skręcił dla nas brunet.
- Carter – mruczę, wyciągając rękę w jego kierunku z nieznacznym, rozbawionym uśmiechem na ustach, gdy on zwraca na mnie błyszczące w rozbawieniu oczy. – Nie wiem – mówię nagle, zapominając co chciałem mu powiedzieć.
Carter parska śmiechem i nie wiem, czemu to takie niesamowite. Po prostu jest, ten krótki moment szczerego rozbawienia, widoczny na jego twarzy, to jak pod jego oczami pojawiły się delikatne zmarszczki, a usta rozciągnęły. Nie jest wyćwiczony ani fałszywy, jest piękny, chociaż może tylko dla mnie. Może tylko ja mogę to w nim zobaczyć, a przynajmniej lubię tak myśleć. Tylko ja widzę szczery uśmiech Cartera. Tylko mi ufa tak bardzo, by go pokazać.
- Chodź tu do mnie – mówi w końcu brunet, łapiąc mnie za rękę, której wciąż nie zabrałem i przyciągając w swoją stronę, czemu poddaję się z zaskakującym spokojem.
- Jestem – mruczę, opierając się na przedramionach, po obu stronach jego głowy, gdy Carter owija swoje nogi wokół moich bioder.
- Mam Cię Ace – odpowiada krótko, przechylając głowę na bok.
Jest taki śliczny z tymi swoimi ciemnymi rzęsami, ciepłym uśmiechem i rozbawionymi oczami. Nie umiem i chyba nigdy się nie nauczę, jak opisać piękno, jakie w nim widzę, zwłaszcza że było tak zmienne, dynamiczne. Czasem łagodne i ciepłe, sprawiające, że można było czuć się u jego boku jak w domu, a czasem niebezpieczne, niemal toksyczne piękno, od którego miało się ochotę rozwalić jego głową najbliższą szybę. Piękno, które sprawiało, że myślałem o tym jak ładnie wyglądałby z krwią spływającą na oczy i potem przez wargi.
- Jesteś taki... mały – mówię cicho, ze smutkiem, nagle zdając sobie z tego sprawę.
Carter jest mały, chociaż wydaje się duży. Sprawia wrażenie kogoś, kto przesuwa ściany i zmienia wszystko, kto może obrócić Ziemię na zawołanie, ale tak naprawdę, nie ma nawet tyle kontroli, by wepchnąć w siebie obiad, prawda? Carter jest mały i patrzy na mnie oczami, które nie rozumieją absolutnie nic, a ja nie mogę wytłumaczyć. Jak mogę mu wytłumaczyć, że jest taki kruchy? Tak kruchy, że samo jego piękno jest w stanie go zabić.
Przytulam go mocno, kryjąc twarz w jego ramieniu i myślę, że nigdy więcej nie będę pić tanich alkoholi z Carterem. Mam słabą głowę, choć wcześniej o tym nie wiedziałem. Carter obejmuje mnie łagodnie, palcami przeczesuje moje włosy i czuję jego gorący oddech na ramieniu. Pachnie alkoholem, więc muszę pachnieć tak samo.
- Carter?
- Tak Ace? – łagodny, miękki ton. Kojarzy mi się z takim jakim mówi się do dzieci, które straciły swoich rodziców.
Nie jestem dzieckiem. Wiem, więcej niż dobrze, bo mając Cartera tak blisko, z biodrami tuż przy jego biodrach, zaczynam się zastanawiać nad bardzo dziwnymi rzeczami i nie jestem pewien, co mam myśleć o swoim życiu. Ma taki wpływ na ludzi. Sprawia, że wątpią, w rzeczy które wcześniej były proste, niezmiennie stabilne. Nagle wszystko się chwieje, a ja czuję się jakbym patrzył na świat mając vertigo i dopiero teraz zaczyna mi się robić niedobrze.
- Jesteś taki cholernie skomplikowany – warczę w irytacji, nie wiedząc, co innego mam mu powiedzieć.
Brunet śmieje się, znów tym pięknym, wyćwiczonym, dzwoneczkowym śmiechem, który nauczyłem się uwielbiać mimo całej wymuszonej fałszywości jaką czasem w sobie zawierał. Och Carter, ty mały, niedorobiony dzieciaku, czemu musisz sprawiać, że wszystko jest takie trudne.
- Gdybym nie był, nie zwróciłbyś na mnie uwagi Ace – odpowiada po prostu brunet, a jego oddech znika z mojego ramienia, mimo że wciąż głaszcze mnie po głowie. – Jestem skomplikowany, ale to przez Ciebie. Gdybyś naprawdę chciał, żebym był prosty, to właśnie takiego mnie, byś dostał, ale ty lubisz to jaki jestem – nogi bruneta zaciskają się mocniej na moim ciele, aż nasze biodra przylegają mocno do siebie, a ja czuję jakbym nie mógł już oddychać. – Lubisz to jak w jednej chwili jestem niewinnym chłopcem, a w następnej podstępną kurwą. Intryguje Cię to, jakim cudem jestem w stanie wydobyć z Ciebie jakieś podrzędne instynkty, jestem dokładnie tym czego potrzebujesz Ace.
Moje serce bije tak głośno, że ledwie jestem w stanie słuchać Cartera, jednocześnie myślę nad tym jak jego krocze naciska na moje. I że chciałbym coś z tym zrobić, więcej niż bardzo. Moje dłonie wędrują powoli po jego bokach, aż zatrzymują się na biodrach, na których zaciskam palce. Potem poruszam biodrami; mocno i powoli ocieram się o krocze bruneta i obaj wzdychamy cicho z zaskoczeniem, choć u Cartera da się wyczuć niejaką przyjemność. Niewiele myśląc powtarzam ruch jeszcze kilka razy, dopóki nie czuję, jak w spodniach Cartera powstaje niewielkie wybrzuszenie, a podniecenie, które wcześniej tonęło w morzu myśli, rozlewa się falami po moim ciele. Brunet wzdycha cicho, jednak ja otrząsam się z tej chwili zamroczenia i odsuwam się od niego, powtarzając kilka razy przepraszam.
- Nie masz za co – odpowiada chłopak, obserwując mnie i zasłaniając się rękami.
Pierwszy raz widzę jego rumieniec, który nie jest spowodowany zimnem. Ja jestem jego powodem. Przeze mnie się rumieni i daje mi to dziwny rodzaj satysfakcji, mimo miażdżącego zawstydzenia i zdezorientowania.
- Pójdę do łazienki – mówi brunet, nachylając się nieznacznie w moim kierunku, a ja kiwam powoli głową, nie odsuwając się.
Chcę pogłaskać go po tym policzku, naznaczonym nielicznymi bliznami, niemal niewidocznymi, chcę znów rozgrzać jego bladą skórę, aż się zaczerwieni, chcę jeszcze raz wywołać te westchnienia z jego ust. Chcę czegoś więcej niż tylko te westchnienia. I Carter musi świetnie o tym wiedzieć, kiedy z uśmieszkiem na ustach wstaje z kanapy i idzie do łazienki. Nie mija minuta nim do moich uszu docierają jego jęki i mogę tylko siedzieć, zmrożony, kiedy kolejne dreszcze przebiegają przez moje ciało, a ja desperacko staram się zachować spokój. Och Carter, ty mała gnido.
![](https://img.wattpad.com/cover/115848487-288-k70408.jpg)
CZYTASZ
Choking Games
RomanceCarter jest dobry w piciu, paleniu i obciąganiu. Ace jest dobry z fizyki, matematyki i angielskiego. Idealny świat Ace'a Tómassona zostaje wywrócony do góry nogami i przewrócony na lewą stronę przez Cartera Abarrow, nowego ucznia z Walii. The Chokin...