Chapter 2

539 40 2
                                    

*Cisza. Bezszelestnie przesuwalam sie przez ciemność. Noc. Nagle z za chmur wyjrzał księżyc. Oświetlił mi drogę. Nie wiedziałam gdzie idę. Podejrzliwie stawiałam kroki na ścieżce zrobionej z kamieni i piasku. Chrzast! Ktoś nadepnął na gałąź. Byłam pewna ze to nie ja. Na wszelki wypadek jednak spojrzałam pod nogi. Tak, miałam racje. Pod mojimi nogami nie było żadnych gałązek. To jednak pogorszyło sprawę. Cały czas myślałam ze byłam sama. Teraz wiem ze nie. Nie miałam czasu na zastanawiania sie. Ruszyłam moje nogi, które zdawały sie być z kamienia gdyż ledwo,ledwo nimi ruszylam. Gdzie biegłam ? Niewiem. Przed siebie. Postanowiłam zejść ze szlaku i wbieglłam do lasu. Trzask! Chrump! Odgłosy łamanych gałęzi i zdeptywanych liści ciagle mi towarzyszyły. Koniec nie mogłam dalej biec. Kiedy przede mną stanęła jakaś biała postać. To nie był człowiek. ... To był WILK.*

Obudziłam sie cieżko dusząc. To był tylko sen. Tylko zły sen. Obok mnie wciąż był Dan. Nie przesiadl sie. Dziwne. Nadal mój oddech był nie równy. Nogi miałam podkorczune do szyi. Pewnie zmarzlam. Poduszkę gdzieś zgubiłam. Pewnie spadła na podłogę. Cóż na oślep wymacywalam siedzenie. Dopiero teraz zauważyłam ze jak sie obudziłam byłam na Danie. Spałam na nim. Mam nadzieje ze nie był zły. Jednak bardziej chciałam zeby nie zauważył ze na nim lezałam.

Było już ciemno. Długo jechaliśmy. Najwyraźniej pokonanie 672 kilometrów przez autokar wymagało takze nocnej wyprawy. Rozpielam pas by udać sie do łazienki kiedy stanęłam na czymś miękkim. Poduszka. Szybko ja podniosłam i starannie ułożyłam ja na fotelu. Jak najciszej sposcilam sie po schodach by nikogo nie obudzić. W autobusie było ciemno i słychać było ciężkie oddechy i delikatne pochrapywania. Na tylnych fotelach widniała niebieskawa oświata z ekranów telefonów. Stanęłam pod drzwiami toalety. Białe, puste, wyglądały ja szpitalne. Malutka, haczykowata klamka widniała za nisko.

Zaczęłam ja naciskać, gdy ktoś wbił palce z tipsami w moje biodro odkrecajac mnie na ścianę. Kate. Jej blond włosy opadały jej na twarz a tusz do rzęs delikatnie sie rozmazał, przez co wyglądała trochę jak widmo.

-Hhh- dyszala cieżko.

- Co robisz?! Daj mi iść do łazienki?! Muszę skorzystać!

- Co ja robię?! Wiesz jak długo...- nie mogła powiedzieć bo strasznie dyszała tak jakby właśnie biegła - próbowałam go w sobie rozkochać?! I... Nagle pojawiasz sie TY- to"ty" powiedziała z takim wyrzutem- czekałam na niego! Zeby usiadł obok mnie!- robiiła z tej sprawy taki proble..

-Ale ja go nie zapraszałam. Sam sie przysiadł...- wzruszyłam ramionami.

- Nie możliwe! Jesteś za brzydka Nie tak jak j...- nie dałam jej dołączyć. Nie mogłam uwierzyć! Poczułam sie urażona.

- Nie tak jak ty?! Za duzo sobie wyobrazasz ,narcyzie! A teraz Sory - odepchnęłam ja od siebie- muszę skorzystać.

Rozwarla szeroko usta i wylupila oczy. Ja weszłam do kabiny i zatrzasnelam drzwi pod jej nosem.

Wspielam sie po schodach. Gdy doszłam do siedzenia, Dan nadal spał. Zgarnęłam poduszkę z podłogi i odwróciłam się tyłem do chłopaka, znów podkulając kolana do szji.

Gdy sie obudziłam po raz kolejny, jego ramie obejmowało mnie. Moja głowa była wtulona w jego pierś, zaś jego opadała na szybę. Moje podkulone nogi opierały sie na jego udach. Było mi bardzo wygodnie i nie chciałam przerywać tej chwili, wiec udałam ze śpię zamykając oczy.

Poczułam ze on sie budzi. Nie zepchnął mnie. Tylko jeszcze bardziej przytulił. Jego druga ręka powędrowała do kieszeni po telefon. Przymknęłam oczy by ujrzeć godzinę. 8:37.

Bardzo mnie zdziwiło jego zachowanie. Moje zresztą też. Zachowywaliśmy się jak para...

Musiałam jednak to przerwać. Przypomniało mi sie co wczoraj mówiła Kate. Powoli otworzyłam oczy. Dan to zauważył i odgarnąl loki opadającej mi na twarz.

- Hej- usmiechnął się do mnie.

-Ciii...- uciszylam go- śpię-wyszeptalam. Na co on parsknął śmiechem.

-Pora już sie obudzić. Za pięć minut będziemy.

Mocno go uscinelam i puściłam siadając prosto.

-Wow. Zapamiętać"całkiem silna"-uśmiechnął sie na co mu odpowiedziałam ty samym.

Nagle autobus gwałtownie zachamowal. A przed nim przebiegło jakieś duże zwierze, trochę większe od psa. Białe. Przypomniał mi sie mój sen. O nie.

Łza-krew duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz