Chapter 28

251 30 6
                                    

Informuje was, że zmieniłam zdanie i ksiązka skączy się po jeszcze tak około 3 rozdziałach :( Jednak mam nadzieje, że was zaskoczę zakończenie :) Jeszcze nie dokońca wiem jak się skończy ale wiem ze bedzie ok :).

Uwazałam że to robi się już nudne. I wiecie co? To zatruwanie mojego życia zrobiło się nudne. Są nie orginalni. Zgadnijcie co... obudziłąm się z kolejnym bólem.

-Po co mnie bijecie?- powiedziałam jeszcze z zamkniętymi oczami- To 21 wiek. Nie mozna po ludzku? Macie przecież język...- wetchnęłam.

-Bo widzisz... rozmowa to zadna zabawa...

Parsknęłąm smiechem zaciskając oczy jeszcze mocniej.

- Philip! Rozbrajasz mnie!- krzyknęłąm śmiejąc się.- Kogo obchodzi twoje poczucie humoru? Jak ty go nawet nie masz!- zaczęłąm się śmiać.Zachowywałąm się jak naćpana i niewiedziałam co się ze mną dzieje.

Chłopak przyłozył mi z liścia w twarz. Spojrzałam na niego spodełba. owazne spojrzenie przemieniło się w drwiący uśmieszek.

-I co? Zadowolony?- wstałąm pocierając polik- Miło było ale się zmyło!- rzuciłąm idąc do drzwi.

- Gdzie ty się wybierasz?-zapytał.

- Nie wiem... Gdzieś gdzie mnie nogi poniosą.- powiedziałam zgodnie z prawdą.

otwierałam już drzwi kiedy jego ręka zamknęła je. Obrócił mnie i spojrzał mi w oczy. Były pełne smutku. Nie tak jak moje... moje były pełne drwiącego uśmiechu. Chłopak szybko się pochylił i złączył nasze usta. Nie ukrywam zakoczył mnie i nie ukrywam że dotyk jego miękkich ust był przyjemny ale nie mogę sobie pozwolić by każdy mnie całował.

Oderwałam się od niego. Kiedy chciałam mu dac z liścia on szybkim ruchem schylił się do mojego ucha i wyszeptał " to wszystko przez niego... on mi kazał." I odszedł. Puscił mnie wolno idąc rzucił tylko :

-Od dawna chciałem to zrobić!

Teraz nie tylko myślałam o nim z nienawiścią ale i z odrazą.

-Nienawidzę cię! Od dawna chciałam  to powiedziec!- bezczelnie krzyknęłąm.

Jesli myśleliście tak jak ja, że oni dali mi odejść to się myliliście. Chciałabym żeby to zrobili. Błagałam los  by znależli nową ofiarę. Jednak to nie chodziło tylko o to że miałam białe pióra. Mnóstwo ludzi ma białe pióra, ale Dan złożył przysięgę a Jane i Philip zgodzili się mu pomagać. Na szczęscie przejrzałam szybko słowa Dana :

Uważaj na Jane i Philipa...

Chciał żebym myślała że on daje sobie z tym spokój. I nawet przez chwilę uwierzyłam w jego blef. Jednak ja nie jestem naiwna. Przekonuje się o tym po raz kolejny.

Jestem pewna że zaplanował wszystko. Zaplanował napaść Philipa na mnie w tym cholernym lesie.

Biegłam i słyszałam ciche szeleszczenie za moimi plecami. Nie było już bólu w mojej głowie. Odtrąciłam go jak wszystko i wszytkich innych. Jednak prawdziwy ból sprawiało mi uczucie odrazy do samej siebie. Pocierałam usta w biegu, ale nadal nie mogłam pozbyć się smaku ust tego chłopaka. Nie było tego smaku. To tylko moja podświadomość męczyła mnie i katowała. Ne było już mrowienia i nie czułam go ale wbrew sobie wyobrażałam sobie to uczucie. Dziwne co? Za razem wyobrażałam sobie to uczucie ale i próbowałam się go pozbyć.

Traciłam już siły i byłam pewna że przebiegłam szybko około kilometra. Mogłam bym biec dalej, tyle że wolniej, tylko że to palące uczucie w gardle i płucach nie dawało mi spokoju. Potknęłam się o wystający korzeń i runęłam . Niestety moje próby kolejnej ucieczki się nie powiodły. Dlaczego musziałam być osłabiona? To wszystko mogło by się nie stać jeśli bym byłą silniejsza. Złapał mnie i uderzył w twarz tak mocno, że upadłam na ziemie. Wymasowałam bolące miejsce i podniosłam się. Uderzyłąm go w twarz. On tylko zachichotał. Przywarł mnie do drzewa i przycisnął usta do moich. Przygwożdził moje dłonie do pnia.

Uniosłam kolano i uderzyłam go w udo. Złapał się za nie a ja uciekłam. Słyszałąm jego wulgaryzmy za plecami. Słyszałam głosne kroki i głosniejsze bicie mojego serca.

- Zostaw mnie!

 Brak odpowiedzi. Biegłąm dalej. Musiałam go zgubić. Biegłam zygzakiem, żeby trudniej było mu mnie dogonić. wbiegałam w bardziej zagęszczone miejsca. Chowałam się w cieniu. Aż w końcu dotarłąm do jakiegoś nie szerokiego strumyka. Woda zwalniała mój bieg ,ale i tak biegłam wzdłuz niej.

Czułam, że adrenalina opada a z moich pleców wystawały pióra. Zaczęłam je wyrywać. Były białe. Ucieszyłam się i obmyłam je z krwi. Czysta biel, która mnie tak zdziwiła. Tak dawno nie widziałam tych piór takich srebrzystych jak z metalu.

Nagle przypomniałam sobie o niebezpieczeństwie. Zaczęłam biec dalej do utraty tchu. Byłąm już cała mokra. Woda nie musiała mnie ochładzać ponieważ powietrze było juz wystarczająco zimne. Oceniając ile miało stopni to pewnie 3-4 a woda... może 10 stopni. Zaczęłam się trzęść. Dłonie mi dygotały. Nie miałam gdzie się ocieplić.

Stanęłam i zaczęłam nasłuchiwać. Cisza... usiadłam na brzegu i odpoczywałam. Po jakimś czasie kiedy uznałam, że mogę iść, wstałąm i powędrowałam znów  przed siebie.

Obok mnie pojawił się ten wilk.

-Powiedz mi co ja teraz mam zrobić...- powiedziałm na głos.

Ty mi powiedz co chcesz, żebym ci powiedział co zrobic by dojść do celu.

-Masz racje...

Nie głaskałam go. Nie czułam potrzeby i tagże nie wiedziałam czy w ogóle da się go dotknąć.

Muszę cię opuscić, ale niedługo się zobaczymy...

I pobiegł rospuszczając się w gęstej mgle, w dalekich drzewach.

7 like- następny rozdział i do tego 7 komentarzy :)

Łza-krew duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz