~40~

17.1K 666 72
                                    

Następnego dnia nie obudził mnie krzyk, ani płacz, czy nawet łkanie. A cichy śmiech dochodzący z parteru. Wstałam z łóżka i zajrzałam do, jak się okazało pustego pokoju dziecięcego. Wybiegłam na korytarz, gdzie śmiech był donośniejszy. Po zejściu na parter już wyraźnie słyszałam go z kuchni. Weszłam po cichu do pomieszczenia i ujrzałam jeden ze słodszych widoków na świecie. Harry siedział przy wyspie kuchennej, trzymając na kolanach Darcy i Lou. Dzieciaki śmiały się głośno opierając o brzuch taty, który coś do nich szeptał popijając co jakiś czas zapewne kawę. Oparłam się o framugę drzwi i najzwyczajniej w świecie przyglądałam niesamowitej trójce. Mimo moich obaw Harry idealnie sprawdza się w roli ojca. A co do nas. Przemyślałam wszystko jeszcze raz i chcę spróbować. Jest szansa, że nam się uda i stworzymy bliźniakom prawdziwą rodzinę, której mi zabrakło.

– Popatrzcie kto wstał – usłyszałam zachrypnięty głos. Wybudziłam się z transu i ujrzałam tuż przed sobą bruneta z dziećmi w ramionach. Louis zawiesił na mnie wzrok i wyczułam czego chce. Przejęłam syna i przytuliłam do siebie, dając mu uprzednio buziaka w policzki na co się lekko uśmiechnął. Pogładziłam jego główkę pokrytą ciemnymi włosami i pogładziłam prawy policzek Darcy. Lewy wtulała w ramię Harry'ego.

– Moje dzieciaki – uśmiechnęłam się do siebie wpatrując się to w rodzeństwo. – Jeśli zaczęły płakać mogłeś mnie obudzić, zajęłabym się nimi – zwróciłam się do Harry'ego, jednocześnie przyłapując go na wpatrywaniu się we mnie.

– Daj spokój, to nic takiego. Byli bardzo grzeczni – zaczął, uśmiechając się. – I tak radzisz sobie ciągle sama. Nie mów, że nie przydała ci się porządna dawka snu.

– Przydała – uśmiechnęłam się. – Dziękuję za wszystko. To bardzo miło z twojej strony.

– Nie ma za co. To również moje dzieci.– odezwał się, a na określenie ,,moje dzieci" zrobiło mi się ciepło na sercu. – I tak w ogóle dzień dobry – zaśmiał się.

– Dzień dobry – odpowiedziałam. Harry przybliżył twarz do mojej i po chwili jego usta na krótko spoczęły na moich. Nie wiem czy powinniśmy całować się na początku naszego powrotu do siebie czy lepiej z tym poczekać. Ale te malinowe usta były zbyt ponętne, aby nie oddać pocałunku.

– Tęskniłem za tym. Bardzo – odsunął się lekko. – Pięknie się rumienisz – zaśmiał się cicho komentując moje czerwone policzki. Zachowuję się jak jakaś nastolatka, a ten etap już za mną.

– Szczerze, ja też – wypuściłam z ulgą powietrze i spojrzałam ponownie na synka, który starał się włożyć rączkę za dekolt mojej koszulki.

– Nie zapędzaj się młody. – Harry zaśmiał się głośno na poczynania syna i odsunął jego dłoń. – Rozbieranie mamy zostaw tacie. – brunet puścił mi oczko spoglądając na moją zaskoczoną twarz. Ze śmiechem na ustach włożył Darcy do wózka i zabrał ode mnie Louis'a. – Teraz mama sobie zje, a my pójdziemy się pobawić. – nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć brunet zniknął z kuchni, a mój wzrok odnalazł miseczkę musli z owocami oraz sok pomarańczowy na stole.

*****

– Jeszcze raz dziękuję za te dwa dni i za podwózkę – uśmiechnęłam się do bruneta. – Miał po nas przyjechać Louis ale nie odbierał telefonu. Nie wiem co się stało – mruknęłam.

– To żaden problem – odwzajemnił uśmiech i przeczesał włosy.

– Nie wejdziesz jednak? – spytałam smutno.

– Nie dam rady dzisiaj Lily. Muszę jeszcze wstąpić do firmy po dokumenty. Juto znowu konferencja. Szczerze, to czasem już tym rzygam. 

– Mówi się wymiotować. Wiesz co, prezes firmy i takie słownictwo. – ułożyłam dłoń na sercu i mówiłam udając przerażoną. Chłopak parsknął i zbliżył się do mnie. Ułożył moje dłonie na swoim karku, a swoje na moich biodrach. Delikatnie ścisnął je i przysunął twarz do mojej.

– Kocham cię Lily – wyznał, wpatrując się we mnie niezwykłymi szmaragdowymi oczyma. –Zdobędę twoje serce, nawet jeśli teraz nie jesteś za bardzo przekonana do naszego powrotu.

– To nie tak Harry. Jestem tego pewna, po prostu. Te słowa, nie obraź się ale na razie ci tego nie powiem – wytłumaczyłam spuszczając w dół głowę. Ogarnęło mnie lekkie poczucie winy, tego że nie mogę mu wyznać mojej miłości. Przez cały czas ukrywałam ją przed nim, a teraz gdy mam przed sobą ukochanego nie jestem w stanie powiedzieć, że go kocham. Jestem pokręcona.

– Poczekam tak długo jak będzie trzeba. – dwoma palcami złapał mój podbródek i uniósł do góry, zmuszając mnie tym do spoglądnięcia na jego przystojną, niesamowitą, idealną twarz. – Kocham cię – wyszeptał ponownie wpijając się w moje usta. Delikatnie przygryzł moją wargę, na co jęknęłam cicho. Pogłębiłam pocałunek przyciągając go bliżej, tak że pomiędzy naszymi ciałami nie było wolnej przestrzeni. – Muszę iść – wysapał, odsuwając się lekko. – uśmiechnęłam się na widok jego zaczerwienionych ust i podburzonej fryzury. Wspięłam się na palce i ostatni raz musnęłam jego wargi, przed wypuszczeniem go z mieszkania.

*****

Nie mam pojęcia, która była godzina. Dwudziesta druga, może później. W każdym razie ze snu wybudziło mnie torturowanie dzwonka do drzwi. Zarzuciłam na siebie bluzę i pobiegłam do pokoju dzieci. Na szczęście spały. Chcąc utrzymać ich w tym stanie jak najdłużej szybko udałam się na parter. Spojrzałam przez wizjer i ujrzałam Louis'a. Wkurzona otworzyłam drzwi i od razu tego pożałowałam. Uderzył we mnie odór alkoholu.

– Louis – zaczęłam, przyglądając się szatynowi. Ledwo stał na nogach, a w dłoniach trzymał butelkę jakiegoś trunku. – Co ty wyprawiasz? – pociągnęłam szatyna do mieszkania i zamknęłam za nim drzwi. – Błagam bądź cicho. Dzieci śpią. – upomniałam go, gdy otworzył buzię chcąc coś powiedzieć.

– Piłem – oznajmił pijackim tonem.

– To już zauważyłam. Chodź, położysz się. – zaprowadziłam Tomlinson'a do salonu i posadziłam na sofie. – Zdejmij buty i kurtkę. – poprosiłam i uchyliłam okno. Z holu zgarnęłam odświeżać i fuknęłam kilka razy w pomieszczeniach. Nienawidzę alkoholu. Gdy wróciłam do salonu chłopak leżał na sofie, a na ziemi porozrzucane były jego buty, kurtka i bluzą. Westchnęłam i poskładałam je w jedno miejsce, po czym przykryłam szatyna kocem. – Śpij. Jutro sobie porozmawiamy. Tylko żadnego strzelania przedmiotami, spacerowania po mieszkaniu. Masz być cicho, bo inaczej będziesz opiekował się dziećmi jutro na kacu. – zgasiłam światło w salonie i już miałam wychodzić, gdy Louis się odezwał.

– Nie kocham cię Lily – zaczął tym swoim przesiąkniętym alkoholem głosem. – Znalazłem sobie dziefszynę.*

– I dlatego się upiłeś? – westchnęłam, odwracając się w stronę sofy.

– Ze szczęścia – zaśmiał się, na co go upomniałam. 

W kuchni udało mi się znaleźć tabletki przeciwbólowe i wraz z butelką wody ułożyłam je na stoliku w salonie. Upewniając się, że szatyn śpi wróciłam do siebie. Położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć. Uniemożliwił mi to jednak głośny huk z salonu, a po chwili płacz z pokoju dziecięcego. Zabiję, zamorduję, obedrę ze skóry. Ale dopiero po jutrzejszym dyżurze z dziećmi.

*****

*zabieg specjalny dzięki pijanemu Louis'owi ♥♥♥

Bardzo chciałabym Was przeprosić za długi brak rozdziału, ale ostatnio mam dużo na głowie i nie miałam czasu na pisanie. Mam nadzieję, że wybaczycie. 

Our Twins // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz