Rozdział 2

4.6K 217 1
                                    

Dzwoni dzwonek, więc zbieram swoje rzeczy do torby i podnoszę wzrok na czekających na mnie przyjaciół. Dziwi mnie to, że pomimo tego, że lekcje się właśnie skończyły nikt nie wyszedł z klasy. Wszyscy stoją przy drzwiach i patrzą na mnie,  a w każdej parze oczu widzę różne, mieszające się ze sobą emocje. Od zazdrości i szczęścia przez smutek i żal aż po łzy.

Podchodzę do nich z lekkim uśmiechem,  a ręce opadają mi z bezsilności.

- Przecież zakazałam wszelkich emocjonalnych pożegnań - mówię,  a na twarzy większości uczniów pojawiają się lekkie uśmiechy.

- Czy ty widzisz tu jakieś emocje? - pyta Louis w sarkaźmie na co cicho się śmieję. Nie wiem co mam robić w takiej sytuacji, bo zupełnie nie interesują mnie jakieś przejmujące rozmowy, pożegnania i tak dalej. Oni chyba nie oczekują ode mnie, że mnie to wzruszy prawda?

- Absolutnie żadnych - odpowiadam śmiechem.

- Kochamy cię wiesz? Nawet kiedy jesteś taką niewzruszoną suką - podchodzi do mnie Meg i mnie przytula,  a ja odwzajemniam jej uścisk i przygotowuję się psychicznie na całą ich masę.

*

- Chyba muszę już iść - mówię do moich przyjaciół zanim ruszę do samolotu. Mój ojciec zdołał załatwić wejście moich przyjaciół na lotnisko ze mną i teraz żegnam się z nimi właściwie na pasie startowym.

- Chyba tak - mówi Harry.

- Wiecie, że jesteście jedynymi osobami, za którymi będę tęskinić z Nowego Jorku? - mówię przytulając najpierw chłopaka.

- Nie wiem czy zdążysz, spodziewaj się nas jak najszybciej - uśmiecha się Hazza i całuje mnie w czoło.

Patrzę na niego chwilę i widzę w jego oczach, że ten uśmiech nie jest szczery. Wiem, że jemu też jest ciężko.

Za to kiedy odwracam się w stronę Stelli w jej oczach widzę łzy i do mojej głowy napływa mnóstwo wspomnień związanych z moją przyjaciółką. Pomimo, że będzie mi bez niej ciężko jakimś cudem wiem, że to ona bardziej to przeżyje. Ja po prostu żyję chwilą i nie przejmuję się niczym.

- Dasz sobie radę mała - mówię do niej, chociaż to ja przeprowadzam się do całkiem innego kraju gdzie nikogo nie znam. Oplatam ją mocno ramionami,  a dziewczyna szybko to odwzjemnia.

- Będę musiała - mamrocze w odpowiedzi kiedy po jej policzkach spływają pierwsze łzy. Wycieram je opuszkami palców i wiem, że muszę to szybko zakończyć zanim całkiem mi się tu rozkleją.

- Zadzwonię zaraz jak wyląduję. Życzcie mi powodzenia ! - mówię uśmiechając się do nich promiennie pokazując jak wiele radości sprawia mi ten wyjazd i oddalam się w stronę samolotu.

Wsiadam do środka i zostaję przywitana przez wyuczony uśmiech stewardesy przy wejściu. Odwzajemniam go lekko i od razu kieruję się w kierunku pierwszej klasy samolotu gdzie wskazuje mi inna kobieta sprawdzając jeszcze raz mój bilet. Opadam na wygodny fotel i wzdycham ciężko zmęczona pożegnaniem z najbliższymi dla mnie osobami. Naprawdę będzie mi ich cholernie brakować, choć staram się to ukryć sama przed sobą.

Z mojej prawej strony dobiegają mnie pierwsze dźwięki "Satisfaction"  The Rolling Stones i spoglądam na  chłopaka siedzącego niedaleko mnie, który właśnie odrzuca połączenie. Ma farbowane blond włosy i jest bardzo szczupły,  wygląda zupenie inaczej niż Harry, ale nie wiem czemu mam wrażenie,  że tak naprawdę jest do niego podobny. Na moją twarz wstępuje uśmiech na wspomnienie o chłopaku, ale już po chwili znika kiedy przypominam sobie, że właśnie zostawiam go z moją najlepszą przyjaciółką w zupełnie innym kraju. Odwracam się żeby spojrzeć na zewnątrz ale wypatrywanej przeze mnie dwójki już nie ma na lotnisku.

- Czyżby ciężkie pożegnanie? - zagaduje mnie blondyn siedzący niedaleko.

- Może trochę... Ale nie żałuję tego, że zostawiam Nowy Jork - mówię, a on uśmiecha się do mnie. Jest uroczy.

- Ja również nie - podziela moje zdanie, a z jego komórki znowu wydobywają się dźwięki dobrze znanego mi utworu, on jednak znowu odrzuca połączenie.

- Czyżby niepożądany rozmówca? - tym razem ja zagaduję.

- Taaa - burczy i wyłącza telefon.

- Wiesz, jakbyś chciał się wygadać, to mamy sporo czasu - mówię kiedy samolot startuje, chociaż nie wierzę w to, że mi się zwierzy. Nawet nie zależy mi na tym jakoś szczególnie.

- Nie to nic takiego, poza tym, że dzisiaj rano zastałem swoją dziewczynę w łóżku mojego przyjaciela, więc zabrałem swoje rzeczy z domu ojca i przeprowadzam się do Londynu do mamy - mówi, a ja przytakuję. - Już kurwa drugi raz mi to zrobiła - warczy i uderza w poręcz fotela. - Sorry, po prostu muszę się komuś wygadać.

- Nie no spoko, podobno jestem dobra w słuchaniu. To ona dzwoni? - pytam, choć jego historia jest mi obojętna. Szkoda mi go, bo wydaje mi się bardzo sympatyczny,  ale i tak nie mogę mu już pomóc.

- On - odpowiada krótko, a ja zastanawiam się dlaczego to jemu zależy na tym żeby się z nim skontaktować, a nie jej.

- Nie sądzisz, że zmarnowałeś z nią swój czas? Bo ja po tym co mi powiadziałeś osobiście uważam, że ona jest ostatnią suką - mówię szczerze, a on spogląda na mnie smutno swoimi niebieskimi oczami.

- Czas nigdy nie jest stracony jeśli spędzasz go z osobą, którą kochasz - mówi poważnie i spuszcza wzrok na swoje kolana.

Zastanawiam się nad jego słowami i dochodzę do wniosku, że nie mogę go tak po prostu oceniać. Nie znam tego uczucia, ale mimo to uważam, że ta cała miłość jest przereklamowana. On kochał, a skończył sam, ze złamanym sercem, w samolocie do Londynu.

- Tak w ogóle to jestem Spencer - mówię po chwili orientując się, że nawet nie znam jego imienia.

- Niall - mówi z szerokim uśmiechem pewnie też uświadamiając sobie, że to dosyć dziwna sytuacja. - A co z tobą? Czemu lecisz do Londynu? - pyta spoglądając na mnie z zaciekawieniem.

- Rodzice wreszcie się rozwodzą, a ja po prostu zrobię wszystko, żeby wyrwać się od matki i w ogóle od tego miasta - tłumaczę w skrócie, a potem odpowiadam na jego poszczególne pytania. Na szczęście nie jest zbyt wścibski. Kiedy już dajemy spokój naszym życiom w Nowym Jorku  rozmawiamy o wszystkim i żartujemy. Dosyć dobrze się poznajemy, dowiaduję się, że Niall jest rok starszy, że słuchamy tej samej muzyki i lubimy te same filmy. Zaczynam go bardzo lubieć kiedy dowiaduję się, że tak naprawdę nic go w życiu nie obchodziło oprócz jego dziewczyny Caroline, a teraz nie pozostało mu już nic, więc ma zamiar żyć chwilą, imprezować i tylko i wyłącznie dobrze się bawić.

W końcu po wielogodzinnej rozmowie wymieniamy się  numerami telefonów i każde z nas odchodzi w swoją stronę, aby rozpocząć swoje życie od początku w Londynie.

____________________________

Czytasz = komentujesz/gwiazdkujesz ;))

Tonight (5SOS/ROOM94 fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz