Rozdział 39

1.3K 140 9
                                    

<Ashton>

Siedzę na twardym krześle przy okropnym szpitalnym łóżku w tym obrzydliwym Nowym Jorku trzymając za rękę leżącą tutaj dziewczynę, dziewczynę, którą kocham. Nie mam pojęcia ile czasu już tu spędziłem, straciłem poczucie czasu. Może kilka godzin, może dwa dni, może tydzień, a może już kilka miesięcy. Nie mam pojęcia co się ostatnio wokół mnie dzieje. Wiem tylko, że nie mogę jej stracić. Wyrzuty sumienia niszczą mnie od środka  a to cholerne trwanie w niepewności powoli mnie zabija, nie potrafię już tak wytrzymać. Wszystko co kiedyś jakoś na mnie wpływało teraz mnie nie obchodzi, oczywiście oprócz jej życia.

Żyję tylko i wyłącznie nadzieją, , która chociaż jest nikła, ciągle gdzieś tam się we mnie tli. Po raz tysięczny spoglądam na wszystkie rurki i aparaty przypięte do jej ciała. Przysłuchuję się jej spokojnemu, równomiernemu i cichemu oddechowi, który tak bardzo kontrastuje z moim nerwowym wydychaniem powietrza. Jej oczy są zamknięte, a skóra bledsza niż kiedykolwiek. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał ją taką oglądać, ale pomimo to uważam Spencer za najpiękniejszą dziewczynę na świecie.

Dlaczego tak się akurat dzieje? Dlaczego to tak bardzo boli? Miłość jest najsilniejszym uczuciem o czym przekonuję się codziennie coraz bardziej. Dlaczego to wszystko tak musiało się potoczyć? Każdemu jest przypisana jego własna historia. Jestem w stanie zrozumieć swoją. Jestem w stanie przyjąć karę, która została mi wyznaczona za wszystko co robię, ale czy zasłużyła sobie na to Spencer? Życie nie jest sprawiedliwe o czym również przekonuję się po raz kolejny.

Słyszę jak drzwi do sali, w której się znajduję otwierają się i obojętnie odwracam się w stronę pary lekarzy wchodzących do środka. Jeden uśmiecha się do mnie lekko jakby próbując mnie pocieszyć za co mam ochotę go uderzyć. Nie ma pojęcia co przechodzę. Mężczyźni oglądają tabliczkę przy jej  łóżku co staram się ignorować głaszcząc bezwładnie leżącą na pościeli dłoń. Rozmawiają ze sobą chwilę na tyle cicho, abym nie mógł nic usłyszeć. W końcu podchodzą do mnie i jeden z nich, którego plakietka informuje mnie, że ma na nazwisko Burne odzywa się.

- Czy możemy porozmawiać z kimś z rodziny Spencer? - jego mina nie zwiastuje nic dobrego przez co czuję silny, nieprzyjemny ucisk w żołądku.

- Jej ojciec poszedł coś zjeść- odpowiadam, a oni spoglądają na siebie jakby zastanawiali się co mają teraz zrobić.

- W takim razie chyba przyjdziemy porozmawiać z nim później - mówi ten drugi i chcą wyjść, ale ich zatrzymuję.

- Co się dzieje? - podrywam się nerwowo z krzesła.

- Raczej nie powinniśmy panu tego mówić- po raz kolejny odzywa się ten dupek.

- Chcę wiedzieć - odpowiadam stanowczo.

- Dzisiaj mija tydzień odkąd Spencer zapadła w śpiączkę farmakologiczną - zaczyna tłumaczyć Burne.

- I? - pytam nie rozumiejąc do czego zmierza. Mężczyzna wzdycha głośno i spogląda na moją dziewczynę.

- Jeśli Spencer nie obudzi się w ciągu najbliższych godzin, będzie już miała bardzo małe szanse na przeżycie.

- Co to znaczy? - nie potrafię dopuścić do siebie tej myśli.

- Wtedy niestety sztuczne podtrzymywanie życia już nie będzie miało sensu. Przykro mi.

Opadam ponownie na krzesło i już nad sobą nie panuję. Wybucham głośnym płaczem jak małe dziecko. Chwytam znowu jej delikatną dłoń i przykładam sobie do ust, a łzy spływają po mojej twarzy na jej skórę i pościel.

Po raz kolejny zadaję sobie pytanie: dlaczego?

Przypominam sobie jak po raz pierwszy zobaczyłem Spencer na imprezie w Psycho, jakie zrobiła na mnie ogromne wrażenie pomimo tego, że była z Kieranem. Wtedy nie miałem pojęcia, że to wszystko się tak potoczy, że nie będę wyobrażał sobie życia bez niej. Myślę o naszym pierwszym spotkaniu kiedy prawie potrąciłem ją samochodem pod szkołą i kiedy po raz pierwszy raz w życiu zabrakło mi języka w gębie. Zastanawiam się nad tym jak wybrała mnie zamiast Lemona. Może z nim byłaby bezpieczniejsza? Wspominam to jak irytowała mnie na początku, ale też pociągała co było nie do wytrzymania. Pamiętam doskonale nasze przypadkowe spotkanie w barze i naukę bilarda. Uśmiecham się lekko do siebie przypominając sobie naszą ucieczkę przed motocyklistami, to jak opatrywała mi rany i poprosiła żebym z nią został. Nasz moment na dachu był zdecydowanie tym, w którym uświadomiłem sobie, że chcę z nią być. Nasze wspólne odbywanie kary za wpadkę tam tak bardzo nas do siebie zbliżyło. Nasza pierwsza randka , pocałunek i cała reszta były najintensywniejszymi przeżyciami jakich doświadczyłem. Koncert, na którym usłyszała piosenkę napisaną tylko i wyłącznie dla niej i wiele innych rzeczy, które sprawiały, że coraz bardziej się w niej zakochiwałem były najlepszymi chwilami w moim życiu. Świadomość, że to wszystko może się tak szybko skończyć tak okropnie mnie boli.

Ciągle trzymam ją za rękę, a łzy spływają po mojej twarzy. Nie potrafię uwierzyć, że jedyny raz kiedy naprawdę kogoś pokochałem ma właśnie taki koniec, że nasza historia jest tak krótka i ma właśnie takie zakończenie.

- Nie rób mi tego królewno - płaczę coraz bardziej mówiąc do niej chociaż wiem, że najprawdopodobniej mnie nie słyszy. - To nie powinno tak być. Nie zasłużyłaś na to skarbie. Przepraszam, tak bardzo przepraszam, że do tego wszystkiego dopuściłem. Nie zostawiaj mnie tutat samego kochanie. Nie wytrzymam tutaj bez ciebie. Proszę, nie rób tego. Potrzebuję cię. Jestem egoistą, wiem, ale tak bardzo cię potrzebuję Spencer. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. To wszystko moja wina. Przepraszam , wybacz mi skarbie, proszę. Tak bardzo cię kocham.

***

<Spencer>

Czuję się jakbym była na samym dnie oceanu. Z każdej strony otacza mnie zagłuszająca, przytłaczająca woda. Mam wrażenie, że w mojej głowie też już pływa otaczający mnie zewsząd płyn. Jestem całkiem sama na dnie ogromnego oceanu bez żadnej możliwości wydostania się stąd lub otrzymania pomocy. Nie mam już siły dłużej walczyć i po prostu przyzwyczajam się do swojego obecnego stanu. Unoszę się razem z wodą w morskiej przestrzeni i czekam na to co nastąpi.

Kiedy w końcu wydaje mi się, że jestem gotowa na to co ma się stać zauważam nad sobą  maleńki jasny przebłysk, jakby wreszcie jakimś cudem promieniom słońca udało się przynajmniej częściowo dotrzeć na dno oceanu. Płynę w górę w stronę Słońca ciekawa tego co może się za chwilę stać. Im bliżej podpływam tym lepiej dostrzegam jasną postać z twarzą jedynej osoby na świecie, której mi brakuje. Ashton uśmiecha się do mnie z oddali, a jedyne czego ja teraz chcę to być przy nim. On jest moim ratunkiem, moim aniołem. W końcu jestem na tyle blisko, że chłopak może podać mi dłoń. Przytulam go w otchłani oceanu czując jakby to on był moim Słońcem i chcę, żeby tak zostało już na zawsze. Teraz jestem szczęśliwa.

____________________

Jest.

Co myślicie?

Od razu mówię, że to jest przed ostatni rodział Tonight'a, potem zdecydujemy co dalej.

Uwielbiam Was i czekam na wasze opinie xx

Tonight (5SOS/ROOM94 fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz