Rozdział 22

2.9K 166 3
                                    

Zamiatam całe szkło z kuchni i wyrzucam je do kosza. Skończone, nareszcie. Wzdycham z ulgą, bo sprzątanie jest dla mnie strasznie męczące. Nie jestem do tego przyzwyczajona,  a kac wcale nie jest do tego miłym dodatkiem. Ojciec przyszedł do mnie dosłownie minutę po wymknięciu się moich przyjaciół i kazał mi naprawić wszystkie szkody, które zostały wyrządzone w czasie imprezy. Spędziłam przy tym niecałe 5 godzin, ale rozumiem jego gniew. Chyba po żadnej domówce nie widziałam tak wielu szkód... przynajmniej nie u mnie w domu. Dowodzi to chociaż, że zabawa z pewnością była udana.

- Skończyłam! - krzyczę do taty  aby poinformować go o stanie moich prac porządkowych.

- A łazienka na dole sama się zalała? - odkrzykuje, a ja wzdycham i kieruję się w tamtą stronę.

Po wysprzątaniu na błysk  całego domu, co naprawdę mnie wykończyło zamykam się w swoim pokoju i nerwowo krążę po dużym pomieszczeniu. 22.20... Zostało czterdzieści minut. Skrzyżowanie Gun Street i Burshfield Street wcale nie jest tak blisko i muszę już wychodzić  ale nie chcę po raz kolejny zdenerwować ojca. Rozważam opcję pójścia do niego i wyjaśnienia sytuacji, ale szybko odrzucam to wyjście, nie ma szans żeby się zgodził. Cóż, nie mam innego pomysłu,  trzeba uciekać... tylko tak, żeby tata nic nie zauważył. Może nawet się nie zorientuje, że mnie nie ma, jest już przecież późno.

Ubieram wysokie szpilki z mojej ogromnej kolekcji tego typu butów i do jeansowych rurek i koszulki Ashtona, którą założyłam z powrotem na siebie po porządkach dobieram czarną skórzaną kurtę i torebkę. Otwieram drzwi od swojej sypialni, które lekko skrzypią przy otwieraniu,  ale mam nadzieję, że to nie wzbudzi podejrzeń nasłuchującego ojca. Mylę się jednak, bo ten prawie od razu wychodzi ze swojego gabinetu na korytarz.

- Wybierasz się gdzieś? - mówi surowo unosząc jedną brew.

- Nie, nigdzie - kręcę głową i wracam do swojego pokoju. Kurwa.

Ponownie zaczynam krążyć po pokoju zastanawiając się co robić. Głowię się i myślę, ale jedyne do czego dochodzę to, to, że i tak nawet jeśli uda mi się stąd wydostać to nie mam samochodu. Nie dostanę się do garażu wielkości parkingu tak żeby ojciec tego nie zauważył. Potrzebuję pomocy. 22.30... 'Myśl Spencer...'  Pulsujący ból glowy wcale mi w tym nie pomaga. Mam być sama, ale nie dam rady sama się tam dostać. Co robić? Coraz mniej czasu... W końcu biorę swój telefon i wybieram szybko numer Irwina zanim zdążam się rozmyślić.

- Ashton? Potrzebuję pomocy... Możesz przyjechać?  - pytam.

- Będę za 10 minut - mówi nawet nie pytając co się dzieje, a w tle słyszę, że już zbiera się do wyjścia.

Zastanawiam się czemu właściwie zadzwoniłam akurat do niego, ale wydaje mi się to oczywiste - tylko Ashton wie co teraz dzieje sie w moim życiu. Jednak nie jest to jedyny powód. Po prostu czuję, że mogę na niego liczyć w każdej sytuacji i jak na razie się nie zawodzę.

Po raz kolejny zbieram swoje rzeczy i wychodzę na balkon. Zamierzam wydostać się z domu tak samo jak wcześniej moi znajomi. Siadam na parapecie i już mam przeskoczyć na drabinkę od tych biednych kwiatów pokrywających dom zniszczonych przez wcześniejszych bywalców tej trasy kiedy orientuję się, że mam na sobie jedne z najwyższych szpilek. 'Chuj z tym, nie ma czasu. Dam radę'  wmawiam sobie i zeskakuję na drewnianą konstrukcję. W końcu udaje mi się zejść na dół i dziękuję za to Bogu. Schylając się pod oknami na dole domu biegnę jak naszybciej w stronę bramy i wymykam się przez furtkę. 'Udało się'. Podchodzę do drogi, a już minutę później pojawia się przy mnie samochód Ashtona.

- Musisz mnie gdzieś szybko podwieźć, błagam - mówię od razu siadając na przednim miejscu pasażera.

- Jasne, ale gdzie?

Tonight (5SOS/ROOM94 fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz