42.

42 7 3
                                    

Szliśmy w ciszy na koniec hali. Gdy doszliśmy do krzesełek zatrzymałem się. Wyciągnąłem rękę w stronę krzesełka numer 149. Przypomniałem sobie koncert My Chemical Romance. Tu, w tym mieście, na tym krzesełku, dwa lata temu siedziałem i słuchałem ich koncertu. Na tym krzesełku dalej był narysowany mój znaczek tylko wyblakły.

-Tyler. Ja widzę, że coś cię gryzie.

-Nic mnie nie gryzie! Po prostu mam taki dzień!- krzyknąłem na Josha

Zacząłem ze łzami w oczach biec na samą górę po krzesełkach. Potknąłem się o jedno krzesełko i upadłem.

-Tyler!- Josh krzyknął z przerażeniem

Ja nie miałem siły się podnieść. Leżałem tam i płakałem. Josh w bardzo szybkim tempie znalazła się obok mnie.

-Tyler. Boże. Wszystko w porządku?- zapytał przerażony

Wziął mnie w ramiona i mocno przytulił. Po chwili w jego ramionach odepchnąłem go. Wstałem i skierowałem się w stronę schodów.

-Tyler! Co ci jest!?

Ja nic sobie z tego nie robiąc skierowałem się w stronę wyjścia. Josh natychmiast znalazł się obok.

-Czemu nic nie mówisz. Coś ci się stało?- Josh nadal naciskał na mnie

Wiem, że on się o mnie martwił, ale na tą chwilę miałem dość rozmawiania o czymkolwiek.

Przez całą moją drogę do autobusu Josh próbował wydusić ze mnie jakiekolwiek słowo, ale ja nie pozwoliłem sobie na popuszczenie.

W autobusie usiadłem przed telewizorem i włączyłem pierwszą lepszą grę która wpadła mi w ręce, nie chciałem się odzywać do nikogo. Chciałem zostać sam ze sobą, no i oczywiście z moją podświadomością.

Josh wiedział, że jak się uprę to nic na to nie poradzi.


Czy Joshler zaistnieje?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz