Rozdział 2

26.7K 908 1.4K
                                    

Taki krótki wstęp, zanim przejdziemy do rozdziału.

$- wężomowa

Yachiru111 chciałaś dłuższy rozdział, to masz! Jakieś 9-10 stron.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Szliśmy w ciszy, przemierzając kolejne uliczki Londynu. Starałam się jak najlepiej zapamiętać drogę. W końcu stanęliśmy przed barem o nazwie „Dziurawy kocioł". Weszliśmy do środka. Przy stolikach siedziało kilka osób w dziwnych strojach. Z niedowierzaniem stwierdziłam, że sama będę się tak ubierać. Westchnęłam. Chyba utknęli w średniowieczu.

Przeszliśmy na zaplecze, gdzie mężczyzna po stuknięciu patykiem, prawdopodobnie różdżką w mur, otworzył przejście. Znaleźliśmy się na zatłoczonej ulicy, pełnej sklepów o dziwnych szyldach. W pierwszej kolejności doszliśmy do dużego, śnieżnobiałego budynku. Jak mnie poinformował mężczyzna, był to Bank Gringotta.

Weszliśmy przez potężne drzwi wykonane z brązu, dzięki czemu znaleźliśmy się w czymś w rodzaju przedsionka. Na, tym razem srebrnych, drzwiach wygrawerowane były słowa:

Wejdź tu, przybyszu, lecz pomnij na los,

Tych, którzy dybią na cudzy trzos.

Bo ci, którzy biorą, co nie jest ich,

Wnet pożałują żądz niskich swych.

Więc jeśli wchodzisz, by zwiedzić loch

I wykraść złoto, obrócisz się w proch.

Złodzieju, strzeż się, usłyszałeś dzwon

Co ci zwiastuje pewny, szybki zgon.

Jeśli zagarniesz cudzy trzos,

Znajdziesz nie złoto, lecz marny los.

Prychnęłam w myślach. Jakże miło. Przeszliśmy również przez te drzwi, dostając się do wielkiej, marmurowej sali. Za kontuarami siedziało pełno goblinów. Były to stworzenia o śniadej skórze, chytrych twarzach, niższe nawet ode mnie. Miały bardzo długie palce i stopy. Nie wyglądały przyjemnie, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Skrobały piórami w wielkich księgach, oraz liczyły monety. Podeszliśmy do jednego z wolnych goblinów.

- Dzień dobry.- przywitałam się.- Chciałabym wymienić funty na czarodziejską walutę.

- Nazwisko?- zapytało stworzenie, spoglądając na mnie.

- Lale Gaunt.

Słysząc moje nazwisko, goblin wyglądał na zaskoczonego. Przerzucił kilka stron w księdze i ponownie spojrzał na mnie.

- Pani matka nazywała się Sophie Gaunt?

Kiwnęłam głową.

- Pani matka zostawiła pani całkiem spory majątek. Nie przekazała pani klucza?

Mama mi coś zostawiła? Nie spodziewałam się tego. Ale faktycznie miałam klucz. To było jedyne, co mi po niej zostało. Zawsze nosiłam go ze sobą. Szybko wyciągnęłam go zza koszulki. Duży, srebrny klucz, przewiązany był czarnym rzemykiem i wisiał na mojej szyi. Po raz pierwszy dałam go komukolwiek. Goblin przyjrzał się mojej własności i uśmiechnął się do mnie szeroko, nie pokazując zębów. Odwzajemniłam gest.

- Proszę za mną, panno Gaunt.

Ruszyłam za stworzeniem. Po kilku krokach zorientowałam się, że ponury profesor nam nie towarzyszy. Odwróciłam się. Mężczyzna stał dalej przy kontuarze i widocznie nie miał najmniejszego zamiaru się ruszać. Wzruszyłam ramionami i dalej szłam za goblinem. Przeszliśmy przez jedne z wielu drzwi, a następnie wsiedliśmy do małego wagonika. Zostałam ostrzeżona o tempie czekającej nas podróży i ruszyliśmy.

Z krwi SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz