Rozdział 55

7.4K 377 106
                                    

- Merlinie, czemu w Anglii jest tak zimno!- wykrzyknęłam, kiedy tylko pojawiliśmy się w moim salonie.- Pomyślałby kto, że mamy lato!

- Po Karaibach ciężko będzie przyzwyczaić się z powrotem do tej przeklętej pogody.- westchnął Blaise.- Dzień dobry, pani Gaunt, panie May.

- Dzień dobry, Blaise.- uśmiechnęła się mama z obrazu.- Jak to jest, że ty o nas pamiętasz, a rodzona córka nie?

- Pamiętam!- oburzyłam się.- Tylko nie mogę nadziwić się jak tu zimno! Hej mamo, tato. Widzę, że dom jeszcze stoi.

- Hej, skarbie.- uśmiechnął się tata.- Jakoś udało mu się uniknąć zawalenia.

- Dobra.- mruknęłam strzelając kośćmi palców.- Wakacje się skończyły! Trzeba zabrać się do roboty!

Słysząc zapał i groźne nuty w moim głosie, Blaise parsknął śmiechem.

- Powodzenia. Ja lecę podręczyć moją mamę.

- Jasne.- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.- Pozdrów ją ode mnie.

Chłopak skinął głową i zniknął w kominku. Kiedy to zrobił, rzuciłam na siebie zaklęcie Sonorus i wzięłam głęboki oddech.

- WRÓCIŁAM!- wykrzyknęłam, a mój wzmocniony głos zatrząsnął murami posiadłości.- KONIEC WAKACJI!

***

Usiadłam przy biurku w gabinecie i westchnęłam, widząc piętrzące się na nim stosy dokumentów i listów. Wszystko, co ktoś do mnie wysyłał w ciągu ostatnich dwóch tygodni, a nie było na tyle istotne, żeby zmusić mnie do natychmiastowego przerwania wakacji, lądowało właśnie tutaj.

Bez marudzenia zabrałam się do roboty, w pierwszej kolejności najpierw segregując wszystko. Prasa, zlecenia od szefa, praca dla Caleb'a, dokumenty pochodzące z moich działalności i udziałów, listy od chłopaków, mniej lub bardziej ważna korespondencja, wiadomości od moich ludzi. To wszystko znalazło się na osobnych stosach.

Nie mając za bardzo możliwości zrobienia czegokolwiek, przejrzałam najpierw mniej lub bardziej ważną korespondencję. Nie było tam zbyt wiele rzeczy.

Poinformowanie o ostatecznym terminie rozprawy z Dropsem, która przypada na sierpień. Niezbyt cieszył mnie ten termin, ale nie można ostatecznie wszystkiego przedłużać. Widocznie to już czas.

Kilka ofert matrymonialnych, które od razu wylądowały w śmietniku i kilka propozycji współpracy lub wejścia w spółkę albo prośby o patronat. Szybko to przejrzałam i odłożyłam na bok interesujące mnie listy z zamiarem późniejszego odpisania na nie.

Następnie chwyciłam za listy od moich ludzi. Każdy napisany był na podobnej zasadzie. Kilka słów o wakacjach, prośba o jakąś poradę dotyczącą ćwiczeń, czasami prośba o załatwienie jakiejś prostszej lub bardziej dochodowej roboty u Caleb'a.

Postanawiając od razu załatwić tą sprawę, chwyciłam za papiery od mężczyzny. Przejrzałam je, odkładając każde przeczytane zlecenie na dwie kupki: jedną przeznaczoną ewidentnie dla mnie i jedną, którą mogę przesłać dalej. Kiedy miałam to ładnie podzielone, od razu zaczęłam odpisywać na listy, na końcu informują Caleb'a, którymi zleceniami zajmą się moi ludzie.

Skoro już byłam przy pracy, zapoznałam się również z zleceniami od szefa. Tak jak zawsze było tam kilka zleceń morderstw, kilka rzeczy do zdobycia nielegalnymi środkami, jedno czy dwa zlecenia przemytu. No i przypomnienie, że w te wakacje szkolę grupę świeżaków. I że zaczynam od poniedziałku.

Z krwi SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz