Rozdział 11

15.1K 576 371
                                    

Pierwszy września był dla mnie jak zwykle spokojny. Spakowałam się już dzień wcześniej, więc na dzisiaj pozostało mi tylko wpuszczenie do kufra Sirr. Tak więc kiedy Draco i Harry byli w swoich pokojach, mówiąc skrzatom (w przypadku blondyna) co mają spakować lub pakując się z pomocą tych stworzeń (w przypadku bruneta), ja siedziałam przed kominkiem, czytając coś ze zbiorów Malfoy'ów.

Przerzucając kolejne strony starego tomu, czekałam, aż Śpioszka poinformuje mnie o wyjściu na King's Cross. W końcu, około wpół do jedenastej, skrzatka pojawiła się w moim pokoju z cichym pyknięciem. Sirr już sama z siebie wpełzła do kufra i czekała na zamknięcie wieka. Odłożyłam książkę, poprawiłam granatową sukienkę i po zamknięciu kufra, ruszyłam do salonu, zostawiając bagaż Śpioszce.

U celu mojej podróży byli tylko państwo Malfoy'owie. Chłopców jeszcze nie było. Usiadłam na jednym z foteli, obok którego Śpioszka postawiła mój kufer a po chwili również klatę z krukiem. Czekając na chłopców rozmawiałam spokojnie z Lucjuszem i Narcyzą. Nie mieliśmy jednego konkretnego tematu, rozmawialiśmy o wielu rzeczach, choć wśród tego królowały ostatnie wydarzenia.

Po dziesięciu minutach w końcu pojawili się chłopcy. Draco został uraczony karcącymi spojrzeniami rodziców. Ja tylko wzniosłam oczy ku niebu. Trzeba jeszcze popracować nad jego organizacją.

Peron 9¾ był już pełen ludzi. Nic dziwnego, zbliżała się godzina odjazdu. Pożegnaliśmy się z rodzicami Draco, podziękowałam im za zaproszenie i szybko znikliśmy w wagonach pociągu. Bez problemu znaleźliśmy wolny przedział, gdzie po chwili znaleźli nas bliźniacy i Blaise.

W końcu pociąg ruszył, zostawiając Londyn za nami. Zaledwie drzwi do naszego przedziału się zamknęły, a rozmowy już trwały w najlepsze. I właśnie na rozmowach spędziliśmy prawie całą podróż.

Tak jak zawsze rozstaliśmy się z chłopakami w drzwiach Wielkiej Sali. Nie zwracałam uwagi na przydział, stół nauczycielski, ani nawet na przemówienie Dropsa. Nie obchodziło mnie to. Myślami już byłam w pokoju wspólnym ślizgonów, zapewne bardzo późno w nocy, siedząc przed obrazem przodka i rozmawiając z nim. Minęły w końcu długie dwa miesiące.

Tylko na chwilę oderwałam się od własnych rozmyślań i rozmowy z chłopcami. A było to wtedy, kiedy McGonagall wyczytała znajome mi nazwisko. „Weasley, Ginevra" usiadła na stołku i założyła Tiarę Przydziału. Siostra bliźniaków wyglądała na bardzo pewną siebie, choć starała się to ukryć pod nieśmiałym uśmiechem. Chłopcy opowiadali o niej trochę, mówili, że jest zauroczona Potter'em i bardzo chciała go poznać. I faktycznie, kiedy dosiadała się do stołu gryfonów i spojrzała na Harry'ego jej wyraz twarzy się zmienił. Jej twarz pokryła się rumieńcem, w oczach błysnęło coś dziwnego i szybko odwróciła wzrok, nim zdążyłam chociażby dostrzec dokładnie, co to było.

W głębi siebie wzruszyłam ramionami, powracając do rozmowy z chłopcami, którzy nakładali sobie jedzenie. Sama tego wieczora nie zjadłam nic. Na widok jedzenia robiło mi się niedobrze, a ból brzucha z pewnych co miesięcznych powodów jeszcze bardziej zniechęcał mnie do jedzenia. Z niemrawą miną patrzyłam na potrawy, ściskając coraz bardziej bolący brzuch.

- Lale, co jest?- spytał Blaise z zaniepokojoną miną.- Źle się czujesz?

- Trochę.- przyznałam.- To nic takiego.

- Może powinnaś iść do Pomfrey?- poradził Draco.- Na pewno da coś, co ci pomoże.

Pokręciłam głową z rozbawionym uśmiechem.

- Jedyne co mi pomoże, to eliksiry przeciwbólowe. Muszę poczekać, aż samo przejdzie. Później poproszę Snape'a o jakieś specyfiki.

Na początku chłopcy nie bardzo wiedzieli, co mam na myśli. Dopiero po połączeniu kilku faktów zrozumieli, co mi jest. Odwrócili wzrok z zakłopotaniem, na co cicho zachichotałam.

Z krwi SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz