- Widzę, że Ronald i Ginewra zechcieli zjeść z nami świąteczne śniadanie.- uśmiechnęłam się, widząc sponiewieranych rudzielców.- Bardzo mnie to cieszy. Jak również to, że wszyscy zechcieliście hołdować razem ze mną starym tradycjom.
- To nic takiego, kochanieńka.- uśmiechnęła się ciepło Molly.
- Ale właściwie dlaczego stare tradycje?- podpytał Artur.- Zdawało mi się, że już prawie nikt ich nie respektuje.
- Wielu czystokrwistych czarodziei pozostaje wiernych starym tradycjom, Arturze.- powiedziała chłodno Narcyza.- W końcu to nasze dziedzictwo. Poza tym, Lale wiąże z tymi tradycjami krew.
- To prawda.- przytaknęłam, popijając nalewkę jagodową.- Salazar bardzo ceni sobie stare tradycje. Nie dlatego jednak świętuję w ten sposób. Świętując w sposób naszych przodków, czuję się bardziej związana z magią, aniżeli z mugolami. Czuję, że właśnie tak powinnam się czuć jako czarownica.
Ronald prychnął, co przyjęłam z radością.
- Czystokrwista śmierc...
- Ronaldzie, naprawdę nie nudzi ci się to?- spytałam, wzdychając ciężko i ubiegając Molly, która po raz kolejny chciała wybuchnąć.- Już pomijając sam fakt, że za każdym razem przegrywasz ze mną słowne potyczki, jak i te momenty, kiedy rzucasz we mnie zaklęciami. Jak długo masz zamiar zachowywać się jak dziecko?
- Ja nie...!
- Owszem, tak!- przerwałam mu.- Zachowujesz się jak obrażone dziecko, któremu ktoś nie poświęca tyle uwagi ile to chce. Jesteś jak pies zaczepno-obronny. Ty zaczepiasz, a inni muszą cię bronić. Uwierz mi, Ronaldzie, odkąd cię poznałam, nadwyrężasz moją cierpliwość, ciągle stojąc na cienkiej czerwonej linii. Gdybym chciała, mogłabym cię zniszczyć od tak. Zarówno samodzielnie, jak i prawnie. Nie zrobiłam tego jeszcze tylko dlatego, że odbiłoby to się na twojej rodzinie. A tego bym nie chciała. Potraktuj to więc jako ostatnie ostrzeżenie. Więcej ich nie będzie. Nie jestem osobą, która pozwoli bezkarnie się obrażać.
- Wydaje mi się- zaczęła Bella.- że młody pan Weasley ma niezdrowo wysokie i nieprawdziwe mniemanie o swojej osobie. Proszę powiedzieć mi, panie Weasley, dlaczego wydaje się panu, że jest lepszy od naszej gospodyni? Że jest pan lepszy od nas wszystkich?
Bella mówiła tak lodowatym głosem, że nie zdziwiłabym się, gdyby spora część osób się przez to wzdrygnęła. Ronald i Ginewra na raz zbledli i zaczerwienili się po czubki uszu. Byli wściekli. Widocznie słowa ciotki trafiły nie tylko w najmłodszego syna Weasley'ów, ale i w jego siostrę.
- Spokojnie, Maya.- uciszyłam kobietę.- Nie zaostrzajmy tej sytuacji. Nie w święto zimowego przesilenia. Chociaż nie ukrywam, że chciałabym usłyszeć argumenty Ronalda. Ale to kiedy indziej. Jeśli wszyscy zjedli, może przejdziemy do salonu? Chciałabym już rozdać prezenty.
Jako że większość osób już skończyła jeść, lub w ogóle nie dopisywał im apetyt (Bill, Charlie i Percy chyba cały czas przeżywali i rozmyślali o tym, czego wczoraj się dowiedzieli, bo choć starali się udawać normalnych, to w ich zachowaniu było jakieś takie dziwne zawieszenie), nie mieli nic przeciwko przejściu do salonu.
Porozsiadaliśmy się wygodnie po kanapach, fotelach a nawet dywanie i podłodze. Nie chciałam wyczarowywać dodatkowych mebli. W ten sposób było zabawniej! Poza tym, moi rodzice też mieli z tego rozrywkę, podśmiechując się co chwilę z Harry'ego i Draco. Brunet nie pozwolił ściąć swojemu chłopakowi swoich włosów tak krótko jak miał je wcześniej, co zrobili pozostali, przez co obecnie blondyn miał włosy spięte w kitkę i można było powiedzieć, że jest młodszą wersją swojego ojca; a Harry co chwilę próbował zapleść mu warkoczyki.
CZYTASZ
Z krwi Salazara
Fiksi PenggemarZastanawiało cię, jakby to było, gdyby nie wszystko było takim, jakim się wydawało? Gdyby na pozór dobra osoba wcale taka nie była? Gdyby zła osoba została kiedyś bardzo skrzywdzona? Gdyby się pogubiła? Czy zastanawiało cię, jak zaledwie jedna osoba...