Rozdział 12

15.4K 546 426
                                    

Nie zdążyłam nawet odpocząć po sprawie z sądem i rozprawą, kiedy moją uwagę zaczęła pochłaniać kolejna rzecz. A mianowicie nabór do domowej drużyny Quidditch'a. Z informacji wywieszonych w pokoju wspólnym dowiedziałam się, że poszukują szukającego, pałkarza i dwóch ścigających. Mi szczególnie zależało na tej ostatniej pozycji, choć na pozostałych też dobrze bym się czuła. Jednak Draco i Blaise chcieli się na nie dostać, więc lojalnie się tam nie pchałam. Blondynowi szczególnie zależało na zostaniu szukającym, bo Harry również startował na tę pozycję w Gryffindorze.

Co do samej rozprawy, to nie odbyła się ona bez echa w czarodziejskiej społeczności. Pojawiało się wiele artykułów z jej przebiegu, a każdy kolejny był dłuższy od poprzedniego i bardziej naciągany. W samym Hogwarcie trochę się przez nie pozmieniało. Wielu uczniów zaczęło patrzeć na Harry'ego dużo chłodniej, nawet jego domownicy. Tylko Slytherinu zbytnio to nie obchodziło.

Również dzięki pozwowi Malfoy'ów dowiedziałam się kilku rzeczy. Pierwsza to taka, że większość czarodziejów uznaje Dropsa za kogoś na wzór bohatera stojącego ponad prawem. A druga: mam matkę chrzestną, która została skazana na Azkaban za masowe morderstwa, tortury oraz bycie śmierciożerczynią. No i jest siostrą Narcyzy, podobno bardzo szaloną.

W dzień naborów razem z dużą grupą ślizgonów stałam na murawie boiska, trzymając moją Błyskawicę, która wzbudzała niemałą sensację i zazdrość i czekałam na pozostałości drużyny. Pogoda była całkiem przyjemna. Było ciepło, wiatr nie był zbyt mocny a słońce nie było zbyt intensywne. Tak właściwie, to rzadko wychodziło zza chmur.

W końcu, piętnaście minut po ustalonym czasie, pojawiła się pozostała część drużyny. Byli to sami rośli nastolatkowie o niezbyt miłych wyrazach twarzy i chytrych, choć niezbyt bystrych oczach. W czasie gry nie mieli zbyt wyszukanej strategii i łamali zasady zawsze, kiedy sędzia nie patrzył. Prowadzili raczej brutalne mecze, czego byłam świadkiem w zeszłym roku. Niezbyt podobał mi się ich styl gry, ale chciałam się dostać do drużyny i mieć wkład w przyszłe sukcesy Slytherinu. Nic więc dziwnego, że nie spodobały mi się słowa kapitana.

- Pierwszy rok, ci co nie mają własnych mioteł, ci co nigdy nie latali i dziewczyny, wyjazd z boiska!

Nie ruszyłam się. Zamiast tego wbiłam zimne spojrzenie we Flinta i czekałam. Kiedy ponad połowa grupy zeszła z murawy, wzrok chłopaka dopiero po chwili padł na mnie.

- Nie słyszałaś, co powiedziałem, Gaunt?- warknął.- Dziewczyn nie przyjmujemy!

- Och, słyszałam cię nad wyraz dobrze.- powiedziałam spokojnie ze słodkim uśmiechem.- Po prostu mam twoje zdanie w głębokim poważaniu, seksistowska świnio!

Kilka osób zachłysnęło się powietrzem. Nie obyło się również bez chichotów Draco i Blaise'a. Byłam pewna, że oni wiedzieli, że tak to się skończy. Chłopacy należący do drużyny zaniemówili z szoku, a ich kapitan poczerwieniał na twarzy tak gwałtownie, jak wuj Harry'ego. Czyżbym kogoś wkurzyła? Ale ja nie chciałam... A nie, chwila!

- Gaunt, nie wkurzaj mnie, bo...

- Flint.- mruknął jakiś chłopak, chyba nazywał się... O'Hara.- Ona ma Błyskawicę.

Szatyn przyjrzał się mojej miotle z głupim wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Kiedy zobaczył nazwę miotły i numer, uśmiechnął się paskudnie.

- Odkupię od ciebie tą miotłę, Gaunt.- powiedział.

Zaczęłam się zastanawiać, czy ten chłopak nie ma przypadkiem ujemnego ilorazu inteligencji. Nawet moi przyjaciele jawnie patrzyli na niego na idiotę. Czy on naprawdę myślał, że zgodzę się na coś takiego? Niedoczekanie.

Z krwi SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz