Rozdział 44

8.8K 377 184
                                    

Hej, ja tutaj tylko tak na moment!

Z racji 11 sierpnia chciałam złożyć najlepsze życzenia urodzinowe Yachiru111! Moja kochana, wiesz, że nie umiem składać życzeń, dlatego napiszę tylko: Wszystkiego Najlepszego! Jeśli chcesz, możesz uznać ten rozdział za dedykowany Tobie ;*

A teraz to, na co zapewne wszyscy czekali!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następny tydzień można uznać za niezwykle... luźny. Niby wszystko było jak zawsze, ale chłopcy tyle razy odciążali mnie z różnych rzeczy, jak na przykład pomoc ślizgonom w nauce, czy dalsze zbieranie haków na Umbridge, że miałam zdecydowanie luźniejszy plan dnia.

Niejednokrotnie próbowałam jeszcze zapytać Fred'a, co miał na myśli mówiąc o mojej ślepocie, ale skubany milczał jak zaklęty. Podobnie jak jego brat. I pozostali chłopcy. Muszę przyznać, że niezwykle mnie to drażniło! Nawet Blaise milczał, posyłając mi tylko pobłażliwe uśmiechy i niejednokrotnie rozwalając moją fryzurę! O co im wszystkim chodziło?!

W ciągu tego tygodnia dostałam wstępny pozew, napisany przez adwokatów Lucjusza i muszę przyznać, że był idealny. Nie widziałam potrzeby wnoszenia jakichkolwiek poprawek. Wśród oskarżeń znalazło się nawet oskarżenie o świadome narażenie życia uczniów przez Wielkiego Inkwizytora. Zarówno prawnicy, jak i Annie świetnie wywiązali się ze swoich zadań. Odesłałam pozew do Lucjusza, z krótką informacją, żeby jak najszybciej dostarczył go do Ministerstwa.

Mimo że dla mnie ten tydzień wydawał się luźny, Hogwart wręcz oszalał. A wszystko za sprawą serii artykułów w Proroku, opisujących powrót Voldemorta oraz ataki śmierciożerców i nowej grupy sprzymierzonej z nimi, a także artykułu jednego z ludzi szefa o ocalałych dzieciach z sierocińca Wool's. To właśnie ten artykuł, wraz z oddzielnym artykułem o wydarzeniach w moim sierocińcu oraz z opisem masakry w Little Whinging robiły najwięcej szumu. Wielu patrzyło na Harry'ego z litością po utracie ostatniej (wolnej) rodziny, zupełnie zapominając o pozwie, jaki ten wystosował przeciwko nim kilka lat temu. Inni za to skupili się na moim sierocińcu, w większości zastanawiając się, jaki potwór mógł zabić tyle dzieci. Jedynie co bystrzejsze osoby dopatrywały się w tym zemsty, a po przeczytaniu artykułu człowieka Gabriella, również jakowego przesłania. Głównie przez pozostawiony przeze mnie napis, ale jednak.

Był niedzielny wieczór, kiedy wracałam korytarzami zamku z biblioteki. Nie było tam co prawda niczego ciekawego co mogłabym przeczytać, ale wysłuchanie delegatów od krukonów na neutralnym terenie nie było najgorszym pomysłem. Nie czuli się oni na terenie ślizgonów zbyt swobodnie, więc ustaliliśmy, że biblioteka powinna być odpowiednim miejsce. Wśród książek wydawali się pewniejsi.

Zbliżając się do zakrętu jednego z rzadziej uczęszczanych korytarzy, usłyszałam krzyki i poczułam falującą magię. Zmarszczyłam brwi, rozpoznając zarówno obie sygnatury, jak i głosy. Wyciągnęłam różdżkę i przyspieszyłam kroku.

- Diffindo!

Wyszłam zza zakrętu w idealnym momencie, aby rzucić tarczę przed opierającą się o ścianę, siedzącą na posadzce dziewczynę.

- Widzę, Weasley, że wraz z odzyskaniem odznaki, powróciła twoja głupota i wywyższanie się.- warknęłam, patrząc na rudzielca, który wycelował różdżkę we mnie.- Opuść ten patyk. Jest dla ciebie o tysiąc, jeśli nie milion lat za wcześnie, aby cokolwiek mi zrobić.

- Slytherin traci dwadzieścia punktów za twoje bezczelne odzywki, Gaunt.- powiedział z satysfakcją, a ja uniosłam brew w niedowierzaniu.

- Weasley, czy ktoś przywalił ci w ten durny łeb, żeś zgłupiał jeszcze bardziej?- prychnęłam, krzyżując ręce na piersi.- Prefekt nie może odebrać punktów innemu prefektowi.

Z krwi SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz