Rozdział 58

6.7K 384 251
                                    

Hej, moje kochane Laleciątka!

Z okazji zbliżających się świąt, chciałabym życzyć wam z całego serca wszystkiego najlepszego: dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń, udanych prezentów, czasu spędzonego w rodzinnym gronie oraz wszystkiego, czego możecie chcieć! Jeśli chodzi o Sylwester, mam nadzieję, że spędzicie go na zabawie w zgranym gronie i że będziecie mieli co wspominać w przyszłym roku, który chciałabym, aby był dla was najlepszy jak tylko może: aby szkoła nie dawała wam w kość, aby w pracy się układało, aby na studiach wam się wiodło! Mam nadzieję, że o żadnej grupie moich czytelników nie zapomniałam ;)

Życzenia mam za sobą, a więc dalej!

Ostatni Juliet_xx podsunęła mi pomysł, że jeśli kochacie moją historię, to na swoich profilach możecie umieścić #Laleciatka albo #BlaleForever. Jest to całkowicie dobrowolne, ale bardzo by mnie ucieszyło!

I na koniec mam nadzieję, że po tym rozdziale nie będziecie chcieli mnie zabić i zostaniecie ze mną.

Zapraszam do lektury!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Siedziałam w Sali przesłuchań. Moje ręce były przykute do stolika takimi śmiesznymi kajdankami na wyciąganym łańcuchu. Po lewej prawej stronie miałam lustro weneckie, przez które mogłam widzieć dzięki zaklęciu opracowanemu na bazie oka Szalonookiego. Kilku funkcjonariusz kłóciło się tam o coś zażarcie. Ja natomiast miałam całkiem niezłą zabawę, jaką było bujanie się na krześle.

Starałam się nie myśleć o tym, jak Blaise jest na mnie wkurwiony i jak się martwi. Naprawdę się starałam, jednak ta myśl ciągle mnie nawiedzała. Wracała jak przeklęty bumerang! Wiedziałam, że kiedy wrócę, dostanę niezły opieprz. I w sumie będzie mi się należało. Najpierw od Blaise'a, potem od chłopaków, a następnie od każdego, kto się nawinie.

Kiedy tak starałam się uciekać myślami od wściekłych, zmartwionych i Merlin jeden raczy wiedzieć, jakich jeszcze bliskich, do Sali, w której siedziałam, weszły dwie osoby.

Kobieta była wysoka, dość ładna. Ubrana była w pantofle i szary garnitur, a blond włosy spięła w ciasny kok. Stojący obok niej mężczyzna miał na sobie białą koszulę oraz czarne spodnie na szelkach. Brązowe włosy miał lekko roztrzepane, gdzieniegdzie przyprószone siwizną.

Usiedli oni naprzeciwko mnie, stawiając na stoliku kawy oraz papiery.

- Black Wolf, postawiono ci zarzut seryjnych morderstw ze szczególnym okrucieństwem. Nasi specjaliści przeszukują bazy danych w poszukiwaniu twojej prawdziwej tożsamości. Możesz pójść z nami na współpracę, wtedy wyrok, jaki otrzymasz będzie łagodniejszy.

Słysząc słowa mężczyzny, parsknęłam śmiechem.

- Tak czy siak dostanę dożywocie, detektywie d'Orafe. A raczej dostałabym. Nie możecie postawić mi zarzutów, nie znając mojej prawdziwej tożsamości. A tej nie poznacie. Pani na pewno to wie, detektyw Botti, że kobiety potrafią się zmieniać jak kameleon.

- Nie przedstawialiśmy się.- zauważyła kobieta, patrząc na mnie zmrużonymi oczami.- Skąd wiesz, kim jesteśmy?! Jakie dostałabym?! I czemu niby nie poznamy twojej prawdziwej tożsamości?!

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Dostanę sok?

- Masz kawę.- powiedział chłodno szatyn, podsuwając mi jeden z kubków.- Odpowiedz na pytania detektyw Botti.

Z krwi SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz