Rozdział 37

9.2K 421 175
                                    

Na wstępie, jeszcze zanim weźmiecie się za czytanie, prosiłabym, aby każdy, komu nie jest obojętny los tego opowiadania, przeczytał kilka słów od autorki, które pojawią się pod rozdziałem i się do nich odniósł. A teraz rozdział!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Alstremeria jak zwykle obudziła mnie dość wcześnie. Od razu wstałam i poszłam wziąć prysznic. Wycierając włosy w puchaty ręcznik, wróciłam do pokoju. Jednym machnięciem ręki zastąpiłam używanie suszarki i sięgnęłam po naszykowane wczoraj ubrania. Szybko założyłam bieliznę, czarne rurki i zieloną bluzkę z dekoltem oraz poszerzanymi rękawami, sięgającymi połowy przedramienia. Na nogi wsunęłam baleriny i wzięłam się za rozczesywanie włosów. Kiedy to zrobiłam, od razu zaplotłam je w warkocz i przerzuciłam go przez ramię. Głaszcząc nadal śpiące Sirr i Gariad po łbach, wyszłam na śniadanie.

Kiedy dotarłam do jadalni, Lestrange'owie już tam byli. Przywitałam się z nimi i zajęłam swoje miejsce, od razu sięgając po mus owocowy oraz kurczaka z przyprawami. Po zjedzeniu trochę posiłku, zwróciłam się do lokatorów.

- Mam nadzieję, że nie puścicie mi chałupy z dymem.

- Nic się nie bój, Lale!- powiedział Rabastan, przygryzając trochę chleba do jajecznicy.- Przypilnuję ich!

- To właśnie ciebie się najbardziej obawiam, Rabastan.- mruknęłam, a na moich ustach błąkał się delikatny uśmiech, który zakryłam sokiem.

- No wiesz! Znowu z nożem i solą?!

- Jak znowu?- zdziwiłam się.- Przecież to pierwszy raz. Wczoraj w końcu było zmęczenie.

Mężczyzna prychnął, obierając brodę na dłoni.

- Ta, zmęczenie! A później mi dupę skopałaś!

Wzruszyłam ramionami, dokańczając śniadanie.

- A to moja wina, że jesteś beznadziejny w pojedynkach?

- Ja ci dam, beznadziejny!

Mężczyzna zerwał się z krzesła i szybko dopadł do mnie, zaczynając mnie łaskotać gdzie popadnie. Nie wiem, czy o tym wspominałam, ale mam straszne łaskotki. Od razu zaczęłam się śmiać i niekontrolowanie wić pod rękami mężczyzny, w pewnym momencie nawet rozkładając się na krześle tak, że byłam przez nie praktycznie przewieszona. A mężczyzna nie przestawał. Przynajmniej do momentu w którym znalazłam się na podłodze.

- I kto tu jest beznadziejny?- spytał, pomagając mi wstać.

- W pojedynkach, nadal ty!- uśmiechnęłam się szeroko.

Mężczyzna miał zamiar trzepnąć mnie w potylicę, jednak jego ręka natrafiła tylko na mój powidok, który pod wpływem ruchu rozpłynął się. Mężczyzna zamrugał zaskoczony, podobnie jak jego brat i Bella. Zaraz potem cała trójka rozejrzała się po jadalni, dostrzegając mnie za drugim końcem stołu. Pomachałam do nich i znikając w płomieniach, pojawiłam się na nowo obok nich.

- Co... to było?- spytał Rudolf, patrząc na mnie z mieszaniną szoku i podziwu.

- Teleportacja z efektem.- uśmiechnęłam się, chwytając ze stołu winogrona i zaczynając je zajadać.- Przy odpowiednim skupieniu i mocy można wyeliminować trzask teleportacji a także dodać do niej jakiś efekt. Nauczyłam się tego na pierwszym roku.

Tamci zamrugali zaskoczeni.

- Nie wiem, czy mam być dumna, czy czuć się niepotrzebną.- westchnęła w końcu Bella.- Przecież nie jestem w stanie niczego cię nauczyć!

Z krwi SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz