Po południu, tuż po obiedzie, w hotelu pojawił się Gabo.
- Hej! - zawołałem i uścisnąłem brunetowi dłoń.
- Cześć. Masz jakieś plany na dziś?
- Żadnych i nie mam pojęcia co z tym zrobić.
Chłopak uśmiechał się pod nosem.
- A nie chciałbyś może pokazać mi miasteczka? Coś czuję, że będę tutaj częstym gościem.
- Z pewnością- mruknąłem pocierając ręce- No to chodźmy. Jest dużo do oglądania.***
- Serio? Nie wkręcasz mnie?
Gabo pokiwał przecząco głową, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Ej! Nie śmiej się. Chciałbym, żeby to się nie wydarzyło, ale czasu już nie cofnę.
- Ale, żeby krzyczeć: Ja nie chcę umierać! Przy zwykłych turbulencjach.
- Mówiłem. Nigdy nie leciałem samolotem.
Nie mogłem się opanować. Śmiałem się dopuki nie rozbolał mnie brzuch, a brunet przewrócił oczami i założył ręce na piersi.
- Muszę zapamiętać, żeby już o niczym nigdy ci nie opowiadać - mruknął.
- Oj no nie obrażaj się. Musisz przyznać, że to zabawne.
- Zobaczymy jak ty się kiedyś tak ośmieszysz. Też się będę z ciebie nabijać.
Wyszczerzył się w uśmiechu, a ja poklepałem go przyjacielsko po plecach.
- Już to widzę. Ja nigdy nie robię z siebie idioty - odparłem.
- No chyba, że twoje ego przejmuje kontrolę - zażartował.
- Nie wiem o czym mówisz- skłamałem.
- Ta akurat- prychnął.
Zaczął się śmiać, a ja nie mogąc dłużej udawać zaraz do niego dołączyłem.
- Dzięki za oprowadzenie Lorenzo. To naprawdę fajne miejsce, chociaż myślałem, że zamieszkasz w apartamencie, a nie w zwykłym hotelu.
- Zależało mi na bliskości oceanu, a poza tym umiem się obejść bez luksusów.
- Ciężko w to uwierzyć, biorąc pod uwagę twój dom.
- Tak? Ja...
- No co? - Gabo widocznie się zainteresował.
- No i zrobię z siebie idiotę - odparłem z rezygnacją.
- Słucham uważnie.
- W podstawówce należałem do zuchów.
- Ty? - niedowierzał.
- A jak.
- No i zrobiłeś z siebie idiotę - zaśmiał się chłopak.
- Jesteśmy kwita, ale jak powiesz o tym chłopakom to nie powąchasz murawy w przyszłym sezonie.
- Oj Lorenzo. Ty i twoje obietnice.
Parsknął i skończyło się na tym, że znów wybuchnęliśmy śmiechem. Brzuch już bolał mnie niemiłosiernie, ale zawsze jak patrzyłem na bruneta ponownie zaczynałem się śmiać.
- Lorenzo! - znajomy głos sprawił, że wreszcie się opanowałem.
- Cześć Paula. Masz przerwę?
- Tak. A to kto? - wskazała Gabo.
- Jestem Gabo - odparł chłopak wyciągając do niej rękę.
Uścisnęła ją i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Miło mi - powiedziała - Nie nudzi wam się może?
- Co znów wymyśliłaś? - spytałem.
Dziewczyna uniosła jedną brew.
- Czyżbym za często czegoś od ciebie chciała?
- Nie, skądże - zakpiłem - przecież nie pomagałem ci w pracy, przy przenoszeniu pudeł, wieczorku pod gwiazdami i koncercie.
- Aaaa to - machnęła ręką z lekceważeniem - uwierz, potrafię jeszcze bardziej męczyć ludzi.
Puściła do mnie oczko, a ja się zaśmiałem.
- To czego potrzebujesz?
- Pomocy przy dniu pożaru.
- Jakiego pożaru? - spytaliśmy jednocześnie.
CZYTASZ
Wakacyjna przygoda Lorenzo [ ZAKOŃCZONE ]
FanfictionLorenzo wyjeżdża na wakacje do małego miasteczka w Hiszapani. Zatrzymuje się w przytulnym hotelu położonym tuż przy oceanie. Ma zamiar spędzić przyjemnie czas i odpocząć od zmartwień minionego semestru, ale równocześnie odkrywa tam pewną tajemnice. ...