Rozdział 53

191 12 0
                                    

Cały ranek poświęciłem na trening spóźniając się przez to na śniadanie. Paula nie była zadowolona.
- Przestanę ci odkładać i będziesz musiał jeść na mieście- zagroziła.
- Wiem, przepraszam.
- Trenujesz ostatnio jak szalony.
- Wakacje się kończą- mruknąłem- a ja muszę być w formie.
- Przecież jesteś w formie.
- Nie dostatecznej. Paula zrozum, chcę zostać kapitanem.
- To takie ważne?
- Dla mnie tak. Martwię się tylko, że wygra Valentino.
- Kto to?
- Nasz bramkarz. To wspaniały lider, ale ja też pokazałem co nie co w poprzednim sezonie.
- Nigdy nie zrozumiem rywalizacji w dróżynię - mruknęła- Jak byłam na zawodach pływackich, czy biegowych to gdy jedna wygrała, cieszyłyśmy się wszystkie.
- W footbolu jest inaczej.
- To znaczy?
- Ciągle rywalizujemy. O miejsce kapitana, o miejsce w składzie (ja nie muszę), czy o tytuł najlepszego strzelca. To motywuje.
- Chyba nie wszystkich.
- Większość osób- przyznałem.
- I tak twierdzę, że to głupie.
- Każdy ma swoje zdanie- wzruszyłem ramionami.
- Hejka - usłyszałem głos Gabo.
Przywitałem się i brunet się dosiadł.
- O czym gadacie? - spytał.
- Paula twierdzi, że rywalizacja w dróżynie jest bez sensu- streściłem.
- Ma swoje plusy i minusy- mruknął.
- Minusy? - zdziwiłem się.
- Zapomniałeś już, że chcieliśmy się przez nią pozabijać?
Dziewczyna wybałuszyła oczy, a ja machnąłem ręką z lekceważeniem.
- To było dawno i nie przez rywalizację.
- To przez co?
- Po prostu nie mogłem cię znieść- zaśmiałem się.
- Z wzajemnością.
- Jesteście niemożliwi- prychnęła czarnowłosa.
- Tak już mamy - ponownie wzruszyłem ramionami, a Gabo się zaśmiał.
- Jak sobie przypomnę, że na początku roku miałeś problem z powiedzeniem ,,my", zamiast ,, ja", to nie mogę przestać się śmiać- wyznał gdy spojrzałem na niego pytająco.
- Bardzo zabawne- mruknąłem.

***
Pograliśmy sobie z Eloy'em i Gabo w piłkę i gdy już poważnie się zmęczyliśmy usiedliśmy przy stoliku koło hotelu, a Paula przyniosła nam lemoniadę.
- Dzięki- powiedziałem sięgając po szklankę- Wasi rodzice już wrócili? Widziałem samochód.
- Tak, przed chwilą - odparła - Przywieźli ostatnie rzeczy. Szkoda, że jedziesz wcześniej- zwróciła się do bruneta - Przesunęliśmy termin zjazdu o tydzień wcześniej, więc gdybyś wracał tak jak planowałeś to byś się załapał.
- Nie było mi dane- zaśmiał się- ale masz jeszcze Lorenzo.
- Tak. Tylko mam nadzieję, że nie zamierzasz się wykręcać - spojrzała na mnie groźnie.
- Przeszło mi to przez myśl, ale nie, nie zamierzam.
- Dobrze - odprężyła się i usiadła - Jak dobrze mieć krewnych w domu. Każdy chce pomóc w hotelu i mogę wreszcie sobie odpocząć.
- Zasłużyłaś na to - powiedział Gabo.
- Dzięki- uśmiechnęła się.
- Dalej ciężko uwierzyć, że macie tak dużą rodzinę.
- Czasem mam wrażenie, że cały świat tak uważa - westchnęła- Nie jest nas wcale, aż tak wielu!
- Jest - mruknąłem- Jesteś przyzwyczajona i po prostu tego nie widzisz.
- Zgadzam się z Lorenzo- wtrącił się Eloy- My po prostu już tego nie zauważamy. Do tego przecież nie znamy całej rodziny. To są najbliżsi krewni. No...może nie najbliżsi, ale wiesz o co chodzi.
- No dobra, może faktycznie trochę nas dużo- przyznała w końcu.

Wakacyjna przygoda Lorenzo [ ZAKOŃCZONE  ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz