W nocy śniło mi się jak występowaliśmy razem z Sylwią przed ciotką i babcią. To całe gadanie o śpiewaniu sprawiło, że nawet w nocy nie miałem spokoju.
- Co jest? - spytała Paula widząc moją minę.
- Muszę śpiewać na tym koncercie?
- Nie kazałam ci, ale co się stało, że tak nagle zmieniłeś zdanie?
Westchnąłem.
- Sylwia wyjeżdża. Najpierw mnie w to wrobiła, a teraz po prostu wyjeżdża.
- Co? Dlaczego?
- Ma inną budowę do nadzorowania - mruknąłem.
- Nie możesz jej za to winić.
- Wiem tylko...Z resztą, nie ważne.
Czarnowłosa usiadła naprzeciw mnie.
- Gadaj! - poleciła.
Przewróciłem oczami.
- To nie ważne.
- Mów, a nie ściemniaj!
Westchnąłem.
- Myślałem, że chociaż raz spędzę z nią trochę więcej czasu - przyznałem się.
Paula spojrzała na mnie pytająco.
- Odkąd przeprowadziła się do Włoch i zaczęła pracę, nasze relacje się rozluźniły - wyjaśniłem - Spotykamy się praktycznie tylko w święta. Chociaż w tym roku widziałem ją już 2 razy - To nowy rekord.
Uśmiechnąłem się, ale czarnowłosa nie dała się zwieść.
- Brak ci jej.
Przytaknąłem.
- Musieliście być blisko.
- Tak. Jako dzieci byliśmy nierozłączni. W sumie, byłem w nią wpatrzony jak w obrazek i pewnie momentami miała mnie dość.
Zaśmiałem się, a dziewczyna mi zawtorówała.
Poczułem się niezręcznie. Mówienie tego co czuje zawsze wywoływało u mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony cieszyłem się, że mogłem się tym z kimś podzielić, a z drugiej strony czułem się głupio.
- Muszę już iść - powiedziałem, by ukryć zmieszanie i nie czekając na reakcję Pauli wyszedłem.***
- Będę tęsknić - powiedziała Sylwia, przytulając mnie na pożegnanie.
- Wiem.
- Może jakoś zdołam przyjechać na koncert.
Skinąłem głową, ale nie łudziłem się. Gdybym nie przyzwyczaił się już dawno do tego, że dziewczyna ciągle mnie zawodzi, to bym tylko cierpiał.
- Przykro mi, że tak się to wszystko ułożyło.
- W porządku. Przywykłem.
Dziewczyna spojrzała na mnie smutnymi oczami i wsiadła do samochodu. Odjechała.
- Byłeś trochę oschły - skarciła mnie Paula.
Włożyłem ręce w kieszenie i kopnąłem nogą jakiś kamień.
- A jaki miałem być?
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Zachowujesz się jak dziecko.
- Może.
Zostawiłem dziewczynę i ruszyłem w kierunku plaży. Wiatr wiał mi prosto w twarz, ale nie zwracałem na to uwagi. W końcu dostrzegłem Eloya, który siedział na piasku z głową między kolanami. Gdy podszedłem chłopak nieźle się wystraszył i wtedy zobaczyłem, że ma podbite oko.
- Kto ci to zrobił? - spytałem.
- Sam sobie to zrobiłem - mruknął.
- Ta akurat!
Młody westchnął.
- Pobiłem się z jednym chłopakiem.
- Wygrałeś chociaż.
Prychnął.
- Jasne, że tak.
Zaśmiałem się.
- Dobrze.
- Nie chcę tylko, żeby mama to zobaczyła. Jest wściekła, gdy wdaje się w bujki.
- A często ci się to zdarza?
- Czasami.
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem.
- No dobra. Często.
Pokręciłem głową.
- Wpakujesz się kiedyś przez to w poważne kłopoty - powiedziałem.
- Wcale nie. Zawsze wygrywam.
- Nic nie trwa wiecznie.
- Dobra, o co ci chodzi?
- O nic. Ostrzegam cię tylko.
- Mam gdzieś twoje "dobre rady". Mogę robić co mi się podoba.
- Tak? - uniosłem brew - To dlatego chowasz się tutaj jak tchórz?
- Odwal się! - Eloy podniósł się z ziemi - To nie twoja sprawa. W ogóle to czemu ci tak na tym zależy co?
Westchnąłem.
- Bo nie chce, żebyś popełniał te same błędy co ja.
Chłopak przez chwilę stał z szeroko otwartymi ustami. W końcu jednak doszedł do siebie i ponownie usiadł obok mnie.
- Co masz na myśli?
Znowu westchnąłem.
- Kiedy cię poznałem i zobaczyłem jak grasz nie chciałem tego przyznać, ale gdy zaczęliśmy się wreszcie dogadywać i spędziłem z tobą trochę więcej czasu zdałem sobie sprawę, że bardzo przypominasz mnie.
- Jak to?
- Jesteś uparty, pewny siebie, czasem wręcz arogancki, ale przy bliższym poznaniu zyskujesz w oczach. Jedna cecha jednak szczególnie nas do siebie upodobania.
- Jaka?
- Skrytość. Oboje nie ufamy ludziom i staramy się nie pokazywać jacy jesteśmy naprawdę.
Młody spuścił wzrok.
- Naprawdę tak robię?
Przytaknąłem.
- Dlaczego?
Wzruszyłem ramionami.
- A te błędy? O co ci z tym chodziło?
- Jak byłem w twoim wieku też ciągle wdawałem się w bujki. W sumie teraz też nie trudno wyprowadzić mnie z równowagi.
- Serio?
- No. Raz przez to nieźle mi się oberwało. Byłem zły, bo nigdy wcześniej nie przegrałem w bujce, więc chciałem się zemścić.
- I co się stało?
- Znowu przegrałem. Trochę to mną zachwiało. Mój tata był na mnie wściekły i powiedział, że jak jeszcze raz wdam się w bujkę to mogę zapomnieć o nauce w IRS-ie w przyszłości.
- O rany!
- Nie mówił tego na poważnie, po prostu był zły, ale wtedy myślałem, że tak. Musiałem znosić kpiny znajomych, bo rezygnowałem z każdej bijatyki.
- To chyba nie było zbyt przyjemne.
- Owszem, ale co było to było. Nie chcę tylko, żebyś robił to samo. Z reguły po takiej bujce lądujesz tylko z podbitym okiem, ale wystarczy jedno za mocne uderzenie i ktoś może poważnie ucierpieć. Przemyśl to.
Wstałem.
- A co do tej sprawy dlaczego nie grasz. Nie myśl, że sobie odpuściłem. Wyciągnę to z ciebie.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem.
- Jeszcze zobaczymy.Chciałam pokazać Lorenzo z trochę innej strony. Jako kogoś bardziej odpowiedzialnego. Nie wiem czy mi się to udało, ale mimo wszystko mam nadzieje, że rozdział wam się podobał :) .
CZYTASZ
Wakacyjna przygoda Lorenzo [ ZAKOŃCZONE ]
Fiksi PenggemarLorenzo wyjeżdża na wakacje do małego miasteczka w Hiszapani. Zatrzymuje się w przytulnym hotelu położonym tuż przy oceanie. Ma zamiar spędzić przyjemnie czas i odpocząć od zmartwień minionego semestru, ale równocześnie odkrywa tam pewną tajemnice. ...