Rozdział 6

319 18 2
                                    

Próbowałem znaleźć jeszcze Eloya, ale młody zaszył się w pokoju.
Postanowiłem więc, że nie będę go dzisiaj męczył, co nie znaczyło, że zamierzałem odpuścić.
Wyszedłem przejść się do miasteczka i od razu tego pożałowałem. Otoczyła mnie grupka dzieciaków zaciągając na boisko.   
- Pokażesz nam kilka trików? - prosili.
Od zawsze nie umiałem odmawiać dzieciom. Gdy tata został raz poproszony, żeby zająć się córką swojej znajomej, zakazał mi się do niej zbliżać. Wiedział, że nie potrafiłbym jej odmówić nawet gdyby chciała  skoczyć z dachu. No może trochę przesadziłem.
Zgodziłem się więc pokazać dzieciakom parę sztuczek. Zachwycali się i próbowali powtórzyć kilka z nich, ale bez skutecznie.
Opowiedziałem im jak wygląda nauka IRS-ie i treningi, a  gdy skończyłem mówić, przypomniałem sobie jeszcze jeden trik, który mógłbym pokazać.
Wtedy właśnie dostrzegłem Eloya, który mi się przyglądał.
Ruszyłem w jego stronę, ale dzieciaki ponownie mnie obskoczyły, prosząc o więcej. Eloy skorzystał z okazji i zniknął w tłumie.
Jakoś udało mi się oswobodzić, więc poszedłem go poszukać. Po godzinie stwierdziłem, że mógł po prostu wrócić do hotelu, więc udałem się w tamtym kierunku. Na miejscu dowiedziałem się jednak, że byłem w błędzie. Eloya nigdzie nie było.
Zjadłem obiad i zamknąłem się w pokoju. Musiałem pomyśleć.
Gdy zobaczyłem Eloya na boisku zdawało mi się, że dostrzegłem w jego oczach coś...Nawet nie umiałem tego opisać. Ten chłopak coraz bardziej mnie intrygował i nie wiedziałem czemu. Może dlatego, że miał talent, może dlatego, że był bratem Pauli, a może...Nie!
Zaczynam już świrować.
Byłem ciekawy- to wszystko.
Ciekawy tego, dlaczego chłopak z takim talentem, nagle przestał grać.
Paula zaproponowała mi, że zabierze mnie w sobotę na koncert w centrum miasteczka. Była to impreza charytatywna, na której zbierali fundusze na wybudowanie hali sportowej. Było tu dużo dzieciaków, które lubiły grać ( na niektóre już się natknąłem) , więc chcieli stworzyć to dla nich. Był to dobry pomysł, bo boisko na którym się spotykali, było już bardzo zniszczone i prawdę powiedziawszy, nie odpowiednie.
Beton miejscami już pękał,  grożąc przewrotką, a siatka w bramce była pełna dziur.  Zgodziłem się, ale pod warunkiem, że pomoże mi z przebraniem. Nie chciałem ponownie być otoczony przez namolne dzieciaki. Dziewczyna była tym pomysłem zachwycona, a ja zacząłem się martwić.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Niechętnie zwlekłem się z łóżka i poszedłem otworzyć.
Paula w niebieskiej, zwiewnej sukience i z czarną torebką przewieszoną przez ramię, stała przed moimi drzwiami uśmiechając się.
- Tak? - spytałem.
- Idziemy na imprezę - powiedziała dając mi do zrozumienia, że nie mam nic do gadania.
- Nie ma tu innych gości, których mogłabyś pomęczyć?
- Nie. W moim wieku jesteś tu tylko ty, a ja nie mogę znieść jak ktoś tak nie korzysta z Wakacji.
- Ja nie korzystam? Serfuję, zwiedzam, nawet dałem ci się namówić na ten koncert w sobotę.
- To nic - odparła.
Przewróciłem oczami.
- No weź! Chcę ci tylko pokazać uroki naszego miasteczka. Nie daj się prosić!
- Zgoda - mruknąłem - Daj mi 15 minut.
Dziewczyna się ucieszyła.
- Czekam w recepcji - powiedziała.
Wróciłem do pokoju, przebrałem się w niebieską koszulę i czarne spodnie, wziąłem portfel  i ruszyłem do recepcji.      

Wakacyjna przygoda Lorenzo [ ZAKOŃCZONE  ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz