15.Tęcza zalana krwią.

10.5K 737 552
                                    

- Louis? - zapytał brunet, kładąc się na ławce (dosłownie). Zawołany niebieskooki, podniósł głowę znad laptopa. I cóż, nie spodziewał się, że pierwszym co zobaczy, będzie tyłek Harry'ego. Leżał centralnie przed nim, odziany w czarne, obcisłe rurki. I skłamałby, gdyby powiedział, że mu się nie podobało. Przełknął nieazauważalnie ślinę, za wszelką cenę starając się nie powracać do tego widoku wzrokiem.

- Huh... co? Zamyśliłem się, wybacz. - otrząsnął się z transu nauczyciel. Styles spojrzał na niego dziwnie, ale nie skomentował tego.

- Czy... byłeś kiedyś na paradzie równości? - zapytał nieśmiało, gdyż temat nadal był dla niego trudny. Szatyn wyprostował się na krześle, patrząc intensywnie na Harry'ego.

- Byłem. - odpowiedział. - Raz. - westchnął. - Chyba nie odważyłbym pójść drugi raz. - powiedział przytłumionym głosem.

- Czemu? - zapytał zaciekawiony i jednocześnie nieco wydygany.

- Nie było to łatwe. Pod każdym względem. - powiedział Louis, wpatrując się w blat biurka pustym wzrokiem. - Na początku było fajnie. - zaczął historię. - Pełno młodych ludzi. Lesbijki, geje, bi, trans... wszyscy. Pełni zapału, tęczowe flagi powiewały za nimi, kiedy szli. Na policzkach namalowane kolorowe znaki. Bojowe, ale jednocześnie dumne okrzyki. Hasła, transparenty, miłość... - zatrzymał na chwilę, lekko uśmiechając się na to wspomnienie. Zaraz jednak oznaki dobrego humoru znikły. Dały miejsce kamiennej twarzy i goryczy w głosie. - Oczywiście wszystko w pewnym momencie musiało się zje-rozwalić. - w ostatnim momencie powstrzymał przekleństwo wypływające z jego ust. - W tłumie coraz częściej dało spotkać się ludzi, którzy wyzywali innym od "pedałów", "zboczeńców", "zbereźników" i wielu innych. - zrobił pauzę. W końcu podniósł wzrok na bruneta, który w skupieniu przyglądał mu się. Popatrzył głęboko w jego zielone oczy. Kontunuował ze szklistymi oczyma. - Homofobi. Pierdoleni, nietolerancyjni ludzie. - zacisnął szczękę, a głos jego drżał. - Wdzierali się pomiędzy tłum ludzi walczących o swoje prawa, rozpraszając go. - pojedyńcza łza spłynęła po jego policzku, znajdując swoje ujście skapując z jego podbródka. - Zaczęli bić tych wszystkich. Nie, oni się rzucali na nich. Ta walka była bez szans. Sam o mało nie straciłem życia. Tęczowa flaga miała smugi krwi na swojej strukturze. Napastnicy mieli kolorowe kłykcie od ciosów, które zadawali w policzek. - mówił z niewyobrażalnym żalem w głosie. - Tęczowy materiał, który niegdyś powiewał dumnie niczym peleryna, był teraz znakiem wojny i śmierci za to, kim się jest. - zakończył cicho, spuszczając głowę.

Styles patrzył osłupiały na nauczyciela. Ta opowieść wstrząsnęła nim. W jego głowie panował istny chaos. Myśli ogłuszały go i odbierały zdolność mówienia.

Ciszę w sali przerywało tylko raz po raz pociągnięcie nosa szatyna. Zielonooki nie ważył się nawet drgnąć. Miał wrażenie, że jeśli wykona jakikolwiek ruch, wszystko runie. Każdy mur Tomlinsona nagle zniknie, pozostawiając pustą dziurę.

- C-czy gdybyś miał... zginąć tam, w imię wolności, l-lub za osobę, którą kochasz... zrobiłbyś to? - zapytał cicho Harry. Louis popatrzył na niego zaczerwienionymi oczami. Styles miał wrażenie, że to w nich widzi odpowiedź na swoje pytanie. Ale on chciał to usłyszeć z ust szatyna.

- Tak. - powiedział pewnie. - W-wolałbym zginąć, niż do końca życia być tym, kim naprawdę nie jestem. - głos mu lekko drżał przez to, że przed chwilą płakał. Zapadł moment ciszy, ale brunet wiedział, że to nie koniec wypowiedzi nauczyciela. Czuł to. Nie mylił się. - Wolałbym umrzeć za osobę, którą bym kochał. - dopowiedział cicho. - Nie pozwoliłbym temu komuś zginąć. - prawie szeptał, a słowa echem odbijały się w uszach Harry'ego.

Louis zacisnął dłoń w pięść, chcąc wyzbyć się bólu psychicznego, kosztem fizycznego. Przyłożył sobie dwa palce do nasady nosa, próbując się opanować. Nagle poczuł dwa ramiona, które go oplatają. Nie musiał patrzeć kto to, bo wiedział. Mimowolnie przytulił Harry'ego, napawając się tym uczuciem. Starał się teraz nad tym nie rozmyślać. Nie myślał o tym, jak dobrze mu się przebywa ze Stylesem. Nie myślał o tym, jak bardzo chciałby, aby ta chwila trwała w nieskończoność.

- P-przepraszam. - szepnął brunet, nadal będąc przyciśniętym do klatki piersiowej Louisa. Ten spojrzał na niego niezrozumiale.

- Za co? - zadał pytanie.

- Za to, że zapytałem o to i naruszyłem drażliwy temat. - powiedział cicho zielonooki, unikając kontaktu wzrokowego z mężczyzną. Szatyn, kiedy nie potrafił popatrzeć w oczy kręconowłosego, podniósł jego podbródek dwoma palcami. Chcąc nie chcąc, Harry musiał popatrzeć na nauczyciela.

- Hej, to nie twoja wina. - uśmiechnął się lekko na potwierdzenie swoich słów. - Pytałeś się, bo jesteś ciekawy. Ja się rozkleiłem, bo jestem cipowaty. - powiedział szatyn.

- Nie mów tak. To ja z naszej dwójki częściej płaczę. - lekko uśmiechnął się Harry. Louis automatycznie odwzajemnił gest. - Uśmiechnij się szerzej. - polecił Styles.

- To daj mi powód. - powiedział wyzywająco szatyn. Harry przewrócił oczami na ten komentarz. Dostał jedynie karcący wzrok od Tomlinsona, na tę czynność.

- Samo to, że tu jestem powinno być powodem do twojego szerokiego uśmiechu. - wyszczerzył się zielonooki. I cóż poradzić, że na twarzy nauczyciela od razu zawitał promienny uśmiech od ucha do ucha?

Harry widząc to, zachichotał.

- Ale ci się robią urocze kurze łapki koło oczu. - powiedział z uśmiechem.

- Ej! One nie są urocze. - speszył się niebieskooki. - We mnie nie ma nic uroczego. Jestem męski. - podkreślił ostatnie słowo.

- Mów jak chcesz. Ja i tak wiem swoje. - zaśmiał się kręconowłosy.

69696969
Hejo!

Szczerze, to lubię ten rozdział 😁

Ponownie was przepraszam za brak rozdziału, ale naprawdę mam pełno nauki, obowiązków... wszystkiego :/

Your sincerely,
LARloveRY

White changes black || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz