16.Pan i władca.

11.4K 733 1.3K
                                    

Harry nie wiedział, co robić. Widział starania Louisa, aby w końcu siebie zaakceptował. Jednak on nadal nie potrafił przełamać tej belki w jego głowie. Cały czas, kiedy mówił o tym, że jest gejem, ściszał głos oraz jak najbardziej się dało, owijał w bawełnę. To wszystko prowadziło do jeszcze większych natłoków myśli.

A natłoki myśli skierowane były ku osobie Louisa Tomlinsona. Jego niebieskich oczu, mocno zarysowanej szczęki i tego uśmiechu, który rozświetla wszystko wokoło.

Harry! To twój nauczyciel!

Styles tylko westchnął na swoje myśli. Już totalnie się pogubił.

Kiedy sala opustoszała po lekcji edukacji seksualnej, brunet przesiadł się bardziej do przodu. Oklapł na krzesło, nie wykazując zbytnich chęci do życia.

Nauczyciel przyglądał się mu w skupieniu, analizując każdy jego ruch. Szatyn miał założone ręce na klatce piersiowej oraz opierał się wygodnie o oparcie krzesła. Powieki miał zmrużone, a brwi zmarszczył w akcie konsternacji.

- Co się stało? - zapytał prosto z mostu. - Coś cię męczy, widzę to. - dopowiedział, kiedy zobaczył, że uczeń próbuje zaprzeczyć. Zielonooki westchnął.

- Nie wiem... - wzruszył ramionami. - Nie potrafię przełamać tego czegoś, co siedzi mi w głowie i nie pozwala mi siebie akceptować. Jakaś paranoja. - narzekał Harry. Tomlinson zamyślił się.

- Wiesz, że to jest proces trwający jakiś czas? - zadał pytanie retorycznie. - W dodatku każdy jest inny. Jedni akceptują siebie od pierwszych chwil, inni potrzebują czasu. Dwa tygodnie, miesiąc, rok lub więcej. - wytłumaczył niebieskooki.

- Tylko, że ja chcę siebie zaakceptować. Chciałbym żyć ze sobą w zgodzie. - westchnął Harry. - Nie znoszę tej części mnie, która mówi mi, że jestem obrzydliwy. - zwiesił głowę.

Tomlinson zamyślił się. Naprawdę żałował tego, że nie może w żaden sposób pomóc Stylesowi. Widział, jak ten męczy się sam ze sobą.

- Pamiętaj, że ludziom pokazujesz najpierw siebie, swój charakter, a nie orientację. - powiedział profilaktycznie szatyn.

- Właśnie wiem! - wybuchnął Harry, wstając na równe nogi. - Ja to wszystko wiem! - niemal krzyczał, podchodząc coraz bliżej biurka nauczyciela. Ten tylko patrzył. - Wiem, że muszę siebie akceptować! Wiem, że mam się nie przejmować innymi! - wyliczał cały czas podniesionym tonem. - Wiem, że mam komfortowo się czuć wśród innych! Wiem, że mam się przełamywać! - nie wiadomo kiedy, łzy zaczęły spływać po jego twarzy, tworząc smugi. On nie był smutny. On był zły i sfrustrowany.

- Harry...

- Nie! Poczekaj, aż skończę! - uciszył Tomlinsona, nie będąc do końca świadomym tego, co robi. Niebieskooki tylko patrzył zaciekawionym, ale też lekko karcącym wzrokiem na ucznia. - Ja to wszystko wiem! Tylko pytanie brzmi; jak?! Jak mam się przełamywać?! Jak mam to wszystko robić?! - stał teraz przed biurkiem, opierając się dłońmi o blat. Patrzył prosto ma nauczyciela, który niezmiennie miał taką samą minę.

- Harry. - powiedział ostro Louis, mrożąc go wzrokiem. - Nie zapomniasz się czasem? - uniósł jedną brew. I cholera, znowu włączył mu się ten władczy i ojcowski ton.

Zielonooki jakby teraz otrząsnął się z transu, któremu dał się opanować. Zorientował się, co zrobił. Zrobiło mu się strasznie wstyd. Spuścił wzrok, nadal stojąc przy biurku, w takiej samej pozycji.

- P-przepraszam... ja--

- O nie, Harry. Jak już zacząłeś temat, to go skończymy. - powiedział napiętym tonem szatyn, wchodząc mu w słowo. Styles spojrzał na niego zdziwiony. - Aż tak ci źle? Mówiłem ci, że to wymaga czasu! Przeliterować? A może mówię po chińsku? - jego głos był podniesiony. - Rozumiem, frustracja frustracją, ale trochę empatii! Ja się tu produkuję, przygotowywuję tematy, a z twoich ust brzmi, jakbym ci marnował czas! - oburzył się i słusznie. - Czy usłyszałem kiedyś jedno, pieprzone "dziękuję"? - zapytał retorycznie, a pytanie zawisło w powietrzu. Styles nieustannie wpatrywał się w powierzchnię biurka, a niebieskooki intensywnie mu się przyglądał. - Nie możesz tak wybuchać. - powiedział łagodniej, wstając ze swojego miejsca i stając naprzeciwko bruneta tak, że oddzielało ich jedynie biurko. - Musisz panować na emocjami, albo nauczyć się wyrażać je przez słowa, a nie krzyki. - mówił teraz zupełnie innym tonem, niż na początku. Teraz ten dźwięk był przyjazny dla ucha. - Harry, spójrz na mnie. - Ten po chwili uniósł swoją głowę, patrząc na nauczyciela lekko czerwonymi oczyma.

Patrzyli sobie w oczy. Tak po prostu. Zachwycając się ich kolorem i tym, co wrażają. Po chwili wzrok Tomlinsona zjechał na wargi Harry'ego. Kontunuował, wpatrzony w nie. Teraz jednak mówił półgłosem.

- Nie możesz tak, rozumiesz? - popatrzył ma moment w zielone tęczówki. - Pamiętaj, ty jesteś panem i władcą samego siebie. Masz wszystko pod kontrolą. Nie bój się tego pokazać. - oparł się tak samo jak Styles o biurko. Szeptał, mając głowę na tym samym poziomie co brunet.

- Przepra--

- Shhh... - przyłożył mu palec do ust, aby zamilkł. Jesteś panem i władcą samego siebie, Harry. Dasz radę zignorować chęć zassania i polizania tego palca. - Nie przepraszaj, tylko zapamiętaj na przyszłość. Okej? - zapytał. Zielonooki kiwnął na znak zgody. - Pytam się, czy "okej"? - dodał, kiedy nie usłyszał odpowiedzi.

- Okej. - odpowiedział brunet.

Pomiędzy nimi zapadła cisza. Każdy trawił tą cała sytuację. Wyrzucone słowa i zdania. Przy tym wszystkim utrzymywali kontakt wzrokowy. Louis posłał mały uśmiech brunetowi, który odwzajemnił ten gest. Tomlinsonowi mimowolnie wzrok powędrował znowu w stronę tych malinowych warg. Sam przejechał językiem po swoich lekko spierzchniętych ustach. Styles powiódł wzrokiem za końcówką języka szatyna.

Tomlinson nagle, wiedziony nie wiadomo czym, zbliżył się niebezpiecznie blisko twarzy Harry'ego. Brunet przełknął ślinę, czując oddech nauczyciela na policzku.

Louis pochylił się w stronę Stylesa, wpatrzony w wargi młodszego. Ostatni raz spojrzał w oczy kręconowłosego, po czym połączył ich usta w pocałunku. Harry był zaskoczony. W pierwszej chwili nie wiedział, co robić. Nigdy wcześniej się nie całował. Potem zaczął imitować ruchy ust niebieskookiego. Całowali się powoli, nie spiesząc nigdzie. Styles czuł, jak stado motyli w jego brzuchu podrywa się do lotu. Louis zachwycał się miękkością i dekikatnością ust młodszego. Chcieli, aby ta chwila się nie skończyła.

Po pewnym czasie oderwali się od siebie, nadal będąc bardzo blisko. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Po chwili Styles odezwał się cichutko:

- Co ty robisz? - zadał pytanie, ale w głębi duszy znał odpowiedź. Nie chciał jej tylko do siebie dopuścić. Tomlinson wierzchem dłoni pogłaskał jego policzek.

- Pomagam ci. - odezwał się, Harry miał wrażenie, że niepewnie. - Pomagam ci się zaakceptować. - powtórzył pewniej.

Ałć? Słyszeliście to? To był trzask serduszka zielonookiego.

- J-ja chyba muszę już iść. - zmyślił brunet, chcąc znaleźć się jak najdalej od Tomlinsona, chcąc sobie wszystko przemyśleć. Albo popłakać nad tym, że Louis go pocałował bez jakiegokolwek uczucia, tylko z chęcią pomocy.

Pospiesznie zebrał swoje rzeczy, a niebieskooki przyglądał się jemu wiedząc, że tak będzie lepiej. Każdy musiał to przestudiować indywidualnie.

- Do widzenia, panie Tomlinson. - rzucił na odchodne, zamykając za sobą drzwi.

696969
Hejo!

No to się porobiło...

Mam do was pytanie; napisałam shota świątecznego i chcecie go w tym tygodniu, czy bliżej świąt?

Your sincerely,
LARloveRY

White changes black || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz