><><Harry><><
Malik złapał mnie za dłoń i wyrzucił z pomieszczenia. Potknąłem się o własne nogi i upadłem na tyłek. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Zayn był zwykłym pracownikiem i nie miał prawa podnieść na mnie ręki. Podniosłem się szybko z ziemi i wytrzepałem spodnie z kurzu.
- Nie waż się go nigdy uderzyć! - zawołał mulat. - Zostaw go w spokoju.
- Będę robił co mi się żywnie podoba. - powiedziałem. - Nawet jeśli miałbym go bić.
- Harry!
Dopiero teraz zauważyłem blondyna, który przybiegł tu zaraz za Zaynem. Stanął obok mnie i próbował uspokoić. Podniosłem kapelusz z ziemi, który upadł mi, jak mężczyzna mnie popchnął. Wytrzepałem go i założyłem na swoją głowę.
- Pilnuj się, jedno moje słowo i nie będziesz miał czego tu szukać. - zagroziłem.
Mulat chyba się tym nie przejął, ponieważ wciąż z tym samym uporem wpatrywał mi się w oczy. Poczułem rękę Nialla, który wyprowadził mnie ze stajni. Na zewnątrz dopiero odetchnąłem.
- Przesadziłeś. - powiedział blondyn. - Dlaczego zaatakowałeś Louisa? Przecież widziałeś, że płakał, musiałeś jeszcze bardziej go dobijać?
- Chciałem znać powód dlaczego mazgai się jak dzieciak. - odparłem.
- Mogłeś to zrobić w delikatny sposób, ty go prawie pobiłeś!
- Nie rób takiego zamieszania wokół tego. Nic się nie stało, chciałem wiedzieć, tylko tyle. - wzruszyłem ramionami.
Minąłem przyjaciela i ruszyłem w stronę domu. Miałem ochotę chwilę odpocząć. Po kilku minutach dołączył do mnie Horan. Razem siedzieliśmy kilka godzin w salonie i sączyliśmy lemoniadę zrobioną przez moja matkę. Gdy skończyliśmy, ponownie wyszliśmy na zewnątrz. Zajęliśmy nasze ulubione miejsce, czyli werandę.
- Dlaczego tak bardzo go nienawidzisz? - zapytał po chwili.
Nie rozumiałem go. Nie miałem pojęcia o czym mówił. Dopiero gdy spojrzałem w tę samą stronę w którą patrzy przyjaciel, zrozumiałem. Kilkadziesiąt metrów przed nami stał Louis. Opierał się o drewniany płot, a głowę spuszczoną miał w dół. Wyglądał na zmęczonego, nawet jego błękitna koszula przylgnęła do jego ciała.
- Dlaczego tak myślisz? - spytałem.
- Do każdego tak się odzywasz i zachowujesz? Chyba nie nazywasz swoich przyjaciół przybłędami i nie bijesz ich.
- Po prostu się nie polubiliśmy. - przyznałem. - Sam nie wiem, ciągle mnie irytuje. Wkurza mnie jego uśmiech czy głos. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
- Więc go przynajmniej toleruj, nie musisz go lubić. - powiedział.
- Masz rację. - westchnąłem.
- Przeprosisz go?
- Tego nie powiedziałem! - zawołałem. - Nie będę zwracać na niego uwagi. A teraz chodź, spytamy się Dana czy nie potrzebuje pomocy.
***
Wieczorem nie było nic do zrobienia. Większość osób zebrało się już w jadalni na kolacji. Mój ojciec kłócił się z wujem o to, która rasa bydła jest lepsza. Nie było to coś, co mnie interesowało, więc razem z Niallem szybko zjedliśmy kolacje i wyszliśmy na zewnątrz. Robiło się coraz chłodniej. Blondyn rozsiadł się w fotelu na werandzie i zaczął opowiadać jakieś ciekawe historie. Słuchałem i śmiałem się z nich. Uwielbiałem takie wieczory. Dziś Niall mógł zostać i ze mną nocować. Moja matka już dawno się do tego przyzwyczaiła. Traktuje go jak drugiego syna.
- Ktoś jeszcze jest w stajni? - zapytał blondyn, przerywając swoją opowieść.
- Pewnie ktoś nie zgasił światła. - westchnąłem. - Wszystkiego trzeba pilnować.
Zeszliśmy z foteli i ruszyliśmy powolnym krokiem do budynku. Weszliśmy do środka. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem jakieś odgłosy. I to nie było parskanie koni. Zajrzałem do ostatniego boksu, skąd dochodził dźwięk. Stał w nim Louis i wsparty o widły, głośno oddychał. Cały był spocony, widać było zarys mięśni pod cienkim materiałem koszuli.
- Lou? - zaczął mój przyjaciel. - Wszystko w porządku?
Szatyn drgnął wystraszony i odwrócił się w naszą stronę. Na jego twarzy widać było ogromne zmęczenie. Wyprostował się i skinął głową. Powrócił do sprzątania boksu.
- Nie byłeś na kolacji. - odezwał się ponownie.
- Jeszcze nie skończyłem pracy na dziś. - odparł spokojnie.
- Idź coś zjeść, my dokończymy za ciebie. -zaproponował blondyn.
- Nie! - zawołał szybko. - Muszę to zrobić ja.
- Dobrze się czujesz? - kontynuował Horan. - Powinieneś odpocząć, nic dzisiaj nie zjadłeś. Nie widziałem cię nawet na obiedzie.
- Nie byłem głodny. - wzruszył ramionami.
- Nie zjadłeś nic nawet na śniadanie. - dodał blondyn. - Idź do domu, odpocznij.
- Muszę to dokończyć, nie rozumiesz?! - warknął.
Pierwszy raz widziałem go, żeby się tak zdenerwował. Przecież Horan chciał dobrze, co za niewdzięcznik... Chciał komuś coś tym udowodnić? Przewróciłem oczami, gdy zignorował kolejną prośbę Nialla.
- Zostaw go. - powiedziałem. - Skoro nie chce naszej pomocy, to nie.
><><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje!
Jak minął wam weekend moje drogie krzaczki/teambydło/kowboje?
Co powiecie na drugi rozdział na dziś? ^^
Tylko musicie się postarać i pozostawić po sobie chociażby komentarz!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><><><><><
![](https://img.wattpad.com/cover/129186160-288-k702062.jpg)
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
Fanfiction#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...