><><Harry><><
- Widziałeś dziś Louisa? - zapytał Des.
Spojrzałem na niego i pokręciłem głową. To już druga osoba, która o niego pytała. Dopiero był ranek, więc na pewno się pojawi. Zapewne znów nie miał ochoty na śniadanie. Po tylu dniach powinni się przyzwyczaić.
- Miał przyjechać na śniadanie. - kontynuował mężczyzna. - A potem z Zaynem mieli udać się do miasta.
- Może jeszcze się pojawi. - przyznałem. - Jest ósma.
- W sumie racja. - westchnął.
Zajęliśmy miejsce przy stole. Anne podała pieczone kiełbaski i zajęliśmy się jedzeniem. Zayn nie mógł wysiedzieć na swoim miejscu. Dwa razy wychodził sprawdzać przed dom, czy Louis dojechał. W nocy spadło sporo śniegu. Ale nie sądziłem, że biały puch zdołałby go zatrzymać.
Skończyliśmy śniadanie i pomogłem sprzątnąć talerze ze stołu. Zayn chciał pojechać po Louisa, ale miał do odebrania ważną przesyłkę w mieście i nie mógł dłużej czekać. Wziął samochód i pojechał.
- Mógłbyś to sprawdzić? - zapytał Des, zwracając się do mnie. - Martwię się o niego.
- Chodzi o Louisa? - popatrzyłem uważnie na meżczyznę.
- Tak. - skinął głową. - Wczoraj nie czuł się za dobrze, może jest chory i nie da rady przyjechać.
- A ty nie mógłbyś? - uniosłem jedną brew do góry.
- Muszę zostać na ranczu, nie zachowuj się jak dziecko, Harry. - spojrzał na mnie karcąco.
- Pojadę. - westchnąłem, nie chcąc się z nim kłócić.
- Tylko uważaj na siebie, zaczęło znów sypać.
Nic więcej nie powiedziałem. Ruszyłem do swojego pokoju. Założyłem ciepły sweter oraz drugą parę skarpet. Po chwili ponownie zszedłem na dół, gdzie wciąż stał Des.
- Gdyby za bardzo padało, to przeczekajcie tam. A jeśli by był chory, to niech zostanie w domku. Później wyślę któregoś z chłopaków, aby zawiózł mu coś do jedzenia.
- Nie przesadzasz? - zapytałem. - Za bardzo się nim przejmujesz.
- Każdy musi mieć kogoś, kto będzie o niego dbał, Harry. - spojrzał na mnie surowo.
- To zwykły robotnik. - zauważyłem.
- Nie traktuję go tak. On nie ma rodziców, nie ma żadnej rodziny. Bądź dla niego miły. - poprosił.
- Zawsze jestem. - mruknąłem.
Jeszcze przez chwilę słuchałem tego, co ma do powiedzenia. Gdy skończył, wyszedłem z domu. Z nieba prószył śnieg. Naprawdę nieźle sypało. Prawdziwa zima. Już żałowałem, że opuściłem ciepły dom.
Skierowałem się do stajni, gdzie osiodłałem Blacka. Wyprowadziłem go z budynku i tam na niego wsiadłem. Jechałem powoli. Wcale się nie spieszyłem. Znając Tomlinsona to zapewne już był blisko rancza. Niepotrzebnie się w ogóle fatygowałem. Mój ojciec za bardzo się tym wszystkim przejmował.
Nieźle zmarzłem siedząc w siodle, więc popędziłem Blacka do galopu. Przynajmniej trochę się dzięki temu rozgrzałem. Zwolniłem dopiero wtedy, gdy zauważyłem drewniany domek. Jeśli okaże się, że Tomlinson smacznie sobie śpi, to go chyba uduszę.
![](https://img.wattpad.com/cover/129186160-288-k702062.jpg)
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
أدب الهواة#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...