Cała rodzina i ludzie, którzy znali tatę stali razem z nami przy jego grobie. Ostanie pożegnanie. Wszędzie znajdowały się bukiety kwiatów. Głównie w kolorze białym, ale można było też znaleźć czerwone. Byłam wtulona w ramie Jake'a. Mamę obejmował wujek Will czyli jej brat. A po jego drugiej stronie była Abby. Wycierałam łzy w przemoczoną już do cna chusteczkę. Nagle w tle zauważyłam Rossa, nie był sam, po chwili dało się zauważyć również Rydel, Rikera, Rylanda, Ellingtona, Rocky'iego. Co mnie najbardziej zdziwiło to to, że pani Storme'a i pan Mark także przyszli. Bardzo miło z ich strony. Tym bardziej, że ucięłam z nimi całkowicie kontakt. Nie wiedziałam ich dobry rok. Jestem im wdzięczna, że przyszli i oddali szacunek mojemu tacie.
Po ceremonii staliśmy na parkingu przed cmentarzem i mama zapraszała wszystkich bliskich na stype. Stałam oparta o maske samochodu i obserwowałam ją, jej sztuczny uśmiech, podkrążone oczy, zaczerwienine spojówki. Do mojej mamy podeszli państwo Lynch. Za nimi stanęła młodsza grupa tej rodziny. Za chwilę tuż obok mnie znalazła się Rydel.
- Moje kochanie - zaczęła i od razu mnie przytuliła - Tak mi przykro, zobaczysz wszystko się ułoży i wróci do normy. Potrzebujesz czasu - mówiła i pocierała ręką po moich plecach.
- Dziękuje Delly, doceniam, że tu jesteś - odpowiedziałam i w końcu odwzajemniłam uścisk, bo do tej pory stałam jak drzewo. Oby dwie poczułyśmy, że ktoś jest za nami. Oderwałyśmy się od siebie i zauważyłyśmy Rossa. Rydel odeszła i zostawiła nas samych. Teraz mogłam mu się bardziej przyjrzeć. Miał na sobie klasyczny, czarny garnitur. Marynarkę miał rozpiętą, a ręce trzymał w kieszeni. Patrzył na mnie pustym wzrokiem.
- Będzie dobrze... - zaczął niepewnie - ale to przyjdzie z czasem, więc chcę ci tylko powiedzieć, że zawsze jestem do twojej dyspozycji. Nieważne czy o 5 rano, czy o północy. Możesz przyjść do mnie ja zawsze będę. Bo nigdy nie przestałem ani nie przestanę cię kochać - powiedział to tak strasznie poważnie, ale ulżyło mi. Nie wiem dlaczego, ale zawsze miałam do niego jakąś słabość. Podeszłam do niego i przytuliłam go tak mocno jak tylko mogłam. On delikatnie objął mnie w talii.
- Dziękuje ci.. za wszystko - odparłam mu do ucha.
- Nie dziękuj, bo nie ma za co - odpowiedział.~miesiąc później
Szłam z Neymarem alejka w parku. Piątkowe popołudnie, pełno dzieci cieszących się z początku weekendu, ich rodzice, zakochane pary i my. Nie wiem co z nami. Jest między nami dziwnie. Jest tak od śmierci taty, a raczej od rozmowy z Rossem. Zrobił mi straszny bałagan tą rozmową. Bo ja chyba nadal go kocham i to jak wtedy powiedział, że on mnie też i, że nigdy nie przestał to wybiło mnie z rytmu.
- Hej co jest śliczna? - odezwał się Brazylijczyk.
- Hm? Co się stało? - wróciłam do rzeczywistości.
- No właśnie ciebie o to pytam, jesteś jakaś niedostępna. Na Marsie jesteś czy na Księżycu? - zaśmiał się.
- Przepraszam.. ja tylko trochę się zamyśliłam o.. - w tym momencie urwałam.
- O Rossie - dokończył za mnie ze stuprocentową pewnością.
- Co?! Nie.. to ten.. em... - zmieszałam się.
- Spokojnie, ja wszystko wiem. I właśnie chciałem z tobą pogadać o tym - odpowiedział - Widzę, że twoje uczucie do mnie wygasło, a być może w ogóle jego nie było. Może to było po prostu zauroczenie. Bo wiesz ja też już nie czuję tego samego co wtedy tego wieczoru w Hiszpanii. Nie mówię, że cię nie kocham, czy coś w tym stylu, ale jest zupełnie inaczej niż kiedyś. I nie chce cię do niczego zmuszać - odparł.~2 miesiące później. Listopad
Mój związek z Neymarem zakończył się, lecz rozstaliśmy się w pokoju i zgodzie (jeśli można tak w ogóle powiedzieć). Od 3 tygodni mam nową pracę. Jestem doradcą w sklepie CANALI w galerii handlowej. Jest to jedna z najlepszych firm produkujących garnitury, koszule, marynarki itp. Pensja nie jest zła, atmosfera do najgorszych nie należy, więc nie ma co narzekać. Akurat nikogo nie było, więc wyciągnęłam książkę i zaczęłam czytać.
Czytałam chyba największe lovestory jakie istnieje na tej ziemi, ale szczerze mówiąc wciągnęłam się i przeczytałam już 20 stron.
Nagle usłyszałam chrząknięcie. Uniosłam wzrok i spostrzegłam blondyna o brązowych oczach.
- Dzień dobry! - ukazał szereg śnieżnobiałych zębów.
- Hej Ross, co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- Przyszedłem kupić koszule - uniósł brew. No tak przecież to oczywiste, co innego miałby robić w sklepie z koszulami?!
- Em.. No tak - zaśmiałam się nerwowo - To czego szukasz?
- Hm.. Coś na dzisiejszy wieczór - odpowiedział.
- A coś konkretniej?! Nie jestem jasnowidzem i nie wiem co masz na myśli mówiąc ,,dzisiejszy wieczór" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- No przecież ty też będziesz, więc czego tu nie wiesz? - spytał jakby to wszystko było takie oczywiste.
- Gdzie?! - lekko krzyknęłam.
- No na kolacji... Moi rodzice to organizuja i wy przychodzicie - wytłumaczył.
- Co?! - oczy mi prawie wyleciały z orbit - Zabije ją kiedyś - powiedziałam to bardziej do siebie niż do niego.
- To pomożesz mi?O godzinie 17 wróciłam do domu. Mama w końcu raczyła mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Sytuacja wygląda następująco: mama dosyć dobrze zaczęła dogadywać się z państwem Lynch i dzisiejsza kolacja na dotyczyć planów dotyczących Bożego Narodzenia. Chcą spędzić święta razem, gdyż uważają, że mama nie może być sama, a jak będziemy wszyscy razem to będzie radośnie i zabawnie. Nie. Ja tak nie uważam. To będzie jedna wielka katastrofa.
Siedzę właśnie na tej jakże nie udanej kolacji. Obok mnie siedzi Rocky a po drugiej stronie Rydel. Na przeciwko usadził się Ross. Genialnie. Nie wiem jak się zachowywać. Aktualnie trwała dyskusja na temat tych świąt.
- Ja tam jestem zdania, żebyśmy wyjechali gdzieś gdzie jest śnieg. Tam będzie trochę frajdy, jazda na nartach, bitwa na śnieżki i w ogóle - odezwał się Riker - Dobrze mówię Abby? - dziewczynka potaknęła energicznie głową i przybili sobie piątkę gdyż siedzieli na przeciwko siebie.
- Proponuje Chicago albo Nowy York - wtrącił Ross. Taki znawca.
- Nie to są poważne koszty.. Zostańmy w Los Angeles - odparła moja mama.
- Ty kochana nie martw się o koszty - odpowiedziała Storme'a.
- To my was zabieramy więc koszty są na naszej głowie - uśmiechnął się Mark.
- Ja z Jake'iem się dołożymy - wtrąciłam się i spojrzeliśmy się z uśmiechami na siebie.
- Nie ma mowy - od razu zaprzeczył Ross i poważnie spojrzał na mnie. Zmierzyłam go bacznie wzrokiem i na końcu przewróciłam oczami.Było grubo po północy. Państwo Lynch stwierdzili, że mamy dzisiaj nocować u nich. Wcale mi się to nie uśmiecha, od samego przyjścia tu chciałam uciekać stąd, ale widzę, że mama jest tu szczęśliwa. Pewnie dlatego, że zapomina o tym i zajmuje się czymś innym. Jej szczęście mi wystarcza i przetrzymam wszystko, by tylko móc widzieć na jej twarzy uśmiech.
Właśnie stałam na tarasie z lampką wina. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Podziwiałam gwiazdy i próbowałam coś z nich rozszyfrować. Gwieździste niebo kojarzyło mi się tylko z tatą. W dzieciństwie prawie co wieczór leżeliśmy na hamaku i nazwaliśmy gwiazdy. Uśmiechnęłam się na wspomnienie o tym.
- Tęsknię tatusiu - szepnęłam prawie bezgłośnie.
- Ja za Tobą też córeczko - usłyszałam. Gwałtownie się obróciłam i zauważyłam tatę. Stał za mną jak gdyby nigdy nic.
- Ty! Ty.. Tato - podbiegłam do niego i chciałam go przytulić, ale nic.. Powietrze.
- Co się dzieje?! - spojrzałam na niego z bólem.
- Lenka.. Je jestem tylko duchem, wytworem twojej wyobraźni - posmutniał.
- Tak bardzo chce cię przytulić, dotknąć - rozpłakałam się.
- Wiem kochanie ja też tego chce, ale cieszę się, że mogę cię chociaż zobaczyć - uśmiechnął się - Jeśli będziesz miała jakiś problem, jakiś chaos w głowie pomyśl o mnie na pewno przyjdę i ci pomogę. Nigdy cię nie zostawię w potrzebie - odpowiedział. Spojrzałam w gwiazdy jeszcze raz, łzy lecialy mi ciurkiem.
- Potrzebuje cię jako człowieka, potrzebuje cię jako ojca - szepnęłam i spojrzałam ponownie na niego, ale już go nie było... To zabolało jeszcze bardziej. Rozpłakałam się na dobre.
- Hej! Co jest? - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się z nadzieją, że to tata, jednak był to Ross. Podbiegł do mnie i delikatnie przytulił.
- Tęsknię za tatą! - szepnęłam mu w klatkę piersiową.
- Wiem skarbie wiem.. - pocierał moje plecy - Cśii.. nie płacz już, on nadal z Tobą jest. O tutaj! - pokazał na serce. Objęłam jego szyję rękoma i mocno zacisnęłam. Poczułam jego ciepłe wargi na moim czole. Teraz jest o wiele lepiej.
- Idziemy spać? - spytał. Zaprzeczyłam jedynie głową. Chłopak podniósł mnie i usiadł na huśtawce, a ja na jego kolanach. Ani na chwilę nie poluźnił uścisku, ja również. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w krainę snu.
CZYTASZ
Bad Boy
FanfictionFanfiction o chłopaku, który jest typowym bad boyem... Więcej dowiesz się jeżeli przeczytasz :* Ross Lynch- 20 lat, rodzeństwo: starsze: Riker, Rocky, Rydel; młodsze: Ryland Riker, Rocky i Ryland to jego bracia, a Rydel siostra. Lena Roberts- 18 la...