Rozdział 2

166 7 0
                                    

  Byłam już przy moim nowym stanowisku razem z tą blondynką. Wszystko było tam tak strasznie poukładane. Rozglądałam się uważnie po swoim nowym biurku. Leżało tam kilka kartek, obok nich był pojemnik z długopisami.
- A więc, jestem Lisa, mam 19 lat. Jak będziesz miała jakieś pytania to pytaj - uśmiechnęła się blondynka.
- Dzisiaj raczej nie, ale jutro będzie gorzej - zaśmiałam się.
- To nie problem, to jest twoje stanowisko będziesz pracowała przy nim codziennie - powiedziała. Spojrzałam na biurko.
- A i jeszcze jedno, musisz sobie wybrać laptopa - dziewczyna podała mi katalog z wielkim wyborem sprzętu. Co prawda marka była tylko jedna- Apple, ale za to kolorów było mnóstwo do wyboru. Patrzałam uważnie na każdy laptop po kolei.
- Chyba wezmę ten - pokazałam Lisie srebrny z kolorową klawiaturą.
- Oki, jutro jak przyjdziesz będzie tu na ciebie czekał - odparła - O której jutro zaczynasz?
- O 14, bo od rana szkołę mam - zmizerniałam.
- Ooo to będziemy się widzieć przez godzinę bo ja o 15 kończę. Ale dasz sobie radę - uśmiechnęła się.
- Miejmy nadzieję - wywołałam sztuczny uśmiech. Nagle do naszego stanowiska pracy podszedł znienawidzony już przeze mnie blondyn.
- Panno Palmer czy druk wnioskowy już gotowy? - spytał Lisę.
- Tak jest w pokoju obok, zaraz panu przyniosę - odpowiedziała i zniknęła za rogiem.
- O Pani sprzątaczka - powiedział z bezczelnym uśmiechem - Kłaniam się Pani bardzo nisko - dodał i ukłonił się przede mną.
- Wal się Ross, dla twojej świadomości jestem sekretarką nie sprzątaczką - warknęłam.
- Ej laleczko, nie przypomina mi się, że przeszliśmy na Ty. Dla ciebie jestem Pan Lynch. Rozumiesz? - syknął jadowicie, spojrzałam jedynie złowrogo na niego - Jak dla mnie twój poziom inteligencji dosięga tylko sprzątaczki - dodał pewny siebie. Złość kipiała ze mnie niczym lawa z wulkanu. Spojrzałam na stojący przede mną przezroczysty wazonik z kilkoma stokrotkami, chwyciłam go i bez wahania wylałam całą zawartość na jego białą koszulę.
- Oh doprawdy Panie Lynch? - spytałam retorycznie. Zszokowany blondyn spojrzał najpierw na swoją przemoczoną koszulę, a potem na mnie. W tym momencie dołączyła do nas Lisa.
- Już je mam, ale.. - urwała gdy zobaczyła swojego mokrego szefa. Przestraszona spojrzała na mnie.
- Lisa ja już idę, do zobaczenia jutro - podeszłam do niej zadowolona jak jeszcze nigdy w życiu i przytuliłam znieruchomiałą blondyneczkę. Po czym pewna siebie wyszłam, rzuciłam jeszcze krótkie spojrzenie na Rossa. Biedaczek przygryzł dolną wargę i z niedowierzaniem kręcił głową.

Ta dziewczyna jest tutaj nie cały dzień a już jej nienawidzę. Jak ona to robi? Ma dar odpychania od siebie nowo poznanych ludzi. Popatrzałem jeszcze chwilę na swoją mokrą koszulę. Najgorsze w tym było to, że Lisa widziała mnie całego mokrego.
- Ta... - zacząłem - Mamy może jakieś świeże koszule czy suszarkę? - spytałem.
- Nie? - odpowiedziała. Przyglądałem jej się jeszcze chwile, wyrwałem jej druk z rąk i poszedłem do swojego gabinetu. Godzina 14:00 wychodzę z tego pieprzonego więzienia. Po 5 minutach byłem w domu. Pierwsze co zrobiłem to poszedłem do swojego pokoju i wykręciłem numer do Anny.
**
- Hallo? - usłyszałem głos w słuchawce.
- Cześć kotku! Masz ochotę na mnie? - powiedziałem uwodzicielskim głosem.
- Na ciebie? Zawsze. Nie ma u mnie nikogo
- Zaraz będę - uśmiechnąłem się i rozłączyłem. **
Schodziłem ze schodów i już zmierzałem w stronę drzwi frontowych.
- Rossy nie zjesz obiadku? - usłyszałem troskliwy głosik mamy. Momentalnie obróciłem się na pięcie i wróciłem do kuchni.
- Nie nie jestem głodny... - zacząłem łagodnie. W kuchni siedział Rocky, Rydel i Riker.
- Ale zobacz jakie dzisiaj dobre jedzonko jest - ciągnęła dalej.
- Nie, nie chce.. - odparłem.
- Ale chociaż troszeczkę.. - brnęła dalej w tą czarną przestrzeń rozpaczy. - Mówię, że nie chce! - wydarłem się. Oszołomiona rodzicielka spojrzała na mnie, do jej oczu napłynęły łzy. Spojrzałem na nią z przestraszeniem, po czym spuściłem wzrok na moje rodzeństwo. Byli mego zdziwieni. Moja mama była bliska płaczu, nigdy na nią nie krzyczałem.
- Mamusiu, ja nie chciałem. Przepraszam - podszedłem do niej i pocałowałem jej rękę. Ona i Rydel były w moim życiu najważniejszymi kobietami na tej planecie. Kochałem je jak jeszcze nigdy żadnej kobiety. Nie potrafię ustabilizować się w jednym stałym związku. Anna to tylko jedna z panienek na jedną noc, zresztą jak każda inna, z którą nawiązywałem dotychczasowy kontakt.
- Nic się nie stało.. - powiedziała smutnie mama.

Siedziałam już wygodnie w swoim cieplutkim łóżeczku. Ten dzień był bardzo.. dziwny? Tak, chyba tak go można ująć. Oglądałam głupie reklamy w telewizji. Strasznie się nudziłam, a gdy się nudziłam to tylko i wyłącznie Jimmy umiał mnie rozweselić. Napisałam do niego SMSa by po szkole do mnie przyszedł. Punkt 15:00 po moim domu rozlał się dzwonek, jednak byłam na tyle leniwa, że nie raczyłam iść otworzyć. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Proszę.. - mruknęłam. Do pokoju wszedł mój chłopak. Lekko się uśmiechnęłam, co on zauważył i odwzajemnił.
- Jak się czujesz kochanie? - odezwał się.
- Tak jak wyglądam - odpowiedziałam.
- Uuu.. - syknął i zrobił minę - Z twoim tatą znowu nie dobrze?
- Znowu się schlał.. - burknęłam i bardziej przykryłam się kołdrą. Chłopak podszedł i przytulił mnie
- On już nas nie kocha, myśli tylko o piciu.. - dodałam.
- Ja Cię kocham, nie zapominaj o tym - pocałował mnie u skroń.
- Ja Ciebie też - wtuliłam się w jego tors.

Bad Boy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz