Rozdział 20

77 9 0
                                    

Spojrzałam na Rikera. Moje serce waliło jak szalone. Czułam jak stado motyli wiruje w moim brzuchu i próbuje się wydostać na zewnątrz. Zaczęłam się nerwowo bawić swoją bransoletką. Wiedziałam, że jeśli teraz się odezwę to powiem napewno coś takiego, że chłopak weźmie mnie za debilke. W krępujących sytuacjach zawsze mówię rzeczy nie z tego świata.
- To co pakujemy cię i idziesz do lekarza? - spytał.
- Riker.. - zaczęłam, lecz przerwał mi dzwonek telefonu. Była to mama. Wysłała mi SMSa.

Mama: Lena wróć już do domu! Martwię się o ciebie.

- To mama. Jak zwykle się martwi - odparłam.
- Chce byś podjęła leczenie? - dopytywał.
- Tak i to bardzo - westchnęłam.
- W takim razie jutro przyjadę po ciebie rano, masz być spakowana i zaczynamy walkę z rakiem - podniósł ton. Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek - Wszystko będzie dobrze, nie zostawię cię
Z pewnością się zarumieniłam.
- Em.. ja muszę chcieć.. muszę móc... No kurde... Muszę iść - jąkałam. Mówiłam, że gadam głupoty?! Usłyszałam cichy śmiech chłopak i dałam mu za to kuksańca w ramię.
- Odprowadzić cię? - spytał.
- Dam radę sama - krzyknęłam już odchodząc - Papa

**Ross

Cały czas miałem widok zapłakanej Leny przed sobą. Ona mi już nie wybaczy, Riker już ją sobie obezwładnił. Nie mam szans. Być może tak musiało być.. Może to nie przypadek, może los chce bym był z Lisą?
Godzina 03 w nocy. Od 4 godzin nic nie robię tylko leżę i myślę nad rzeczami ,,a może...?" Nie mogę spać. Sięgnąłem po telefon, była na nim 1 wiadomość. Liczyłem na to, że to od Leny. Jednak nie. Skończ z tym Lynch. Oba do ciebie nie wróci. Jest na tym świecie miliard lepszych kandydatów na miejsce ku jej boku. Był to sms od Lisy. Napisala, że mnie kocha. Odpisałem jej szybko. Po wszelkich męczarniach udało mi się zasnąć. Wstałem o 12:45. Sobota. W końcu.. muszę iść dzisiaj na melanżyk. Dawno tego nie robiłem, że względu na Lenę. Rany.. ale ta dziewczyna mnie ograniczała. Zszedłem na dół w kuchni była Rydel i Lisa?! Co do cholery..?!
- Cześć? - rzuciłem schodząc po ostatnich schodkach. Do kuchni z salonu przeszedł Ryland.
- Hej kochanie - podbiegła do mnie cała w skowronkach i przytuliła.
- Co ty tutaj robisz? - zdziwiłem się lekko.
- Przyszłam cię odwiedzić. Moja współlokatorka znowu wyjechała i zostałam sama - posmutniała. Podniosłem jej podbródek i pocałowałem ją.
- Spokojnie, możemy spędzić trochę czasu razem - uśmiechnąłem się porozumiewawczo.
- Wy ten tego... Jesteście razem?! - zdziwił się Ryland.
- Tak - pisnęła zadowolona blondynka.
- Szybko się braciszku pozbierałeś.. - syknęła moja kochana siostrzyczka.
- Czyli nie będzie cię interesowało co właśnie teraz gadają o niej w TV?! - spytał z ironią.
- Co?! - krzyknąłem i pobiegłem do salonu. Wziąłem pilota i podgłosiłem.
,, Dziewczyna Rossa Lyncha, dawnego wokalisty zespołu R5 jest bardzo poważnie chora. Prawdopodobnie ma ona raka. Nie wiemy czy to pewne, lecz ostatnio widziano ją wychodzącą ze szpitala. Dziewczyna bardzo płakała.. Gdzie wtedy był jej chłopak? Czy być może Ross Lynch zostawił dziewczynę tylko dlatego że jest chora?!"
Patrzyłem jak wryty w telewizor. Jest chora?! Czemu mi nic nie powiedziała? Jaki że mnie debil, nie dość, że ma problemy zdrowotne, to ja dodatkowo zostawiłem ją i mam wszystko w dupie. Jaki ze mnie cham.
- Gdzie Riker?! - krzyknąłem.
- Pojechał z Leną do szpitala - powiedziała Rydel.
- Czyli to prawda... Muszę do niej jechać! - wziąłem kluczyki i miałem już wyjść.
- Ross a ja? - spytała Lisa.
- Zostań - wybiegłem z domu.
- Hau! - Lisa uniosła ręce niczym łapy psa.

**Lena

Siedziałam na łóżku szpitalnym. Obok był Riker. Podjęłam decyzję. Zrobię operacje wycięcia laserowo raka, a mój lekarz obiecał mi, że poprawi plastycznie moje piersi. Zacytuje go: ,,Będą jak przed zabiegiem". Bardzo miły z niego człowiek.
- Riker zawieziesz mnie po kilka ubrań Leny, bo przecież księżniczka o telefonie nie zapomniała, ale o piżamie to już tak - zbulwersowała się mama.
- Oczywiście pani Roberts - uśmiechnął się i wyszli. Siedziałam sama w dużej sali. Stukałam nerwowo palcami o poduszkę. Usłyszałam otwierające się drzwi i lekko się zaśmiałam.
- Czego zapomniałeś gapo? - uśmiechnęłam się i spojrzałam w stronę drzwi. Moja mina zmieniła się natychmiastowo, gdy zamiast Rikera zobaczyłam Rossa.
- Zapomniałem o rozmowie. Rozmowie z tobą - odparł zbliżając się do mnie. Usiadł na skrawku mojego łóżka - Co się dzieję? - dodał.
- Co ma się dziać? Jestem chora na raka. To tak jakbyś miał pracę i nagle ktoś by ci powiedział masz pracować dalej, ale my nie będziemy ci płacić. U mnie wygląda to tak... Masz brać leki, mieć operację, stracić cycki, ale i tak umrzesz - podsumowałam.
- Lena.. nie mów tak. Ty nie umrzesz, nie możesz umrzeć - kiwał nerwowo głową.
- Przestań! - krzyknęłam. Spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc - Przestań udawać, że to cię interesuje! - krzyknęłam ze łzami spadającymi na moją kołdrę.
- Interesuje mnie to! - także uniósł lekko głos.
- Nigdy nic cię nie obchodziło. Zawsze miałeś mnie w dupie. Byłam twoją kolejną zabawką, ale jak zobaczyłeś, że ze mną nie masz szans na seks to znalazłeś sobie inną. Jestem cholerną debilką, bo miałam nadzieję, że ty się jednak zmienisz, że ty jednak mnie kiedyś pokochasz. Teraz już wiem, że nie znajdę księcia z bajki. Musiał mnie ktoś kopnąć w dupe, żebym zrozumiała, więc dziękuję ci Ross! - powiedziałam z ironią.
- Ja.. - westchnął ciężko. Nie wiedział co ma powiedzieć. Cały czas płakałam. Ryczałam jak idiotka. Nie mogłam się uspokoić. Chłopak przysunął się do mnie i mocno przytulił.

- Porozmawiajmy o tym jak wszystko z tobą będzie w porządku ok? - powiedział nie odrywając się ode mnie.
- Przyjaciele? - spytałam z nutką nie pewności. Odsunął się. Spojrzał na mnie z pustką w oczach.
- Mhm.. - uśmiechnął się. Zaśmiałam się lekko. Jednak łzy nadal mi leciały.
- Boję się Ross... - westchnęłam ocierając słone kropelki z moich policzków. Blondyn złapał mnie za rękę.
- Nie masz czego, jesteśmy wszyscy z tobą. Nie zostawimy cię - powiedział.
Do sali wszedł lekarz i dwie pielęgniarki.
- No to jedziemy Lenka co? - spytał lekarz. Pokiwałam głową i od razu pielęgniarki zaczęły jechać moim łóżkiem na salę operacyjną. Ross chciał zostać, lecz ja chwyciłam jego rękę i przytuliłam ją.
- Proszę zostań - szepnęłam, a chłopak zaczął iść razem z nami. Po paru minutach dojechaliśmy do sali, gdzie byłam już tylko ja i lekarze. Dostałam zastrzyk i zaczęło mi wirować w głowie. Zasnęłam. Ciemność. Beztroska.

**Ross

Chwyciła moją dłoń i w tym momencie spostrzegłem, że do szpitala przyjechała Lisa i Rydel. Dziwnie się czułem, ale nie zostawię Leny kiedy mnie potrzebuje. Odprowadziłem ją, aż do sali, a potem krzyknąłem tylko:
- Jestem z Tobą.
Wróciłem na poczekalnie gdzie była moja siostra i dziewczyna. Usiadłem pomiędzy nami. Przetarłem twarz ręką. Po chwili Lisa stwierdziła, że musimy pogadać, odciągneła mnie na inny korytarz, gdzie nie było nikogo.
- Ross, ja wiem, że ty nadal coś czujesz do Leny. Tak jak na nią patrzysz nie spojrzałeś nigdy na żadną inną. Spodobałam ci się tylko przez seks. A prawda jest taka, że mimo tego wszystkiego ty i tak jesteś sercem przy Lenie. Kiedy zobaczyłam cie z nią mówiłam, że napewno kolejna zabawka, ale później zrozumiłam, że jednak naprawdę ją kochasz. Pomyślałam, że może też będziesz w stanie pokochać mnie. Ale ty chciałeś się tylko pocieszyć, bo Lena nie chciała iść z tobą do łóżka. Taka prawda - wytłumaczyła.
- Lisa ja... - zacząłem.
- Nie noc nie mów, bo ja wiem, że to co powiedziałam to prawda nawet jak będziesz próbował się wypierać. Odpuśćmy sobie - uśmiechnęła się i odeszła. Kurwa.. Wszystko zjebałem. Po co ładowałem się do łóżka Lisie skoro nadal kocham Lenę, co więcej nie wychodzi mi ukrywanie tego, że nadal mi zależy na niej. Nawet Lisa była w stanie to zauważyć. Poszedłem do Rydel, usiadłem obok niej i czekałem po kilku minutach dołączyli do nas Riker i mama Leny. Czekaliśmy. Dłużyło mi się strasznie.

(2 miesiące później)
**Lena

W końcu jestem już całkowicie zdrowa. Skończyły mi się wizyty kontrolne. Nie muszę mieć już ćwiczeń, diety, niczego. Riker został moim chłopakiem, bardzo go kocham, ale dziwnie się z tym czuję. Nadal traktuje go jak... Hm.. Przyjaciela? Mam nadzieję, że to tylko tymczasowe i później się przełamie. Mój ojciec poszedł na odwyk. Już tego samego dnia co miałam operacje wyjechał do ośrodka dla uzależnionych. Piszę do nas listy, ale dla mnie nie są one istotne. Nie naprawi mi tych 18 lat w których krzyczał na mnie i bił nas.
Wrzesień.. szkołe czas zacząć. Jest 10 września, a ja dopiero zaczynam szkołę. Mój lekarz powiedział mi, żebym jeszcze przez pierwszy tydzień szkolny siedziała w domu, a potem stopniowo wróciła do nauki. Stopniowo czyli w szkole jestem od 09 do 12, po drugim tygodniu dłużej, później jeszcze dłużej i w końcu już normalnie. Pakowałam książki. Nienawidzę poniedziałków. Angielski, biologia i historia. Zawsze mogło być gorzej co nie?
Ogólnie to muszę wam się pochwalić, że nasza jakże cudowna pani dyrektor (czujecie ten sarkazm?) wprowadziła nam mundurki. Wczoraj Livka przyniosła mi mój. Ubrałam go. Hm.. nie jest zły w sumie.

Jest okropny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jest okropny. Sto razy bardziej wolę moje ubrania niż to gówno, ale muszę się przemęczyć, bo inaczej będę mieć uwagę. Spojrzałam na zegarek. Kurcze, zaraz się spóźnie. Chwyciłam wszystkie potrzebne mi rzeczy i pobiegłem o 8:56 byłam w szkole. Olivia stała pod moją szafką i czekała na mnie. W końcu ona miała lekcje już od 8, tylko ja przez moje zdrowie mam taryfę ulgowa. 
- Hejka! - krzyknęłam.
- Siema parówko! - odkrzyknęła.


Bad Boy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz