Rozdział 18

87 11 1
                                    

- Ona nic nie znaczy... Ja tylko pomagam tej dziewczynie - zacząłem - Ma pewien problem ze swoim chłopakiem, zwróciła się do mnie o pomoc, nie mogłem jej odmówić.
- Z tego co wiem ty jesteś logistykiem a nie prawnikiem - burknęła.
- Nie stać jej na prawnika.. - westchnąłem.
- Aha? I to jest powód, żeby przyjść do ciebie? - kontynuowała.
- Też tego nie rozumiem, ale skoro już przyszła to jej pomogę. Czuję się odpowiedzialny za tą sytuacje - wytłumaczyłem. Dziewczyna patrzyła pusto na mnie.
- Jeśli mamy do czegoś dojść musimy rozmawiać. Powiedz coś - zarządałem. Olała mnie. Nadal milczała. Nagle wstała z miejsca i zaczęła odchodzić.
- Lena?! Gdzie ty... - zacząłem.
- Zadzwonie później, teraz muszę iść do domu - krzyknęła nie odwracając się. Zostałem sam. Co z nią nie tak?

**Lena
Od rana się źle czuje. Podczas rozmowy z Rossem myślałam, że zemdleję. Gdy wróciłam do domu opadłam bez żadnych sił na swoje łóżko. Zasnęłam. Obudziłam się po 2 godzinach. Była 18:34, kiedy mój telefon zadzwonił. Miałam nadzieję, że po krótkiej drzemce będzie mi lepiej, jednak nici z tego. Odebrałam, gdyż był to Ross.
**
- Hallo?
- Hej słoneczko! Już się nie złościsz? Wszystko ok?
- Tak Rossy - westchnęłam ciężko - Przepraszam po prostu źle się czułam i wszystko mnie irytowało
- Rozumiem, ale teraz już się lepiej czujesz?
- Tak dzięki za troske, ale wiesz co pójdę spać, bo osłabiona troszkę jestem 
- Jasne idź spać. Dobranoc kruszynko!
- Dobranoc! **
Zeszłam powoli na dół do kuchni. Abby, mama i Jake siedzieli przy stole i grali w karty. Sięgnęłam wodę z lodówki i wzięłam łyka.
- Co jest Lena? - odezwał się mój brat.
- E... No... Nic - przełknęłam nerwowo ślinę i momentalnie całe moje ciało przeszedł gorący dreszcz.
- Na pewno? - spytała mama.
- Mhm - mruknęłam, bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Nagle świat zawirował, upadłam.

Usłyszałam tylko krzyk Abby:- Lenka! I nic po za tym

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Usłyszałam tylko krzyk Abby:
- Lenka!
I nic po za tym. Głucha ciemność. Powieki ciężkie, bicie serca przyspieszone, duszność. Czy ja już umieram? Czy idę do nieba, gdzie po tych mękach będzie tylko lepiej? Słyszę płacz, płacz mojej mamy. Gdy ona płacze to cały świat się zawala. Z trudem otworzyłam powieki. Ujrzałam moją rodzicielkę nade mną. Rozejrzałam się wokół. Byłam w szpitalu. Miałam podłączoną kroplówkę, monitor wskazywał mój puls, a różne kable były podłączone do mojej klatki piersiowej.
- Nie płacz mamo! - uśmiechnęłam się. Kobieta odwzajemniła uśmiech, lecz po chwili jeszcze bardziej się rozpłakała i wyszła.
- Co się stało? - spytałam brata.
- Po prostu się o ciebie martwi - ucałował mnie w czoło - Pójdę sprawdzić co z nią.

Była godzina 23:56. Odwiedziny się skończyły. Na moją sale wszedł lekarz. Był gdzieś tak po 40-stce.
- Witaj Lenka, jak się czujemy? - spytał.
- Już dobrze. Mogę stąd wyjść?! - dopytywałam. Mężczyzna się zaśmiał.
- Niestety nie - uśmiechnął się.
- Ale skoro wszystko okey, to czemu nie?
- No właśnie nie wszystko okey.. - westchnął. Na salę weszła jakaś kobieta.
- Już jestem - rzekła na powitanie.
- Więc.. Lena to jest pani psycholog Bella Ritch - wytłumaczył mężczyzna.
- Psycholog? Po co mi on?! - powiedziałam bez zrozumienia. Lekarz wziął mały stoliczek przesunął go jak najbliżej mojego łóżka i usiadł.
- Lena jesteś chora - powiedział spokojnie.
- Co? Na co?! Mam gorączkę? - spytałam nerwowo i złapałam się za czoło.
- Nie, nie, nie. Posłuchaj... - zaczął, lecz zauważyłam, że nie zamierza dokończyć.
- Niech pan mówi! - krzyknęłam.
- Masz raka... - westchnął.
Zamarłam. Opadłam w poduszki i zaczęłam płakać. To jest mój koniec. Mój wyrok śmierci to rak.

Bad Boy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz