Lily
Chciałam wyrzucić telefon przez okno, gdy zadzwonił następnego dnia. Przysięgam, że byłam blisko tego, żeby zrzucić ten pieprzony telefon z dziesiątego piętra.
Pieprzony Harry Potter.
Zwlokłam się z łóżka po trzeciej drzemce, wiedząc, że nie mogę tego dłużej odwlekać. Za dwadzieścia minut przyjdzie po mnie Shawn, więc raczej i tak nie zdążę się wyrobić.
Umyłam zęby i ubrałam się. Postawiłam na kombinezon z krótkimi spodenkami. W Los Angeles było bardzo ciepło, tu chyba zawsze jest ciepło.
Rozczesałam włosy i chwyciłam kosmetyczkę. Byłam totalnie niewyspana i skutki tego było widać na mojej twarzy. Podkrążone oczy i nawet jakiś nieprzyjaciel na horyzoncie. Zdążyłam nałożyć korektor i zaczęłam go wklepywać, gdy ktoś zapukał do moich drzwi. Z gąbeczką przy twarzy ruszyłam do nich i wpuściłam Shawna do środka.
- A więc tak wygląda to kładzenie fundamentów. - spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
- Kładzenie czego?
- Mój przyjaciel stwierdził kiedyś, że niektóre rano kładą tapety, a inne fundamenty.
- I myślisz, że ja kładę fundamenty? - rzuciłam w niego różową gąbeczką w kształcie jajeczka.
Szatyn zaskoczony próbował złapać przedmiot, ostatecznie przyciskając go do swojej klatki piersiowej.
- Dlaczego to jest mokre? - skrzywił się, chwytając ją normalnie i przyglądając się ze zdziwieniem. - I dlaczego malujesz się jajkiem?
- To gąbeczka do wklepywania podkładu i korektora, ciołku.
- Jak to działa? Mogę spróbować?
Spojrzałam na niego zdziwiona. On tak serio? Postanowiłam jednak tego nie komentować i po prostu pociągnęłam go za rękę do łazienki.
- Widzisz te jaśniejsze plamy? - wskazałam na miejsca, gdzie nałożyłam korektor. Chłopak skinął głową. - Musisz je rozblendować, zrobić tak, żeby się nie rzucały w oczy. Wklepuj to delikatnie tym.
- Tym? - podniósł jajeczko, które wciąż trzymał w dłoni, a ja skinęłam głową.
Chłopak delikatnie przyłożył je do mojej twarzy i robił to, co mu poleciłam, a ja mimowolnie się zaśmiałam. Mrużył oczy, chcąc się skupić, a ja przypatrywałam się mu, totalnie ignorując moje łomoczące serce. Szło mu dość dobrze i był bardzo delikatny, jakby nie chciał zrobić mi krzywdy. Pomijając fakt, że tym trudno zrobić komukolwiek krzywdę.
- Spisałem się? - spytał, gdy skończył, a ja spojrzałam w lustro. Byłam zaskoczona, bo wyszło mu to naprawdę dobrze.
- Dałeś radę, Shawn. - chwyciłam czarną maskarę, odkręcając ją i oczyszczając szczoteczkę z nadmiaru, który nagromadził się na jej końcu.
- A to jest do rzęs, tak? - wskazał na niewielką szczoteczkę, a ja skinęłam głową. - Mogę?
- O, nie, nie, mój drogi. Aż tak ci nie ufam, żeby nie mieć pewności, że nie wybijesz mi oczu. - spojrzałam w lustro i szybko wytuszowałam rzęsy.
- Jesteś niemiła, Lily. - założył ręce na piersi, udając obrażonego. Zaśmiałam się, widząc jego minę.
- Oj, no przepraszam, ale muszę mieć czym na ciebie patrzeć.
Szatyn parsknął śmiechem, a ja sięgnęłam po rozświetlacz, który nałożyłam na kości jarzmowe i nos.
- Po co ci to? - spytał, opierając się o framugę drzwi.
CZYTASZ
More important | Shawn Mendes
FanfictionO Shawnie Mendesie słyszeli chyba wszyscy. Dziewiętnastoletni Kanadyjczyk z ogromnym talentem i sercem do fanów. Dziewczyny piszczą na jego widok i są w stanie zrobić wszystko, by go spotkać. Niczym od nich nie różni się Lily. Ona też jest totalnie...