Następnego dnia, kiedy tylko wstali, Jongup chciał wszystko wyjaśnić swojemu mężowi. Niestety starszy wyjechał do pracy wcześniej niż normalnie, nie obudził nawet blondyna. W sumie to nawet nie spali razem, brunet poszedł do gościnnego...
Moon nawet nie spieszył się już nawet do szkoły... Po co? O wpół do dziesiątej?
Niespiesznie ruszył do kuchni, oczywiście nadal w pidżamie, gdzie zjadł na spokojnie śniadanie, aby następnie ogarnąć swój wygląd i połorzyć się na kanapie, oglądając telewizję.Po upływie kilku godzin, w końcu usłyszał otwieranie drzwi, przez co szybko wstał i poszedł do nich. Jak się spodziewał, stał tam jego ukochany.
-Hyung, w końcu przyszedłeś - zaczął szczęśliwy Up, sądząc, że w końcu będzie mógł z nim porozmawiać.
-Wróciłem tylko po dokumenty - mruknął ponuro ten, nawet nie patrząc na jasnowłosego, zaraz przechodząc obok niego.
-Hyung, proszę - błagał niższy, łapiąc go za nadgarstek i patrząc na niego jak zbity szczeniak - Nawet nie wiesz do końca co się stało... Dlaczego się tak zachowujesz?
Himchan tylko prychnął, ponownie zaczynając się już lekko denerwować. Szarpnął ręką, chcąc zrzucić z siebie blondyna, jednak ten nie odpuszczał.
Obaj zaczęli się szarpać, po chwili młodszy uderzył plecami o ścianę, na co drugi tylko spojrzał lekko zmartwiony, jednak od razu ponownie przyjął maskę obojętności i zaczął kierować się na górę.-Hyung, zatrzymaj się - zawołał od razu Moon idąc za nim, ale ten nie reagował - Kim Himchan, zatrzymaj się w tej chwili!
-Zostaw mnie - mrukną zirytowany ciemnowłosy, wchodząc po schodach - Już wystarczająco widziałem. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
-To co widziałeś, nie było do końca tak - tłumaczył młodszy, ponownie chwytając drugiego, tym razem za koszulkę - Pozwól mi...
-Przestań w końcu! - wrzasnął Chan, gwałtownie odwracając się.
Moon stracił przez to równowagę i ostatecznie spadł z wielkim hukiem na podłogę na dole. Wokół niego w zastraszającym tępie zaczęło zbierać się dużo krwi, a ciało nie poruszało się.
-Jongup? - zapytał zszokowany brunet, nie do końca wiedząc co się właśnie stało.
Szybko podbiegł do niego, zaczynając.sprawdzać czy żyje, dzięki Bogu oddychał. Od razu wezwał pomoc, po czym wziął wątłe ciało blondyna w ramiona, mrucząc niczym mantrę przeprosiny. Nie tak miało się to skończyć. To prawda, był na niego zły, czuł się zraniony, ale to nie oznaczało, że chce dla niego źle. Nadal go kochał.
Kiedy przyjechała karetka, zabierająca młodszego, dała też brunetowi jakieś leki na uspokojenie. Nie mógł jechać z nimi, to oczywiste. Lekarze powiedzieli mu też, żeby nie przyjerzdżał tam zanim nie będzie spokojny. Przecież był spokojny, jak przekonywał mężczyzn, ale oni nadal mówili swoje.
Kiedy został jednak sam, zauważył w jakim był dokładniej stanie. Cały się trząsł, a po jego policzkach powoli spływały łzy. Zadzwonił do swojej mamy, od razu dostał solidny opieprz za to co zrobił, jednak kobieta do niego przyjechała.
-Coś ty najlepszego narobił - zawodziła, kierując pojazdem, kiedy w końcu, po wypiciu zielonej herbaty i uspakajaniu szlochu chłopaka zdecydowali się jechać do szpitala.
Siedzący na miejscu pasażera brunet nie odpowiedział. Nie wiedział nawet co miałby powiedzieć. Cała złość minęła, teraz były tylko zmartwienia.
Kiedy tylko pani Kim zaparkowała, ciemnowłosy szybko wyskoczył z pojazdu i pobiegł do wewnątrz, a poddenerwowanie jeszcze bardziej się spotęgowało.
-Przepraszam, gdzie leży Jongup? - zapytał od razu podchodząc do recepcji. Kobieta siedząca za ladą tylko poprawiła okulary spadające jej z nosa i spojrzała na niego znudzonym wzrokiem.
-Nazwisko? - mruknęła wyczekująco.
-Moon Jongup - stwierdził od razu, irytując się prędkością działania recepcjonistki. W tym czasie zdążyłby już sam go znaleźć...
-Leży na oddziale ogólnym - powiedziała w końcu - To tutaj zaraz obok. Takie duże, szklane drzwi.
-Dziękuję - rzucił tylko Himchan, po czym podszedł pod salę, gdzie stało kilku ludzi. Prawdopodobnie lekarzy, a wnioskować to można po tym, że nosili kitle.
-Przepraszam, co z Jongupem? Moon Jongupem? - spytał, podchodząc do jednego z nich.
-Ah, pan to zapewne jego mąż - zauważył ciemnowłosy Koreańczyk, spoglądając na nieho z wielkim uśmiechem - Nieźle go pan urządził. Ale wracając, nazywam się Kim Seokjin i jestem lekarzem prowadzącym sprawę Jongupa. W sumie nie pierwszy raz...
-Nie pierwszy? - zdziwił się Chan, przechylając lekko głowę.
- Tak, można powiedzieć, że to mój pacjent na stałe - rzekł cicho się śmiejąc, na co drugi uniósł brew - Za pierwszymi bodajrze trzema czy czterema razami, kiedy trafił na mój oddział akurat miałem dyżur. Chłopak nigdy nie chciał tu siedzieć, tylko od razu się wypisywać, z każdym razem coraz szybciej. W końcu stwierdziłem, że jeśli nie przyjdzie do nas i nie dostanie pomocy może być źle, więc pozwoliłem mu przychodzić do mnie bez rejerstrowania się. I się tak trochę zakolegowaliśmy.
-Ciekawa hiatoria - stwierdził Chan - Ale co z nim teraz?
-No tak, nie powinienem się rozgadywać - rzekł, po czym spojrzał w kartę pacjęta - Jongup miał dużo szczęścia tym razem. Stracił przytomność i trochę krwi, ale oprócz sporego siniaka, kilku szwów i kupy strachu nic takiego się nie stało. Nawet się już obudził.
-N-naprawdę? - upewniał się Chan, a kiedy tylko ten pokiwał głową odetchnął z ulgą - Mogę go zobaczyć?
-Jasne - rzucił lekarz, po czym odsunął się lekko aby ten mógł wygodnie przejść.
Kiedy tylko znalazł się wewnątrz od razu zaczął skanować pomieszczenie wzrokiem, aby po chwili odnaleźć blondyna. Leżał na łóżku i rozmawiał z jakąś pielęgniarką. Jego głowa była owinięta białym bandażem, jednak mimo to uśmiech nie schodził mu z twarzy. Przynajmniej do czasu, aż ciemnowłosy nie podszedł do jego łóżka i nie zaczął mówić.
-Jak się czujesz? - spytał nie pewnie, a kobieta stojąca tam szybko odeszła.
-Jest w porządku, hyung - odparł jasnowłosy - Ale... Nie gniewasz się już?
-Jest mi przykro - stwierdził, patrząc gdziekolwiek, żeby tylko nie musieć patrzeć na swojego męża - Ale jest mi równie przykro, że przeze mnie się skrzywdziłeś. Przepraszam.
-Hyung, to co widziałeś przed szkołą - ponownie zaczął tłumaczyć Moon, wykorzystując okazję, że Kim w końvu go słucha - To nie było ani trochę tak, jak mogło wyglądać. Taehyung powiedział mi nagle, że mnie lubi, a zanim zdążyłem zareagować on mnie pocałował. Ale to nic dla mnie nie znaczyło, ja lubię tylko ciebie. Uwierz mi, proszę.
-Dobrze, powiedzmy, że ci wierzę - rzekł po chwili namysłu starszy, łapiąc leżącego za rękę - Ale już nigdy więcej nie chcę takich przypadków. Pamiętaj, że jesteś mój i tylko mój. Nie podzielę się z nikim.
-Jasne hyung - uśmiechnął się młodszy, oddając uścisk.
I wszystko byłiby już spokojnie, ale oczywiście pani Kim miała we krwi przerywanie takich momentów i już chwilę później wbiegła do sali krzycząc do Jongupa różne dziwne rzeczy.
!#!#!#!#!#!#!#!#!#!#!
Teoretycznie powinnam wstawić to jutro, ale że was kocham to jest dzisiaj ^^
W ogóle to chyba to ff wyjdzie dłuższe niż przewidywałam xD
CZYTASZ
Marriage | Himup
FanfictionParing: Himup Kim Himchan to syn właściciela jednej z lepiej prosperujących firm w Seulu. Moon Jongup jest w podobnej do niego sytuacji, jednak on jest przegrany już na starcie. Jak może się skończyć ta historia, kiedy ich rodzice całkowicie oszal...