twenty one//second part

27 15 29
                                    

Julie

-Jul!- Alex rzuciła mi się na szyję troszeczkę zbyt gwałtownie co spowodowało nasz wspólny upadek, wygladałyśmy pewnie jak Matt, gdy wtedy upadł próbując się nonszalandzko oprzeć o futrynę drzwi.

Głupia! - skarciłam siebie w myśli, orientując się o kim myślę. Wstałyśmy z podłogi śmiejąc się.

-płakałaś- odparła pewnie dziewczyna przede mną, brzmiało to bardziej jak troskliwie pytanie, ale było oschłym stwierdzeniem. No cóż, i tak zaprzeczę.

-nie, dlaczego tak uważasz?- no to sobie mogłam już odpuścić 'dlaczego tak uważasz' hmm, no nie wiem, może dlatego, że mam czerwone oczy, a od czego? No właśnie, od czego?

-to nie było pytanie.- powiedziała patrząc na mnie z politowaniem.

-serio?- spytałam z powątpieniem w głosie przeciągając to jedno wydobywające się z moich ust słowo.

-nie, na niby- Alex zaśmiała się z lekka po czym mnie przytuliła.- Jul, widzę, że płakałaś, powiedz mi co się stało. Przez kogo?

W pewnym stopniu przez ciebie pomocico diabła.- kłębiło się w moich myślach. Ale w większej mierze przez niego.

- Matt-mruknęłam cicho, dalej przytulona do jej ramienia.

-Nie przejmuje się nim- tak? Okej. Tylko powiedz jak? Chętnie skorzystam. Mówię serio.

-ale jak?

-hmm-no to poczeka sobie trochę na odpowiedź- mam pomysł, spędzimy te cztery dni najlepiej jak tylko się da, tylko my dwie, co ty na to?

-brzmi nieźle.- wzruszyłam ramionami, za co otrzymałam mocnego kustyka w ramie, no tak...

-ja ci zara dam tylko nieźle- zaśmiałam się na widok jej naburmuszonej miny- to brzmi wspaniale!

-no niech ci będzie.

-ja zawsze mam racje-wystawiła mi język jak małe dziecko.

-to jest wojna! -wzięłam poduszkę z mojego łóżka, a ona ze swojego i tak rozpętała się, co dziwne, nasza pierwsza bitwa na poduszki.

***

Narrator

-oj,Mattuś Mattuś. Wygrałam!-dało się dostrzec szczery i szeroki ukazujący bale zęby uśmiech na ustach dziewczyny, spowodowany wygraną w grze na X-boxa Just Dance,
w której rozłożyła na łopatki swojego przyjaciela.

-łoo, Ontario!-podszedł do nich Alexander- niezła jesteś.- podszedł do niej przybijając piątkę.

-się wie!- odezwał się Matthews co na pewno zdziwiło wszystkich.

-nie do ciebie mówił- powiedział rozbawiony sytuacją Dylan- chyba, że masz na nazwisko jak ta tu niewiasta- ręką wskazał na Michalinę uśmiechajac się łobuziarsko.

-nie, ale ona niedługo będzie miała moje- posłał chłopaka uśmiech i zaczął iść w jej kierunku.

-w twoich snach- odepchnęła go od siebie, nim zdążył się na dobre zbliżyć

-ale w moich snach jesteśmy już małżeństwem i mamy trójkę dzieci!

-i psa!- dodał szybko Chris.

-AAA! -Michalina wskoczyła na plecy Dylana- braciszku! On mnie rozbiera w swoich snach!- tak, Misia bardzo polubiła chłopaków, a oni ją, najbardziej zaprzyjaźniła się z Dylanem, znają się dopiero parę godzin, a już są jak rodzeństwo.

-ewakuacja?- spytał chłopak do ucha mówiąc to słowo Alexowi i obaj zaczęli biec w stronę łazienki.

-tylko bez całowania tam!- krzyknęła za nimi Misia i zeskakując z pleców Dylana. Cala trójka, pozostałych wpadła w niekontrolowany śmiech.

-ej, wpadnięcie na imprezę z okazji końca nagrywania?-Michalina zwróciła się do chłopaków siedzących na łóżku.

-no jeszcze się pytasz!?-Christian gwałtownie wstał, uderzając przypadkiem Dylana ręką tak, że spadł z łóżka.

Chłopak długo na ziemi nie polezał bo odrazu wstał, trochę marudząc że bolało i posłał przy tym oprawcy tego całego zamieszania mordercze spojrzenie.

-mnie miałoby zabraknąć!?-Dylan teatralnie złapał się za serce i opadł na łóżko, no opadłby gdyby nie to, że łóżko było oddalone o metr w prawo.

Wszyscy zaczęli się śmiać w najlepsze po tym małym incydencie.

-z czego się śmiejemy?- odezwał się Alexander wróciwszy ze swojej wyprawy, w towarzystwie Matta.

-z Łosia.- podsumował Chris.

Hejka!

Jak tam u was?

~Vixit<333

✉ Kiedyś będziesz moja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz