Rodział 1.

11.6K 483 168
                                    

– Wierzysz w to, że smoki nadal istnieją? – zapytała Ena, układając pranie.

Jej zniszczone pracą dłonie lekko drżały, gdy ocierała pot z bladego czoła, na którym pojawiły się pierwsze zmarszczki.

– Powinnaś odpocząć. Ja dokończę resztę. – uśmiechnęłam się, podając jej kubek zimnej wody.Dokończyłam układać pranie, po czym wzięłam wiklinowy, okrągły kosz i zaniosłam go do kuchni. – nie wiem, czy istnieją, czy już dawno wymarły, jednak prawda jest taka, że od wielu lat ich nie widziano.

– Masz rację. Możliwe, że zapomniały dawno o tej Krainie, w której przyszły na świat i której były przez wieki strażnikami. Słyszałam, że gdy odszedł ostatni Smoczy Władca, smoki także zniknęły. Niektórzy mówią, że oczekują narodzin kolejnego Smoczego Dziedzica, a gdy to się stanie, powrócą, obracając w pył ciemiężców niszczących ich dom.

– Naprawdę w to wierzysz? – spojrzałam na nią, wychodząc z kuchni.

Ma około czterdziestu lat. Na jej bladej cerze pojawiły się pierwsze zmarszczki mimiczne w okolicy czoła oraz oczu, były szczególnie widoczne, kiedy się uśmiechała. Jej powieki zaczęły lekko opadać i gdy bardziej się przyjrzałam, mogłam dostrzec słabo widoczne cienie pod oczami.

Ena jest kobietą średniego wzrostu o szczupłej i delikatnej sylwetce, pociągłej twarzy z niskim czołem oraz małym nosem. Ma szeroko rozstawione, duże oczy przypominające swym kolorem bezchmurne niebo. Parę lat wstecz, gdy byłam mała, uwielbiałam patrzeć i podziwiać ich intensywny kolor, który niestety teraz nieco przygasł.

Spojrzenie kobiety najczęściej było ciepłe i sprawiało, że czuło się bijącą od niej dobroć, która napawała człowieka optymizmem i niejednokrotnie chęcią, do dalszej pracy. Zawsze potrafiła dodać otuchy drugiej osobie.

Jednak ciężar lat, które dźwigała na swych barkach, odcisnął na niej nieodwracalne piętno.

Lekko siwe włosy sięgające do ramion, nosiła starannie upięte pod trójkątną, granatową chustą, którą starała się zasłonić ich coraz bardziej biały kolor.

Dawniej, kiedy byłam młodsza, włosy Eny swym kolorem przypominały bursztyn, były jasnobrązowe, a gdy padły na nie promienie słońca wyglądały niczym czyste złoto. Wspomnienia wróciły, wywołując u mnie lekką nostalgię.

– Nie ma znaczenia czy ja w to wierzę. Jestem tylko pojedynczą, nic nieznaczącą w tych czasach osobą, która niedługo i tak odejdzie. Ważniejsze pytanie jest takie, czy ty w to wierzysz. – Głos Eny był ciepły i uspokajający.

– Smoki pozostają, tylko zamierzchłą legendą, o której mało kto pamięta w tych czasach. Ludzie mają ważniejsze sprawy na głowie niż snucie myśli o tak niedorzecznych rzeczach. Król znów podniósł podatki, na ulicach ludzie umierają z głodu, a dzieci ryzykują własnym życiem, żeby zdobyć jedzenie. Mamy i tak dużo szczęścia, że wciąż możemy sobie pozwolić na dobry posiłek. – przerwałam, patrząc na smutny wyraz twarzy kobiety.

Poczułam lekkie ukłucie w sercu, ukłucie bólu, na który nie miałam żadnego wpływu. Podeszłam do siedzącej, na niewielkim taborecie Eny i mocno objęłam kobietę, wtulając twarz w jej włosy. Uwielbiałam zapach jaśminu, którym pachniały. Serce zabiło mi mocniej, na samą myśl o tym, że może kiedyś odejść i już więcej jej nie zobaczę.

Następnego dnia wstałam skoro świt i przygotowałam śniadanie. Było dość skromne. Na drewniane talerze nałożyłam gotowany, ciemny ryż, do którego podałam ugotowane kłącza i bulwy jadalnych roślin, które zebrałam, wracając po pracy z zamku. Do picia dałam wodę ze źródła z odrobiną świetlinki - ziela rosnącego dziko na skałach, które wykazywało właściwości podnoszące odporność.

Księga Mroku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz