Rozdział 21

3K 202 31
                                    

Keira.

Ventus jak zwykle miał kupę śmiechu, gdy poraz kolejny próbowałam skupić swoją energię na jednym punkcie. Za każdym razem wynik był ten sam, po stworzeniu na dłoni niewielkiej kuli skondensowanej energii, ona eksplodowała, nieraz odrzucając mnie do tyłu. Byłam na niego wściekła, odkąd zaczęłam trening minęły już ponad trzy miesiące, a jedyne co udało mi się opanować to stworzenie niewielkiej, zielonej kuli, która i tak znikała.

Miałam mieć dzisiaj zajęcia z runów, więc jak skończyłam ćwiczyć pobiegłam się przebrać. Gdy wróciłam Mork już na mnie czekał.
Był starszym mężczyzną, na moje oko koło sześćdziesiątki ale doskonale wiedziałam, że jego wiek liczymy w tysiącach lat. Miał jasną cerę, z kilkoma pieprzykami i dużą blizną na lewym policzku. Jego ciemne włosy gdzieniegdzie zaczynały mocno siwieć, nosił je spięte w kucyk. Zastanawiałam się, czy smoki starzeją się inaczej niż ludzie. Kurcze głupie pytanie, to raczej pewne.

Dzisiaj miał ubraną na sobie długa szatę, koloru czerwonego ze złotymi akcentami, które przypominały wijące się płomienie. Lekko zmarszczył opruszone siwizną, gęste brwi i odchrząknął, gdy kolejny raz się spóźniłam.

– No proszę, kolejne spóźnienie. Chyba zacznę je notować! – roześmiał się, widząc moją wystraszoną minę. – Żartowałem, nie musisz się mnie bać, nie jestem taki straszny na jakiego wyglądam. – wytłumaczył, widząc moją wystraszoną minę.

– Mam nadzieję. – dodałam pół głosem i ruszyłam za mężczyzną.

Po chwili weszliśmy do dużej wieży, a mi ukazał się naprawdę niesamowity widok. Wszędzie wokół piętrzyły się półki z tysiącami książek, a część z nich unosiła się w powietrzu, przelatując z jednego miejsca na drugie. Byliśmy w ogromnej bibliotece, która miała kilka pięter usytuowanych po bokach i idących w górę, wąskimi przejściami. Środek był pusty a w jego centrum wisiał ogromny, kryształowy żyrandol, który emanował przyjemne, niebieskawe światło. Na górę prowadziły wąskie, kręte schody, po których poruszali się zabiegani ludzie.

– Witaj w Wielkiej Smoczej Bibliotece. – powiedział, po czym ruszył przez środek przechodząc między latającymi księgami.

Byłam zaskoczona, że z taką łatwością się tutaj porusza. Gdy tylko ja zrobiłam krok do przodu, od razu zostałam uderzona nadlatującą książką i upadłam na ziemię.

– Cholera! To bolało!

– Radzę ci się pospieszyć, do działu runistyki jest trochę, a jak się tu zgubisz to możemy mieć nie lada problem. – wstałam czym prędzej i pobiegłam za nim, starając się omijać latające wszędzie w koło księgi.

Po jakiś dziesięciu minutach marszu dotarliśmy na miejsce. Mork usiadł przy drewnianym stole i wskazał mi wolne miejsce naprzeciw. Także usiadłam a on, od razu wyjął spod blatu grubą, na dobre kilkanaście centymetrów księgę i położył ją na biurku.

Byłam zafascynowana jej wyglądem. Była dość stara, na co wskazywały wytarcia na jej skórzanej oprawie. Miała dwa, biegnące przez środek zapięcia, a nieco niżej znajdował się duży, czerwony kamień, który zaraz po tym jak mężczyzna go dotknął rozbłysł jasnym światłem.

– Co to jest? – zapytałam, wskazując kamień na jej przedniej części.

– A, to? To jest kamień, odpowiadający jednej z kilkunastu ksiąg runicznych, których będziesz się uczyć.

– Yyy… to ile jest naprawdę tych ksiąg runicznych?

– To jest księga Run Obronnych, poza nią jest jeszcze Księga Run Leczących, Obezwładniających, Run Ukrycia, Ukazania, Run Niwelujących, Teleportacyjnych i hmm… – zamyślił się, a ja żałowałam, że zdałam to pytanie. – W sumie trochę przesadziłem z ich ilością, jednak nie martw się, TYLKO niektóre z nich są grubsze od tej tutaj. – uśmiechnął się triumfalnie, a mi oczy wyszły na wierzch. "To są jeszcze grubsze księgi od tej!? I ja będę musiała się ich wszystkich uczyć!?"

Księga Mroku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz