Rozdział 26.

2.7K 200 32
                                    

Keira.

Wstałam skoro świt i poszłam obudzić Ventusa, nie był zadowolony z faktu, że kazałam mu wstać przed wschodem słońca. Strasznie marudził, żebym dała mu jeszcze pospać chwilę, jednak byłam nieugięta i w końcu zmusiłam go do wstania, zdejmując z niego kołdrę. Niechętnie wygramolił się z łóżka i poszedł po swoje rzeczy, ja czekałam na zewnątrz wraz z Morkiem i resztą mieszkańców, którzy przyszli nas pożegnać.

– Zapewne się denerwujesz, tak długą i niebezpieczną wyprawą. – powiedział mężczyzna i dał mi małą sakiewkę z czymś ciężkim w środku.

– Co to? – otworzyłam sakiewkę i wyjęłam jej zawartość.

Był to dość duży, kamień przypominający swoim kształtem migdał, który po zetknięciu z moją dłonią zaczął świecić jasnym, błękitnym światłem.

– To jest Smocza Łza, kamień który świeci wtedy, gdy w pobliżu znajdują się istoty magiczne. Świeci na niebiesko gdy wyczuwa czystą magię, jednak jeżeli znajdziesz się w pobliżu Istot Mroku rozbłyśnie on na fioletowo. Weź go, będzie przydatny w takiej długiej podróży.

– Dziękuję, a i odpowiadając na pana wcześniejsze pytanie jestem, tylko nieco zdenerwowana. Wiem, jednak, że będzie ze mną Ventus i będę przy nim bezpieczna. – Lekko się uśmiechnęłam i schowałam kamień do sakwy, która włożyłam do skórzanego plecaka, przewieszonego przez ramię.

– Gotowa, na wielką wyprawę? – zapytał wychodzący Ventus, a dookoła dało się słyszeć głosy zachwytu. Kiedy się odwróciłam, zrozumiałam dlaczego.

Chłopak miał na sobie czarną, skórzaną zbroję, która idealnie przylegała do jego umięśnionej sylwetki, ukazując muskularne mięśnie. Napierśnik chłopaka mienił się kolorem zielonym i nie wyglądał na zbyt ciężki , jednak doskonale wiedziałam, że w razie potrzeby skutecznie go ochroni. Ubrał buty z wysokimi cholewkami, zakończonymi odstającymi do tyłu, ostrymi, złotymi piórami, które mogły wyrządzić dużą krzywdę napastnikowi. Miał ze sobą jeszcze długi, czarny płaszcz z kapturem oraz przewieszony przez ramię śpiwór i mniejsza przypięta do pasa torbę, zapewne z prowiantem na drogę. Włosy zaczesał do tyłu, a pojedyncze pasma opadały mu na twarz sprawiając, że był nieziemsko przystojny. Musiałam przyznać, że tego to się po nim nie spodziewałam. Zawsze był taki hmm, no w każdym razie nie przejmował się swoim wyglądem, a tu proszę! Odstawił się jakby szedł na jakieś przyjęcie, a nie na niebezpieczną misję.

Zrobiło mi się trochę głupio, kiedy go zobaczyłam tak ubranego. Spojrzałam na swój ubiór i szczerze mówiąc pasowałam do niego jak psu dzwonek. Miałam ubraną zieloną koszulkę na ramiączkach, długie czarne spodnie, widocznie wytarte na zgięciach i brązową kamizelkę z długim rękawem, która z resztą trzymałam pogniecioną w lewej dłoni. Nie wspominając o moich włosach, które na szybko upiełam w byle jaki kok. Aha i miałam też brązowe buty, sięgające pod kolana i tak szczerze mówiąc, miałam ochotę iść się przebrać, jednak nie było na to czasu.

Ventus stanął obok mnie i uważnie obserwował moją osobę.

– Właśnie, Ventus. – powiedziałam szeptem. – Mam pytanie, powiedz mi dlaczego odkąd tutaj jestem nie widziałam ani razu Smoczego Króla? – Chłopak się zaśmiał, zasłaniając usta dłonią. – Co cię tak bawi? Mówię poważnie! – pchnęłam go łokciem w bok, więc od razu spoważniał.

– Jak to nie widziałaś go ani razu? Przecież miałaś z nim nie raz lekcje! – wskazał głową na stojącego po drugiej  stronie Morka, a ja totalnie zgłupiałam.

– Że co?! Chcesz powiedzieć, że Smoczym Królem jest Mork? I tylko ja, o tym nie wiedziałam?!

– Mhm. – Znów się zaśmiał, jednak mi nie było do śmiechu.

Księga Mroku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz