Rozdział 23.

2.6K 203 21
                                    

Keira.

Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział Mork. "Ale jak to? Ventus zmieniał się w Świetlistego Smoczego Boga?!" – myśli niczym rozpędzona rzeka, napływały do mojej głowy sprawiając, że miałam w niej kompletny mętlik.

– Nie rozumiem! Jak to Ventus zmienia się w boga i to, jednego z najpotężniejszych!? Dlaczego dopiero teraz?

– Też tego nie potrafię pojąć. – odpowiedział Mork, zamykając księgę.
– Wiesz u smoków nie zawsze następuje Przejście Dusz. Czasem do końca życia pozostają one, zwykłymi smokami. – westchnął – Jednak w niektórych sytuacjach, takich jak ta, Przejście Dusz następuje dużo szybciej. Wiesz wydaje mi się, że to właśnie z twojego powodu Ventus dostąpił Przejścia Dusz.

– Z mojego?! – zrobiłam wielkie oczy, nie wiedząc o czym mówił mężczyzna.

– Owszem, przypomnij sobie jak cień próbował cię zabić. – Na te słowa, nieprzyjemne wspomnienia znów wróciły. – Wtedy Ventus ze wszelkich sił próbował cię ocalić. Musiał złamać ostatnią pieczęć, która więziła boski zalążek jego duszy. Ventusa i ciebie łączy bardzo mocna więź, dlatego jego serce zareagowało w taki sposób.

– Nadal nie rozumiem, o czym pan mówi.

– Teraz trudno będzie ci to zrozumieć, dlatego potrzebujesz trochę czasu. Jednak żebyś się zbytnio nie nudziła, to proszę. – Znów skinął dłonią, a po chwili przede mną wylądowała gruba, poniszczona księga z żółtym kamieniem umieszczonym na środku przedniej okładki. – Proszę, to jest księga Runów Leczenia, zacznij się jej uczyć.

– Co?! – rzuciłam zniesmaczona zachowaniem mężczyzny. – To chyba jakiś żart, ja mam się uczyć, kiedy Ventus przechodzi istne katusze?! Powinnam być przy nim i go wspierać, a nie… – Nie dokończyłam, bo do biblioteki wbiegł zdyszany Darion i od razu nas zawołał.

– Co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. – powiedział Mork, pozwalając przyjacielowi nieco odpocząć.

– Ven… Ventus… on… on…

– Ventus?! Co z nim? Stało się coś?! - wepchnęłam się przed Morka, zasypując Dariona lawiną pytań, zauważyłam jednocześnie, że mężczyzna widocznie zbladł na twarzy.

– On wydostał się z komnaty! – Po tych słowach, mężczyzna stracił przytomność i upadł na podłogę.

Przerażona dostrzegłam wielką, wypaloną na jego plecach ranę, po smoczym płomieniu. Było jasne, że to sprawka Ventusa. Mork od razu wezwał smoczych medyków, którzy zabrali Dariona. Natomiast ja wraz z mężczyzną ruszyłam biegiem w stronę, z której dochodziły głośne ryki wściekłego smoka.

Kiedy wybiegliśmy zza rogu, naszym oczom ukazał się ogromny smok, obleczony w złociste płomienie, który z istną wściekłością niszczył wszystko dookoła siebie. Kompletnie nie panował nad swoją mocą, która wymknęła się spod kontroli i najprawdopodobniej przejęła kontrolę nad jego ciałem.

– Ventus! Nie! – krzyknęłam, gdy chciał zaatakować stojąca niedaleko bezbronną kobietę z przerażonym dzieckiem.

Od razu skierował swój wzrok w moim kierunku, jego oczy płonęły istną rządzą zniszczenia. Gdy tylko ruszył w moją stronę, od razu pożałowałam swoich słów. Nim zdąrzyłam się zorientować, w moim kierunku z zawrotną prędkością zmierzała, pomarańczowa kula płomieni. Uderzyła tuż przed mną, rozrywając na kawałki, ciężkie kamienne płyty, a mnie odrzucając kilka metrów do tyłu.
Z trudem mogłam się podnieść i złapać oddech, gdy mocno uderzyłam o chodnik.

Księga Mroku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz