Rozdział 3

5.3K 340 44
                                    

Stałam w komnacie, kurczowo ściskając kosz, z czystą pościelą. Serce, wciąż biło mi w przyspieszonym tempie, kiedy byłam w obecności księcia. Zwłaszcza że jeszcze tak niedawno staliśmy wtuleni, w siebie. Poczułam, że znów dostaję wypieków, więc szybko odwróciłam wzrok, wbijając go w marmurową posadzkę komnaty.

Czułam na sobie spojrzenie księcia. Był kilka kroków ode mnie, a mimo to miałam wrażenie, że dzieli nas przepaść, tak ogromna, że nie można jej pokonać.

Co ja sobie wtedy myślałam, gdy mnie obejmował i wtulał twarz w moje włosy? Nie mogłam skupiać się na takich rzeczach. Jestem przecież tylko służącą i nic ponadto. Postanowiłam przystąpić do pracy, aby skupić się na czymś innym, zanim moje serce rozsypie się na drobne kawałki.

– Przyszłam zmienić pościel… – Mój głos drżał i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Wciąż byłam zdenerwowana, jednak nie chciałam, aby było to po mnie widać.

– Proszę nie zwracać na mnie uwagi. – Z każdym, kolejnym słowem, byłam coraz bardziej zestresowana.

Zabrałam się do pracy. Zmiana pościeli, nie zajmuje dużo czasu, więc powinnam szybko skończyć, a w obecnej sytuacji, jaka była między nami, im szybciej skończę i opuszczę to miejsce, tym lepiej.

Nie chciałam mu zawadzać, nie chciałam, aby na mnie patrzył, w taki natarczywy sposób. "Kim ja dla niego, tak naprawdę jestem?" – pomyślałam, kątem oka widząc, że nawet na chwilę nie oderwał ode mnie wzroku.

Jego ciepłe, brązowe oczy, były tak niezwykle piękne, zbyt piękne. Miałam wrażenie, że tonę w tych oczach, wyglądających niczym, wyrzucony przez bezkresne i wyburzone morze bursztyn. Którego, prawdziwe piękno i szlachetny blask, wydobyły dopiero promienie, wschodzącego słońca.

Chciałam być dla niego, tym słońcem, jednak wiedziałam, że nigdy do tego nie dojdzie. Pochodzimy bowiem z dwóch, różnych światów, które są tak bardzo odmienne. Niczym słońce i księżyc, odwieczni kochankowie, którzy nigdy nie będą razem. Rozdzieleni przez los, bawiący się naszymi uczuciami, niczym marionetką.

Wróciłam, do pracy, nie chcąc sobie dłużej zawracać, tym głowy. Mój spokój jednak nie trwał długo. Chwilę po tym, jak zaczęłam, ponownie w mojej głowie rozległ się cichy, nieznajomy męski szept, który słyszałam już wcześniej.

"Keira... moja pani... czas... czas... odnajdź... komnata... pośpiesz się..."

– Zen! To wcale nie jest śmieszne! – powiedziałam zbyt ostro, kierując bezpodstawne słowa w stronę księcia.

Nie miałam, przecież żadnego dowodu, że to jego sprawka. Zaraz po tym, jak spojrzałam w jego stronę, pożałowałam tego, co chwilę temu padło z moich ust.

Zen stał pod oknem, zwrócony przodem do mnie. Jego surowa mina i gniewne spojrzenie, mówiły same za siebie, że nie mam prawa w ten sposób się do niego zwracać. Zauważyłam, zmienił się i to bardzo. Już nie patrzył na mnie łagodnie i troskliwie tak jak wcześniej. Jest przecież księciem i przyszłym królem Adamantii, więc jakim prawem mam czelność zwracać się do niego nieformalnie?

– Przepraszam, ja nie chcia… – Nie byłam w stanie dokończyć.

Nagły ból sparaliżował moje ciało. Upadłam na kolana, łapiąc się za głowę i walcząc o każdy oddech, który przychodził mi z ogromnym trudem.

Pościel rozsypała się po całym pomieszczeniu, gdy wypuściłam kosz z rąk. Szum, który słyszałam, był nie do zniesienia i zagłuszał wszystko inne wokół. Nie potrafiłam się ruszyć, miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje. Obraz przesłoniła mgła, a z nosa zaczęła lecieć mi krew. Czułam się coraz gorzej. Jakby ktoś odbierał mi życie!

Księga Mroku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz