Rozdział 8

4.1K 287 9
                                    

Keira

"Zen… Zen… on… on tam leży… w kałuży krwi… muszę… muszę… go… uratować! Muszę biec… jak najszybciej i… sprowadzić pomoc. On… on nie może… umrzeć!"

– Zen! – obudziłam się z przeraźliwym krzykiem, nie wiedząc gdzie jestem.

Nigdzie nie widziałam księcia i wpadłam w panikę, że może on już dawno nie żyje a ja nie potrafiłam go uratować.
"Muszę go odnaleźć! On nie mógł umrzeć! Po prostu nie mógł!"

Przewróciłam się na bok i chciałam wstać, co skończyło się upadkiem na zimną i twardą posadzkę. Dopiero teraz do mnie dotarło, że znajduję się w pałacu a moje wszystkie rany zostały starannie opatrzone.

Wyczułam unoszącą się w powietrzu woń korzennych kadzideł, które miały uśmierzyć ból. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w dużej komnacie, która nieco przytłaczała swymi rozmiarami. Jasne, kremowe ściany zdobiły, starannie namalowane czerwone róże. Błyszcząca, nieco ciemniejsza podłoga odbijała promienie słońca, które wpadały przez wysokie, strzeliste okna. Leżałam na wielkim łóżku, do nade mną rozciągał się baldachim. Był żółty w pomarańczowe lilie.

Podniosłam się, ciężko siadając na łóżku i dostrzegłam niewielką, beżową kopertę, leżącą na komodzie obok łóżka. Była zaadresowana do mnie więc od razu ją otworzyłam, czytając zawartość.

"Gdy poczuje się pani lepiej proszę przyjść, do komnaty księcia Zena. Będzie tam na panią czekać."

Ostatnie słowa wywołały u mnie nieopisaną radość i ogromną ulgę. "Zen żyje! I będzie na mnie czekać! Tylko jak ja mu spojrzę w oczy? Przecież to z mojego powodu o mało nie zginął i jeszcze ta cała sytuacja z wewnętrzną magią! Czy powinnam mu o tym powiedzieć?" – myśli jedna po drugiej, przepływały przez moją głowę i nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Postanowiłam nie dać mu na siebie czekać, tylko od razu się do niego udać. Spojrzałam w dół, czując chłód na całym ciele "Boże!" krzyknęłam w myślach "gdzie jest całe moje ubranie?!"

***

Zen

Wyszedłem drugim wyjściem z labiryntu, które prowadziło na tyły ogrodu. Jednak nikogo tam nie zastałem. Zastanawiało mnie, co tak naprawdę się wydarzyło. ''Dlaczego leżałem na trawie, cały zakrwawiony, jednak nigdzie nie widziałem rany?  I jeszcze kim ja w ogóle jestem a poza tym kim jest ta cała "Keira " i co tu się do cholery wyprawia! ''

Postanowiłem zawrócić i odnaleźć mojego "kuzyna", który najwidoczniej wiedział co tutaj się wydarzyło. Nie musiałem go długo szukać, bo jak tylko wyszedłem z labiryntu zobaczyłem elegancko ubranego, wysokiego bruneta, który aż pobladł na mój widok.

– Zen! Ty żyjesz?! – krzyknął i oblał go zimny pot gdy ruszyłem w jego kierunku. – Znaczy dobrze, że nic ci nie jest. – poprawił, chcąc ukryć oczywistą prawdę.

– Oczywiście, że żyję! Dlaczego miał bym nie żyć? – rzuciłem nieco poirytowany i stanąłem przed nim, uważnie obserwując jak się zachowa.

– Nie, nie to nic… po prostu cieszę się, że nic ci nie jest drogi kuzynie. Widziałem jak wchodzisz z tą służąca do labiryntu a ona wcześniej schowała do kieszeni nóż i obawiałem się że…

– Masz na myśli ten nóż? – wyjąłem z kieszeni spodni, niewielki, zakrwawiony nóż i pokazałem go chłopakowi.

Dałbym sobie rękę odciąć, że przez chwilę widziałem u niego zawód, tak jakby coś nie poszło po jego myśli. Potem jednak na jego twarzy pojawił się strach a ja wciąż nie rozumiałem dlaczego.

– Skąd… skąd… ty masz ten nóż?! – zapytał, nie spuszczając wzroku z trzymanego przeze mnie przedmiotu.

– Jak to skąd? Znalazłem go przy tej dziewczynie, która leżała obok mnie. Jak jej to było Kei… Kir… no w każdym bądź razie coś na K.

– Poczekaj nie wiesz jak ona ma na imię? – Zaskoczenie które malowało się na jego twarzy było ogromne, gdy zorientował się, że niczego nie pamiętam.

– Nie nie wiem, tak samo jak nie wiem kim ty jesteś!  I dlaczego wszyscy do cholery zwracają się do mnie "wasza książęca mość" to takie wkurzające.

– A więc może od początku.

Arranz, jak się potem okazało mój kuzyn opowiedział mi wszystko kim jestem i co się najprawdopodobniej wydarzyło w labiryncie gdy poszedłem tam z Keirą, która okazała się z kolei być  jedną ze służek, pracujących na dworze mojego ojca.

– Aha teraz to ma sens! – powiedziałem lekko się do niego uśmiechając. – Jeżeli było tak jak mówisz i to Keira mnie zaatakowała a ty jej przeszkodziłeś w planowanym zamachu, na moje życie i jeszcze do tego sprowadziłeś pomoc to uwierz mi, że spotka ją zasłużona kara. Spotkamy się później, muszę wracać do pałacu. – powiedziałem jeszcze raz mu dziękując za ocalenie życia i ruszyłem w stronę zamku, gdzie zapewne czekała już na mnie dziewczyna.

Keira

Czekałam w komnacie Zena, chodząc tam i z powrotem po pomieszczeniu. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że przeze mnie o mały włos by nie umarł.

Gdy drzwi w końcu się otworzyły i wszedł przez nie Zen, kamień spadł mi z serca gdy zobaczyłam, że jest cały i zdrowy.

– Zen! – krzyknęłam biegnąc w jego kierunku. – Dzięki bogu nic ci nie jest! Tak bardzo się bałam, że mogę cię stracić. – zatrzymałam się nie widząc u niego żadnej reakcji, tak jakby kompletnie nie wiedział kim jestem.
– Zen? Czy ty pamiętasz co się wydarzyło!? – patrzyłam na niego i w jego brązowych oczach nie dostrzegałam niczego poza nienawiścią, skierowaną w moją stronę. – Zen…

– Zamilcz! Jak śmiesz w ten sposób zwracać się do przyszłego króla głupia dziewko! – Jego słowa dotkliwie mnie zraniły i nigdy bym nie pomyślała, że to może tak boleć.

– Zen o czym ty mówisz? Niczego nie rozumiem, proszę cię mów jaśniej.

– Czy nie wyraziłem się jasno, że masz się nie zwracać, do mnie w ten sposób służko! Nie zapominaj z kim rozmawiasz! I już ty dobrze wiesz o czym mówię! Próbowałaś mnie zabić! – Słowa księcia uderzyły we mnie z taką siłą, że aż zrobiło mi się słabo i nie mogłam złapać tchu.

– Zen! jak ty możesz mówić takie rzeczy! Przybiegłeś tam do labiryntu, żeby mnie uratować gdy twój głupi kuzyn… – Nie zdąrzyłam dokończyć, bo w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Arranz i z ogromnym uśmiechem na twarzy stanął obok Zena, kładąc mu dłoń na ramieniu, jak gdyby nic się nie stało.
Miałam ochotę go tam rozerwać na strzępy, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.

– Mój kuzyn ubłagał mnie, żebym nie wtrącał cię do lochu. Zamiast tego od dzisiaj będziesz jego osobistą służącą aż do momentu gdy opuści zamek. Czy wyraziłem się jasno? – Wydawało mi się, że to głupi żart, jednak po usatysfakcjonowanej minie kuzyna Zena, wiedziałam iż taki był jego plan. Zaczynałam żałować, że podjęłam się pracy na zamku. – Aha i jeszcze jedno, jak tylko Arranz opuści pałac nie chcę cię tutaj więcej widzieć! – Jego słowa trafiły we mnie niczym wystrzelona z łuku strzała, moje serce pękało z ogromnego bólu jaki mi zadał.

– Tak książę, zrozumiałam. Dostosuję się do twojej woli. – Mając łzy w oczach, ukłoniłam się i wyszłam zamykając za sobą drzwi z trzaskiem.

Oparłam się o ścianę i zaczęłam płakać, nie mogąc poradzić sobie z emocjami i tym co usłyszałam od Zena.

Księga Mroku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz