Rozdział 31

2.3K 169 19
                                    

Ventus

Miałem bardzo dziwny sen. Kiedy się obudziłem, leżałem po środku kwiecistej polany, a w powietrzu unosiła się słodka, miodowa woń kwiatów. Ostrożnie wstałem i rozejrzałem się dookoła. Jak okiem sięgnąć ciągła się, tylko łąka. Delikatny, ciepły wiatr musnął moją skórę. Mogłem przez moment usłyszeć w nim cichy szept, szept kobiety. Usłyszałem za sobą kroki, kiedy się odwróciłem mogłem dostrzec niewyraźny zarys zbliżającej się postaci. Szła po woli, z gracją stawiając każdy kolejny krok. Gdy była wystarczająco blisko, dostrzegłem, że jest kobietą.
Jej długie, czarne włosy swobodnie powiewały na wietrze, dając złudne wrażenie, sunącego za kobieta welonu. Sięgająca do ziemi biała suknia, z namalowanymi czerwonymi liliami, była przewiązana w wąskiej tali, czarną wstęgą. W lewej dłoni kobieta trzymała katanę, a w prawej niosła czerwoną lilię, symbol śmierci.

Stanęła przede mną tak blisko, że mogłem poczuć jej ciepły oddech na szyi. Jej twarz wciąż pozostawała, jednak zamazana i nie potrafiłem jej rozpoznać.

– Śpij. – powiedziała ciepłym głosem, po czym pocałowała mnie delikatnie w czoło.

Dopiero w tamtym momencie, rozpoznałem w nieznajomej kobiecie osobę, której dawno temu ofiarowałem swoje serce i przez którą zginęli rodzice Keiry.

– Sakana! – Obudziłem się wołając jej imię, zamiast kobiety dostrzegłem,  tylko po woli wygasające ognisko.

Podniosłem się do pozycji siedzącej, byłem skołowany całą tą sytuacją. Rozejrzałem się dookoła, znajdowałem się w obozowisku, na skraju lasu. Całkiem sam. Cichy szum drzew, kołysanych przez delikatny wiatr, co jakiś czas przerywał wszechobecną, panującą w tym miejscu "Keira!" – pomyślałem przerażony i rozejrzałem się dookoła, w poszukiwaniu dziewczyny. Nigdzie nie było po niej nawet śladu. Wystraszyłem się, że mogło ją spotkać coś złego albo… dotknąłem dłonią miejsca, gdzie wcześniej znajdowała się zatruta rana. Była całkowicie zagojona i został po niej, tylko słabo widoczny ślad.

Wstałem na równe nogi i zacząłem jej szukać.

– Keira! Słyszysz mnie! Odezwij się! – chodziłem tam i z powrotem, po woli tracąc zmysły. Naprawdę się bałem, że mogło się jej przytrafić coś złego.

Słońce grzało nieubłaganie, a chłodny wiatr, który chwilę temu delikatnie chłodził moją rozgrzaną skórę nagle umilkł. Zapanowała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał szelest dochodzący z lasu będącego za moimi plecami.

Przygotowałem się, na mojej dłoni zatańczył złoty płomień i gdy, tylko rzekomy napastnik wyłonił się zza drzew zaatakowałem go. Jednym, mocnym kopnięciem zwaliłem zakapturzoną postać, na ziemię i już miałem chwycić go za gardło, gdy z przerażeniem dostrzegłem wściekłą twarz Keiry, całą ubrudzoną błotem.

– Keira, przepraszam! Nie wiedziałem, że to ty… – puściłem dziewczynę i usiadłem obok. Moje serce waliło jak oszalałe, było mi strasznie głupio.

– Oczywiście, że to ja! – rzuciła wściekła i starała błoto z twarzy.
– Wróciłam, bo darłeś się jakby cię ze skóry żywcem obdzierali! – zamilkła na moment, po czym dodała wyraźnie smutnym głosem. – Masz! – podała mi dwa martwe bażanty. – Trzeba je oprawić! – Nie patrząc już w moją stronę, wstała i odeszła kawałek. Było mi strasznie głupio. "Jak mogłem ją wziąć za wroga!" – moje myśli skupiały się, tylko i wyłącznie wokół niej.

Wszystko pogarszał dodatkowo fakt, że nie potrafiłem się przy niej skupić. Całkowicie rozpraszała mnie swoją osobą.

Spojrzałem na nią, stała zwrócona w moją stronę plecami, a słońce delikatnie otulało jej bladą skórę, roztaczając  wokół dziewczyny złocistją poświatę. Wyglądała niczym wyśniona przeze mnie bogini, żywcem wyjęta z mojej głowy.

Księga Mroku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz