•25•

1.2K 125 56
                                    


Wyatt Oleff okazuje skruchę.

— Dzisiaj? — zapytała, wkładając nowego papierosa do ust. Siedząc na zimnym blacie poczuła nieprzyjemne dreszcze obiegające jej ciało. Odchyliła głowę, czując cudowną lekkość, spowodowaną skróceniem włosów aż do ramion. Mogła odetchnąć. Odruchowo poprawiła telefon, słysząc głośne westchnięcie przyjaciółki. — Odpada, jestem chora.

— Chora? — Chantelle ciągnęła, nie dając za wygraną. Zdeformowany oddech, zdawał się przyśpieszyć. — Noora, wiem o twoim symulowaniu, nie jestem głupia.

Rudowłosa wywróciła oczami, podpalając grubego peta. Zaznała ulgi, gdy siwy dym zanieczyścił jej płuca. Ostatnie tygodnie "chorowania" na grypę, były oficjalnym wybawieniem. Odcięła umysł od obelg, wypalała paczkę za paczką i prowadziła specyficzne rozmowy z Finnem. Niekomfortowa cisza, przeobraziła się w niesamowitą regeneracje. Jednak, gdy ponownie włączyła do swojego życia ciemnowłosego, Larissa również dostała zagrzane miejsce.

— Symulowanie? Jakie symulowanie?

— Uciekanie od problemów nie jest rozwiązaniem. — odparła, głośno wzdychając. Jej głos był delikatnie zagłuszany przez huczne rozmowy, pozostałych uczniów. Noora przyłożyła rozgrzanego papierosa do ust, zgrywając się wraz ze dzwonkiem po drugiej stronie linii. — Mam matmę, muszę lecieć. — wytłumaczyła, wplątując ciche przekleństwo. — Jesteś beznadziejna, Noora.

Trzy sygnały.

Odetchnęła, ponownie smakując trującej substancji. W danym momencie, nie przeszkadzała jej myśl o kuszeniu losu, czy zanieczyszczaniu własnego organizmu. Pragnęła spokoju. Wszelkie obelgi, plotki, wyzwiska zaczynały mieszać poprzednio posegregowane myśli. Została złamana, przez nic nieznaczącego Wyatta, który grał strachem dziewczyny. Pociągał za sznureczki. Przestała rozumieć jego cel. Właściwie to nigdy go nie rozumiała.

— Carpe diem. — mruknęła, mocno się zaciągając.

Przecudowną chwilę, zrujnował irytujący dzwonek, wymieszany z głośnym pukaniem do drzwi. Zmarszczyła brwi, szybko gasząc papierosa. Jej bose stopy dotknęły zimnych kafelków, przywołując rozlew gęsiej skórki. Wywróciła oczami, poprawiając aksamitny szlafrok. Pies niemal natychmiast, podbiegł do masywnych wrót, głośno obszczekując jeszcze nieznajomego człowieka. Niepewnym ruchem, otworzyła zamki.

Był tutaj.

Stres sparaliżował jej ciało, pozbawiając racjonalnego myślenia. Nie potrafiła się wysłowić, język wiódł własną ścieżkę, komplikując sytuacje rudowłosej. Tępym wzrokiem, obserwowała chytry uśmiech, który szybko przebrnął przez usta Wyatta. Uderzenie złości oraz gorąca, wytworzyło idealny strach. Przełknęła głośno ślinę, nie będąc w stanie nawet ustąpić mu drogi. Przygryzła policzek, marszcząc brwi. Ciepły podmuch wiatru, otulił jej bladą twarz.

— Ścięłaś włosy. — westchnął, bez jakiekolwiek wstydu. — Ładniej ci.

— Czego chcesz, Oleff?

Wywrócił oczami, będąc nadal specyficznie rozpromienionym. Widząc jego postawę, coś pękło. Jeszcze niedawno snuł z nią głupie opowieści, obgadywał schlanych imprezowiczów i doradzał w kwestii Finna a teraz rozpuszczał oczerniające plotki za jej plecami. Zaufała mu, zawiódł. Przeklęła, przypominając sobie poharataną twarz ciemnowłosego. Odczuła niepokój. Zasiane ziarno, kiełkowało nawołując wzbudzone sztormy.

— Jestem jebanym dupkiem. — odparł, nerwowo przejeżdżając dłonią po włosach. Zbyt pewny we własnych ruchach, zmniejszył między nimi dystans, przywołując ogromne napięcie. Zmarszczyła brwi. — I tym razem nie przysłał mnie Finn. — zażartował. — Mogę wejść?

— Nie.

Nerwowo zachichotał, unosząc brwi. Chwycił się za kark, czując mocny przyrost adrenaliny. Pragnął wybaczenia, zmazania głupoty niewidzialną gumką. Mina rudowłosej została taka sama. Zimna, zirytowana z nutką strachu. Poczuł piękny zapach papierosów, gdy głośno odetchnęła.

Noora Johansen odczuwała coś przeciwnego. Mieszankę odrazy oraz tęsknoty. Oddech przyspieszał, gdy wykonywał najmniejszy ruch. Traciła zmysły.

— Jednak jesteś uparta, Johansen. — odpowiedział, pełen zadowolenia. Odchylił głowę, próbując zebrać wszelkie myśli skaczące i miażdżące go od środka. Chciał złapać odrobinę odwagi, jednak była ulotna niczym powietrze. Przeklął. — Streszczę się.

— W końcu.

Uniósł jedną brew, zyskując w odpowiedzi jedynie pogonienie szybkim ruchem ręki.

— Jutro jest koncert Teme Impala. — zaczął, gorączkowo przeszukując swój ubrudzony plecak. Od spodu kapało błoto, niszcząc dobry wizerunek chłopaka. Nerwowo zerknął na rudowłosą, wyciągając pogięty papierek. — Chciałem... Chcieliśmy abyś poszła z nami — parsknęła nerwowym śmiechem. Liczba mnoga mogła kryć za sobą praktycznie każdego, jednak najbardziej absurdalną jak i prawdopodobną myślą był Finn Wolfhard. Gorąc zaopiekował się jej ciałem, które zapodziała pod pokrywą pogardy. — Przepraszam, Noora.

Zignorowała jego słowa.

Z pełnym poirytowania uśmiechem, chwyciła wymiętolony bilet, pozwalając na niekontrolowany przepływ ciarek. Otworzył usta. Ponownie chciał brnąć w rozsmarowywanie się, udając pokrzywdzonego, pełnego skruchy chłopaczka. Cicho podziękowała, zatrzaskując drzwi.

Okropny stres, strach, irytacja, bezbronność. Wszystko rozpoczęło kumulacje. Przeklęła, mając nadzieje, że nieco sobie ulży. Ostatni raz zbadała bilet.

Będzie tam Finn.

Na pewno.

Okej ważne pytanka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Okej ważne pytanka.
Robię nowe ff „Kochankowie z księżyca" (Ofc. Finn) i zastanawiam się czy wolicie aktorów jako np. przyjaciół bohaterki czy wprowadzenie nowych postaci?
Czy robić oddzielna książkę na nominacje i ogólnie wasze pytania dotyczące wszelkiej mojej twórczości? np. Jak nie ogarniacie czegoś w sf to po prostu tam pytacie i wam odpowiadam
Kocham.

√ Sunflower || Finn WolfhardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz