•27•

1.1K 116 84
                                    


Noora Johansen poznaje świat używek

Pokój. Niewielki pokój wystarczył, aby czuła się jak w okropnej klitce, która z każdą minutą zaczynała być mniejsza. Szturchana kijem przez gapiów, traciła poczucie własnej wartości. Otaczająca ją muzyka jako jedyna stanowiła pewne ukojenie, działające niczym narkotyk. Zagłuszała słodkie słówka wypowiadane melodyjnym głosem intruza oraz agresywne teksty znajomej, krótkowłosej brunetki. Odczuwała pewien dyskomfort, uczestnicząc w kameralnej posiadówce u Noah. Podejmując tą decyzje, nie myślała racjonalnie. Pragnęła zrobić na przekór Finnowi, który ostatnimi czasy traktował ją jak powietrze. Teraz musiał widzieć szczupłą sylwetkę dziewczyny, która samotnie popijała wino przy niewielkim oknie. Noora nieświadomie utwierdzała się w „złotej paczce Oleff'a", czując specyficzną presje z obu stron. Niechętnie obserwowała prześliczną Iris, która wręczyła ciemnowłosemu kieliszek czerwonego wina po czym zaczęła składać na jego szyi drobne pocałunki.

To trwało kilka tygodni.

Kilka tygodni uczęszczania do klubów z Wyattem i jego paczką, aby wbić gwóźdź do trumny. Musiała znosić widok przesympatycznej blondynki, która nieświadomie wpadła w sidła Wolfharda. Oczywiście, że nie byli „razem". Głupia, nieświadoma, dziewczynka zakochała się w przystojnym z pozoru miłym chłopaku, który jedynie lawiruje. Brzmi znajomo?

Noora głośno westchnęła, odwracając od nich wzrok. Szybkim ruchem dłoni, otworzyła okno, wyjmując z tylnej kieszeni paczkę papierosów. Zimny powiew, wywołał u dziewczyny delikatne dreszcze, przez co zadrżała. Włożyła grubego papierosa między wargi, następnie go podpalając. Wypuściła trujący dym, jednocześnie wypuszczając wszelkie zmartwienia. Odczuła błogość. Brnęła w nawyk i brnęła, nie chcąc zaprzestawać.

Pragnęła zapomnieć.

Wyrzucić go z pamięci, jak bezużyteczną informacje za czasów młodości. Wymazać gumką, jednoczenie wymazując uczucia. Słysząc tykająca zegar, przymknęła oczy chcąc pozbyć się świadomości, że jej serce jest rozbite. Prawdopodobnie puste. Pokiereszowane.

- Ładnie to tak palić w czyimś domu?

Wzdrygnęła się. Jego głos działał na nią specyficznie pozytywnie. Mimo świństwa jakie jej wyrządził kilkanaście dni temu, zdołała naprawić spalony most i ponownie wyciągnąć rękę.

- Otworzyłam okno, daj spokój. - mruknęła, wywracając oczami. Dzisiaj zdecydowanie nie była w nastroju. Odczuwała przedziwną pustkę, która szybkimi krokami ciągnęła ją ku przepaści. Zaciągnęła się. - Zresztą, często pale u Noah.

- Nie wątpię. - odparł z delikatnym uśmiechem, następnie wyciągnąć urocze cygaretki. - Często u niego bywasz?

- Nie liczę.

- Może powinnaś?

Spojrzała na chłopka, lekko zirytowana. Miała dosyć sekretnych docinek, które wcale nie miały sympatycznego wydźwięku. Przekomarzał się. Irytował. Wywróciła oczami, wracając do obserwowania obcych ludzi, zmierzających po oświetlonych uliczkach. Przygryzła wargę. Znała jego cel.

- Wyatt, bądźmy szczerzy. - zaczęła nonszalancko, ponownie biorąc głęboki wdech. - Nie przepadam za wami, jesteście dla mnie dobrym towarzystwem do pewnego rodzaju rozrywki ale nie licz na sympatyczne rozmowy. Zwłaszcza teraz. - wytłumaczyła, nie zważając na konsekwencje czynu. - Zwłaszcza z tobą.

- Auć. - parsknął śmiechem, przyciągając nieco zdezorientowany wzrok rudowłosej. - W każdym razie, Jack jest na górze i ma towar. - uniosła brew, czując wzrastający ścisk stresu. Brunet przechwycił papierosa, delikatnie się zaciągając. - Wiem, że chcesz o nim zapomnieć.

Fakt, chciała.
Ale nie tak.

Mimo wszystko, poczuła specyficzną dezorientacje. Rozerwanie. Chęć poczucia czegoś nowego. Jakiegoś innego sposobu na przyspieszenie amnezji.

- Zioło?

- Lepiej.

Przygryzła wargę, ostatecznie wyrzucając papierosa. W ten sposób rozpoczęła kolejny rozdział bajki o „głupiej i naiwnej dziewczynce". Brunet z wielkim uśmiechem objął dziewczynę, zmierzając w kierunku drewnianych drzwi z których wydobył się stłumiony śmiech Millie Bobby Brown.

Gdy Wyatt dotknął klamkę, otwierając wrota do raju ćpunów, poczuła na sobie ten ciężki wzrok. Jego brązowe oczy, przepełnione niepewnością, poirytowaniem oraz cierpieniem, zignorowały Iris. Była tylko Noora Johansen, zagubiona dusza, szukająca odkupienia. Poczuł stres gdy zniknęła za drzwiami. Złość na Oleff'a. Irytację na siebie.

Jednak Noora Johansen z każdym krokiem czuła się pewniej. Usiadła obok rozbawionego Jacka Grazera, który próbował wyciągnąć niewielką tabletkę w kształcie kwiatka. Niespodziewanie pnącza strachu oplotły jej ciało, pozbawiając ciętego języka, gdy Wyatt poprosił aby wystawiła język. Uniosła brwi.

- To nie boli, Johansen. - zaśmiał się, widząc jak dziewczyna niepewnie wykonuje jego polecenie. Przymknęła oczy, gdy poczuła dziwną goryczkę. - Rozgryź to.

Zrobiła to. Gorzki smak, spowodował urocze skrzywienie. Opadła na łóżko, zaczynając przeklinać siebie. Panikowała. Uświadomiła sobie w jakie świństwo brnie, przez własną głupotę. Złość, panika, irytacja. Wszystko zaczynało się nawarstwiać. Sprawiać ból.

Nagle ustąpiło.

Przymknęła oczy, doznając specyficznej euforii owiewającej jej mizerne ciało, które drżącymi dłońmi objęła. Poczuła lekkość. Cholerne szczęście, wróciło po kilku tygodniach męki. Faktycznie, zapomniała.

Później poszło wszystko jak z górki.

Piła alkohol, śmiała się, chciała więcej. Namiętność sprawiła, że ponownie pocałowała Oleff'a tym razem bez odrazy. Bardziej z nieświadomością oraz cholernym pragnieniem namiętności. Gdy jego dłonie zmierzały pod koszulkę dziewczyny, została odciągnięta.

Przez niego.

Przez niego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
√ Sunflower || Finn WolfhardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz