Szlachetny ród czarodziejów czystej krwi, którego historia sięga początku osiemnastego wieku. Z Rodu Blacków pochodzi wielu uzdolnionych czarodziejów i czarownic. Wielu członków rodziny popierało czyny samego Voldemorta, ze względu na jego niechęć d...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
•••
Nadeszły święta wielkanocne. Hogwart całkowicie opustoszał. No prawie, nie licząc czwórki Gryfonów i jednej Ślizgonki.
Wstałam tego dnia w wyjątkowo podłym nastroju. Zeszłam na śniadanie do Wielkiej Sali, która była ozdobiona w latające pod sufitem kolorowe jajka oraz małe zajączki na ścianach.
Dotychczas nigdy nie spędziłam świąt w Hogwarcie, toteż bardzo zdziwiłam się, kiedy z Wielkiej Sali zniknęły cztery długie stoły, a zamiast nich pojawił się jeden.
Zajęłam pierwsze lepsze miejsce, ciesząc się w duchu, że jedynym towarzyszem przy śniadaniu jest Hagrid.
– Czołem, panienko Black – zawołał pół olbrzym, nakładając garść bekonu na swój talerz.
– Dzień dobry. – odparłam nieco zakłopotana.
Nie miała wiele do czynienia z gajowym Hogwartu, większość Ślizgonów śmiała się z jego wielkiej postury i niezdarności, jednak osobiście odnosiłam wrażenie, że jest on bardzo sympatyczną osobą.
– Szlaban? – zagadał Hagrid z pełną jedzenia buzią.
– Niestety... – westchnęłam.
– Co takiego zrobiłaś, że zakazano Ci powrotu do domu?
– Znalazłam się w złym miejscu i w niewłaściwym czasie.
– Nie ma się czego obawiać, czwórka moich ulubionych Gryfonów również zostaje na święta. Z tymi chłopakami nie można się nudzić! – zapewniał radośnie Hagrid.
Wtedy jak na zawołanie do Wielkiej Sali wpadła czwórka, wcześniej wspomnianych chłopaków.
– Konam z głodu! Gdybyś Peter nie siedział tyle czasu w łazience, już dawno byśmy byli po śniadaniu! – zawołał James – Czołem, Hagrid!
Reszta Gryfonów również przywitała się z gajowym, po czym zasiedli do stołu.
Po chwili ciszy, głos zabrał gajowy:
– Panowie, wypadałoby chyba przywitać się również z tą młodą damą. No chyba, że się nie znacie, choć Ty Syriuszu...
– Znamy się... – wtrącił James – Aż za dobrze.
– Dzięki mojej uroczej kuzynce jesteśmy tu uziemieni na całe święta. – dodał Syriusz.
– Chyba sobie żartujesz! – rzekłam oburzona.
– Gdybyś wtedy nie pojawiła się na korytarzu, Ty ciekawska... – wtrącił Peter.
– Nie moja wina, że jesteś chodzącą katastrofą i potykasz się o własne stopy! – fuknęłam.
Remus parsknął w kubek herbaty.
Wszyscy mierzyli się wrogimi spojrzeniami, aż w końcu Hagrid wstał i rzekł:
– No to na mnie już czas moi mili, dziękuje za miłe towarzystwo. Do zobaczyska! – powiedziawszy to opuścił Wielką Salę.
Cała piątka w ciszy wzięła się za śniadanie. Po kilku minutach do sali wkroczyła Minerva McGonagall, która groźnie zerkała na uczniów swojego domu.
– Jak zwykle dzięki wam Gryffindor stracił sporo punktów – wysyczała podając każdemu zwój pergaminu.
– Co to jest, Pani profesor? – zapytał Remus.
– Wasze obowiązki. Niektóre pomieszczenia będziecie sprzątać wspólnie, mniejsze z nich w parach – Nauczycielka przesunęła wzrokiem po każdym z nich. – Zakaz używania przy tym czarów. Miłego dnia.
Spoglądałam na oddalającą się nauczycielkę, po czym rozwinęłam swój pergamin.
„ PONIEDZIAŁEK: 10:00-14:00 - szatnie drużyn Quidditcha (wspólnie), 15:30-17:00 - sala od eliksirów ( z Remus Lupin)."
Zbladłam i jęknęłam cicho.
– Na Merlina! Co za pech...
Podniosłam wzrok na moich towarzyszy niedoli, którzy z równą niechęcią spoglądali na swoje pergaminy.
– To chyba jakiś żart, że muszę spędzić 4 godziny w ciasnym kantorku Filcha sam na sam z Peterem! – powiedział zrezygnowany Syriusz, na co reszta, w tym również ja, wybuchnęła śmiechem.