- Mamo, dlaczego muszę ćwiczyć z tatusiem? - Niska dziewczynka zadała pytanie swojej mamy.
- Kochanie, musisz ćwiczyć, aby być silną dziewczynką. -Rodzicielka uśmiechnęła się do dziewczynki, po czym sama popędziła w stronę czekającego ojca. Podbiegła i ustała przed nim na baczność tak, jak ją uczył. Uśmiechnął się na ten gest z jej strony. Stała i wpatrywała się w twarz ojca. Czekała aż powie, co dziś będzie robić na treningu. Podszedł do niej i mocno uderzył ją w twarz. Upadła na ziemie. Kilka łez zleciało po jej policzku.
- Do niczego się nie nadajesz! Ile razy mam ci mówić, abyś nie ryczała! - Znów krzyczał i bił. Nienawidził jej za to, że jest słaba. Musi więcej ćwiczyć i pokazać mu, że jest kimś silnym. Udowodnić mu, że potrafi nie płakać. Trenował równy tydzień, po kilka godzin. Jej małe [kolor] oczy błyszczały jak u dziecka wyczekującego prezentu.
- Mamusiu, czy tatuś będzie zadowolony, jak nie będę płakać ?- Zapytała z uśmiechem na twarzy. Czekała na pochwałę ojca.
- Gdy nie będziesz płakać, tatuś będzie bardzo szczęśliwy. - Odesłała ten sam pogodny i duży uśmiech. Tata czekał na nią kilka metrów dalej. Podeszła i tak jak zawsze ustała przed nim na baczność. Podszedł i znów uderzył ją w policzek. Nie upadła, nie cofnęła się, nie płakała.
- Jesteś nikim! Nigdy nie będziesz silna! Jesteś zwykłym bachorem! Każdy ma cię za nic! - Kolejne przykre słowa kierowane w jej małą, drobną osobę. Nie płakała, stała i słuchała wszystkiego, co do niej krzyczy, mimo że słowa te bolały jak nic innego. Oczekiwała pochwały, a znów została ukarana.
Znowu ten sen. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam mokre od potu czoło. Zerknęłam na zegarek 3:30. Super, teraz będę siedzieć kilka godzin. Oparłam się o ścianę za mną. Podciągnęłam kolana pod brodę i ujrzałam na nich głowę, wpatrując się ślepo w obraz za oknem. Było ciemno, a niebo pokrywały tysiące, jak nie miliardy jasno świecących gwiazd. Od zawsze miewałam koszmary, ale ten sen jest sto razy gorszy od nie jednego najstraszniejszych koszmarów. Jeśli mogłabym wybrać dzień, którego chciałabym się pozbyć to zdecydowanie ten. W tym dniu zapomniałam, czym jest ból i płacz, od tamtego dnia nigdy nie czułam bólu i nigdy nie płakałam. Czuje się jakbym, wylała wszystkie słone łzy i jakiekolwiek cząsteczki bólu.
Wyłączyłam się. Wpatrywałam się w okno, wyszukując czegoś wartego mojej uwagi. Niestety nic takiego się nie stało. Nie wiem, ile tak wpatrywałam się w widok za bezbarwną, szklaną ścianą. Nie zerkałam co chwile w zegar wiszący nad drzwiami. Nie interesowała mnie godzina. Interesowały mnie gwiazdy, dlaczego one tak świecą? Dla kogo mogą tak jasno błyszczeć na czarno-granatowym tle? Na zewnątrz zaczęło pojawiać się słońce. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 5:45. Za 15 minut muszę stawić się na dziedzińcu. Wyszłam z kołdry. Skierowałam się do szafki, wyjęłam mundur, który ubrałam w pokoju. Nie zwracałam uwagi, że dziewczyny mogą się obudzić albo, że ktoś może wejść. Chciałam wstać razem ze wstającym słońcem. Ubrałam ciężkie wojskowe kozaki i ruszyłam na dziedziniec. Wyszłam przed kwaterę, byłam całkowicie sama. Po jakiś 5 minutach przyszli pozostali. Skierowaliśmy się do stajni. Eld, jeden z chłopaków z oddziału, w którym jestem, pokazał mi karą/karego klacz/ogiera w biale plamki na zadzie.
Pokazał mi również, gdzie są przechowywane siodła, strzemiona, wodze i inne potrzebne rzeczy. Wyczyściłam, osiodłałam i wyprowadziłam swoją klacz z boksu, w którym się znajdowała. Czekaliśmy już tylko na kaprala. Podczas jego nieobecności Petra, Eld, Oluo i Gunther zajęli się jego klaczą, która również jest karej maści. Przyszedł. Bez żadnych słów, usadowił się w siodle i jednym machnięciem ręki rozkazał nam wsiąść na wierzchowce.
Wyjechaliśmy poza mury zamku. Mijaliśmy dużo rozkwitniętych lasów. Tak jak zawsze nie zwracałam uwagi na otoczenie. Coś czuje że kiedyś tego pożałuje. Dojechaliśmy pod las tak zwanych "Wielkich Drzew". Kiedyś o tym czytałam w gazecie sprzedawanej w Podziemiach. Zanim zeszłam z konia, uniosłam głowę do góry, aby zobaczyć korony tych drzew. Przerzuciłam prawą nogę nad siodłem i postawiłam ją na ziemi. Po chwili dostawiłam lewą nogę.
Poszłam w stronę reszty, prowadząc klacz za wodze. Przywiązałam ją obok kasztanowego ogiera Elda. Z każdą chwilą robi się coraz jaśniej. Podeszłam do stojącej kilka metrów dalej Petry, która rozmawiała o czymś z chłopakami. Gdy byłam wystarczająco blisko, w mgnieniu oka przerwali rozmowę. Przed nas wyszedł krasnal, spojrzał na każdego z nas po kolei.
- Baczność! - Powiedział, a raczej krzyknął. - [T/n], wystąp! - Wyszłam z szeregu. - Dzisiaj sprawdzę, czy nadajesz się do mojego oddziału - Ehhh, no tak mówił o tym wczoraj po apelu.
- Długo masz zamiar tak stać czy się ruszysz i pokażesz, co umiesz? - Zapytał.
Nie odpowiedziałam i ruszyłam przed niego. Ustałam i przybrałam postawę do ataku. Kobaltowooki stanął i zaatakował mnie. Zrobiłam unik i oddałam atak. Trafiłam go w ramie, a on mnie z prawej dłoni w brzuch. Nie zgięłam się i dalej atakowałam. Zdziwił się trochę moją reakcją, ale nie przestawał. Kopnął mnie w prawe udo, które raz poważnie skaleczyłam ostrzem. Zabolało. Upadłam i szybko za nie złapałam. Uspokoiłam oddech i znów ustałam proste nogi. Zlekceważyłam bardzo mocny ból nogi. Nie chciałam przed nim okazywać uczuć i wcześniej wspomnianego bólu.
- Jesteś dobra w walce wręcz, w manewrze również. Przyjmę cię do mojego oddziału. Jak wrócimy idziesz z tą nogą do Hange, bez żadnego "ale" - Powiedział. Zamknęłam oczy i westchnęłam mocno. Lekko kulejąc na prawą nogę, ruszyłam w stronę konia. Odwiązałam wodze i wsiadłam na grzbiet klaczy. Ruszyliśmy z powrotem do kwatery.
* * *
Siedziałam na łóżku w skrzydle szpitalnym. Czekałam na przyjście major Hange. Byłam sama, wiec mogłam się trochę rozejrzeć. Było tu dużo fiolek i butelek z jakimiś płynami, kilka pudełek z lekami i to, czego nie lubię. Strzykawki. Nagle drzwi się otworzyły, a do środka weszła dość wysoka, brązowowłosa dziewczyna w okularach na głowie. Chwilę przyglądała mi się, a po chwili na jej twarz wkradł się szczery uśmiech.
- Nazywam się Hange Zoe, Levi powiedział mi, że masz problem z nogą, więc pokaż mi ją. - Odetchnęłam z ulgą słyszałam, jaka jest od Erena i myślałam, że zacznie gadać jakieś głupoty, zanim przejdzie do rzeczy. Kucnęła przy moim odkrytym udzie. Obejrzała je chwilę i złapała za jakiś wacik z butelką.
- Rana jest głęboka. Muszę ci ją zaszyć. - Stwierdziła. Jak ja robiłam opatrunek, nie wyglądała na tak poważną. No, ale ja się na tym nie znam.
- Ja się na tym nie znam. Niech pani robi co słuszne. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dobrze to ja zajmę się zszywaniem, a ty odpowiesz na kilka moich pytań co? - Spytała, na co kiwnęłam głową na zgodę.
- W takim razie, od kiedy masz tę ranę? - Pierwsze pytanie do mojej osoby.
-Mam ją jakoś tak od dwóch może trzech tygodni. - Odpowiedzialna i lekko syknęłam, gdy dotknęła uda blisko rany.
- Strasznie długo. - Zdziwiła się mocno. - Nie przeszkadzała ci podczas ucieczki?
- W rzeczywistości powinna przeszkadzać. - Odetchnęłam. - Ale w praktyce nawet jej nie czułam. - Podczas ucieczki zapomniałam, że ją mam. Dopiero dziś dała o sobie znać.
- Jakie masz relacje z dziewczynami z pokoju? - Co? Nie spodziewałam się takiego pytania.
- Chyba mogę powiedzieć, że są dobre. Dogadujemy się bardzo dobrze, mimo że poznałam je dopiero wczoraj. - Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór, jak wróciłam do pokoju. Chyba będę musiała im o wszystkim opowiedzieć.
- Dobra, skończone. Możesz już wrócić do swoich zajęć. Powiadomię dowódcę, że nie możesz trenować przez kilka dni. Pamiętaj, aby zmieniać opatrunek! - Powiedziała i wyszła, zostawiając mnie samą. Wstałam, co nie obyło się bez syknięcia. Poprawiłam nogawkę razem z paskami i ruszyłam w stronę wyjścia. Opuściłam pomieszczenie, upewniając się dwa razy czy aby na pewno zamknęłam za sobą drzwi od sali szpitalnej. Po pewnym czasie dotarłam do pokoju. Weszłam i nie zostałam nikogo. Podeszłam do okna. Zauważyłam dziewczyny biegające wokół dziedzińca.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Odeszłam od okna, z zamiarem ułożenia się na łóżku. Leżałam i analizowałam dzisiejszy poranek. Jest 10 rano, a ja, zamiast z nimi trenować, lenię się na łóżku, rozmyślając nad "treningiem" krasnala. Z tą myślą usnęłam.____________________________________________________________
Witam serdecznie już w trzecim rozdziale. Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania. Wiem że rozdział może być trochę nudny ale chciałam włączyć coś z przeszłości naszej bohaterki. Mogę również zaspoilerować że w następnym rozdziale będą małe kwasy z Mikasą.Do następnego!

CZYTASZ
To jak? Zaufasz mi? | Levi x Reader | SnK
FanfictionPodziemny dystrykt... to miejsce, które znam od dziecka. To miejsce, które znam jak własną kieszeń. Każdy zakątek tego brudnego i okrutnego miejsca napawam nienawiścią. Wszystkich ludzi mieszkajacych tu unikam jak ognia... Od dwóch lat staram się u...