Rozdział 9

5.3K 247 284
                                    

Od jakiś dwóch godzin przechadzamy się po targach w środkowym murze Sina. Już nie raz błagałam aby wracać do kwatery. Miałam ochotę usiąść i schować się pod ciepłym kocem w sypialni, rozmawiając o bezsensownych bzdetach. Nikt nie chciał mi powiedzieć, gdzie mnie zabierają. Kazali mi się rozglądać, a jedyne ci widzę to wchodzący na mnie ludzie. Jestem zdecydowanie za niska. Zbiorowiska ludzi przy pojedynczych targach, były za głośne na moje uszy, a gdy jakaś kobieta krzyknęła będąc za moimi plecami, nie słyszałam nic przez kilka minut. Nigdy nie zgodzę się pojechać z nimi kolejny raz na targi, organizowane w dzielnicach środkowego muru. 

Szliśmy, szliśmy i tak bez końca aż nie wpadłam na coś, a raczek na kogoś. Okazało się, że wpadłam na Jeana który się właśnie zatrzymał z nieznanym mi przyczyn. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym "Po cholerę się zatrzymałeś" i "Podnieś mnie bo nie ręce za siebie". Chłopak szybko wyciągnął do mnie obydwie dłonie, które mocno złapałam i podciągnęłam się aby stabilnie ustać. Gdy już wytrzepał się z kurzu który na mnie osiadł podczas upadki wyjrzałam za plecy chłopaka. Zobaczyłam polanę, a my staliśmy pod jakimś drzewem. Serio? Szliśmy prawie dwie godziny do jakiegoś drzewa? Spoglądałam na każdego z osobna, doczekiwałam się wyjaśnień. Coś mi nie pasowało, brakowało jednej osoby i ta osoba był Connie.

-Serio przeszliśmy jakieś dwie godziny drogi do jakiegoś drzewa na jakieś polanie?-Spytałam z niedowierzenia

-Gdybyś była wyższa zobaczyłabyś, że idziemy droga gdzie jest mniej ludzi i targów, aby dotrzeć szybciej do bramy prowadzącej do wewnątrz muru Rose, która jest za tobą.-Wskazał palcem coś za mną.

-To czemu przez nią nie przejdziemy, tylko siedzimy tu jak nie wiem co?

-Czekamy na Conniego.-Spojrzałam na niego jeszcze bardziej pytająco niż wcześniej, na co westchnął i odparł-Poszedł pomagać jakieś babci nieść zakupy z targu powiedziała, że mieszka blisko bramy, więc uparł się, że jej pomoże.-

-Wiedziałam, że ma coś nie tak z głową, ale żeby aż tak?-On jest nie możliwy w niektórych sprawach.

-On jest czasami do niewytrzymania. Siadaj-Poklepał miejsce pod drzewem obok niego. Westchnęłam i podeszłam usiąść pod wielkim dębem. 

Minęła już godzin odkąd siedzimy po tym drzewem, i wszyscy zastanawiamy się gdzie podział się Connie. mawialiśmy już wszystkie teorie, które mogłyby się przytrafić, ale żadna z nich nie jest realistyczna. Przez cały czas śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Po jakimś czasie usłyszeliśmy wołanie, ze strony bramy na przeciwko nas. Stał tam Connie z jakąś torbą. Szybkim ruchem wstałam i rzuciłam się biegiem w stronę chłopaka. Stojąc obok niego, ustałam na palcach i uderzyłam go z otwartej dłoni w głowę.

-To za długi czas oczekiwania na twoje cztery litery!-Dostał jeszcze raz, ale tym razem w brzuch na co zgiął się pół.-A to za to, że masz taką wielką chęć do pomagania starszym babcią!

-Przepraszam, no ale ta "babcia" sama prosiła mnie o pomoc. Pomyślałem, że nie mogę odmówić pomocy dla starszej kobiety.

-Po pierwsze, Ty nie myślisz, po drugie, mogłeś grzecznie powiedzieć, że ci się śpieszy, po trzecie, od tego jest Żandarmeria.-Stwierdziłam, a pozostali przytaknęli głowami, że są tego samego zdania co ja.

-Dobra. Nieważne, wracajmy już do zamku.-Lekko obolały ruszył do otwartej bramy.-Następnym razem nie bij tak mocno!-Krzyknął po drugiej stronie.

-Musisz się postarać, aby następnego razu nie było łysolu!-Zawołał do niego Jean.

-[T/i] możesz walnąć Jeana na dość mocny aby jego ryj nie przypominał konia?-Zapytał w żarcie Eren

To jak? Zaufasz mi? | Levi x Reader | SnKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz