Rozdział 13

3.9K 216 169
                                    

Cztery dni temu spędziłam cały dzień z Levim. Pomogłam mu ogarnąć kilka ważnych i tych mniej ważnych, dokumentów. Aktualnie, mam z nim indywidualny trening. W pewnym sensie się z tego cieszę, ale ćwiczenia z nim nie należą do moich ulubionych, gdyż jest bardzo wymagający. Do wyprawy zostały zaledwie trzy dni. Trzy dni i w końcu zobaczę piękno świata, za murami. Trochę się boję, pewnie tak jak każdy, bardzo mocno przywiązałam się do wszystkich Zwiadowców. Razem żartujemy, rozmawiamy i bawimy się, więc jest raczej oczywiste, że nie chce nikogo stracić. Traktuje ich jak moją rodzinę, której praktycznie nigdy nie miałam. Staram się nie myśleć o wyprawie, a skupić się na przygotowaniach. Levi, Hange i Miche, mówią, że jestem odpowiednio przygotowana, ale nie jestem pewna co do moich umiejętności. 

-Koniec na dziś!-Krzyk czarnowłosego wyrywa mnie z rozmyśleń.

-Nie krzycz mi do ucha.-Burknęłam w jego stronę, zakrywając lewe ucho dłonią.

-To mnie słuchaj.-Podszedł do mnie, ewidentnie z zamiarem pocałowania mnie.

-Levi nie tutaj.-Zwróciłam mu uwagę.

-Zostały trzy dni do wyprawy.-Lekko wzdrygnęłam się na te słowa.-Na pewno chcesz dowodzić drugim oddziałem specjalnym?-Znowu porusza ten temat mimo, że mówiłam mu o tym ze sto razy.

-Tak, na pewno chce jechać jako dowódca jednego z oddziałów.-Odwróciłam się w jego stronę i mocno uśmiechnęłam. 

-Dobrze.-Westchnął-Ale masz mi obiecać, że wrócisz cała.-Zagroził mi palcem. 

-Obiecuję, a teraz wracajmy, dziś gotuje Petra.-Spojrzałam na niego i wsiadłam na klacz. 

Przez niedługą drogę do kwatery rozmawialiśmy o wyprawie, Levi dał mi kilka małych rad jak mam radzić sobie z oddziałem na polu "bitwy". Mimo, że czas z nim spędzałam miło, gdzieś z tyłu głowy chodziła mi myśl, że zaniedbuje przyjaciół. Następne dwa dni odpuszczę sobie treningi i spędzę ten czas z resztą. Do kwatery dojechaliśmy idealnie na obiad. Rozsiodłaliśmy konie i udaliśmy się do stołówki. Od razu po przejściu przez próg drzwi zobaczyłam machających do mnie przyjaciół. Podeszłam do nich z uśmiechem na twarzy i zajęłam wolne miejsce obok Jeana.

-[T/i], jak tam twoje przygotowania?-Pierwsza odezwała się Christa. 

-Le... kapral nie ma żadnych zastrzeżeń , więc jest chyba dobrze.-Mało brakowało a wydałoby się, że jesteśmy na "ty", ale mam nadzieję, że po wyprawie będzie to już oficjalne i nie będę musiała  niczego ukrywać bliskimi mi osobami. 

-Jutro też masz zamiar ćwiczyć?-Odezwał się Armin z wyczuwalnym żalem w głosie.

-Dzisiaj był już ostatni.-Spojrzałam w jego stronę, a on odwrócił wzrok na Petrę, która podawała nam talerze z posiłkiem.

-Tak się składa, że my też mamy wolne do czasu wyprawy, więc może byśmy pojechali do Rose?-Zapytał Jean oplatając mnie ramieniem.

-Spasuje, nie mam ochoty przeciskać się przez ludzi.-Wbiłam widelec w warzywa.

-W takim razie jedziemy na pobliskie jezioro!-Zawołał tak, że tylko my go słyszeliśmy.

-Mi pasuje, ale nie mam zamiaru wchodzić do wody.-Uprzedziłam, kończąc już wyłożone na moim talerzu warzywa.

Po zjedzeniu posiłku, udałam się z resztą na tył kwatery, gdzie kilka tydzień temu czytałam książkę. Usiadłam na ziemi, opierając swoje plecy o pień dębu. Szczerze to chciałabym pobyć chwilę sama i przemyśleć kilka rzeczy, ale obiecałam, że następne dwa dni spędzę z nimi. Jean i Eren kłócili się tak jak zawsze, Armin gadał z Sashą, Christą, Ymir, Conny poszedł ogarniać wcześniejszą dwójkę, a ja i Mikasa oglądamy to siedząc pod drzewem i śmiejąc się z wyzwisk Erena i Jeana. Nadal nie wiem czemu oni się tak często kłócą.

-[T/i] nie boisz się jechać jako dowódca?-Czarnowłosa, odgoniła uspokajającą mnie ciszę.

-Lubie wyzwania, ale boje się, że to wyzwanie może mnie troszkę przerosnąć.-Spuściłam głowę w dół. Wyprawa coraz bliżej, a ja mam coraz to większe wątpliwości do mojej decyzji.

-Jestem pod wrażeniem, że do tej pory jeszcze nie zrezygnowałaś.-Uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam.

-Po tych wszystkich spotkaniach dla dowódców mam kilka obaw, ale mam nadzieję, że z tobą, Reinerem i Jeanem w drużynie damy sobie rade złapać tego jednego tytana.

-Zastanawiałam się czy mieć Jeana w drużynie to aby dobry pomysł.-Zaśmiałam się, czym zwróciłam uwagę reszty.

-Koniec pogaduszek idziemy do reszty.-Wstałam i pociągnęłam dziewczynę za rękę w stronę ganiających się Erena, Jeana i Sashy.

Podczas uciekania przed Connym wpadłam na pień drzewa. Walnęłam się w głowę i teraz leżę na ziemi, trzymając dłońmi czoło. Wszyscy nachylają się nad moją głową, a ja zwijam się z śmiechu, że jestem taką niezdarą, ale również z dosyć mocnego bólu. Jakim cudem podczas uciekania, nie przywaliłam w jakąś ścianę?

-Jakim cudem ty nie przywaliłas w jakiś słup podczas ucieczki przed nami?

-Armin czytasz mi w myślach bo przed chwilą pomyślałam o tym samym.-Podniosłam się, odkrywając moje zapewne czerwone czoło.

-Idę do Hange niech da mi coś na tego guza.

Ustałam ma nogach, otrzepałam tyłek z wszelkiego brudu i ruszyłam w stronę wejścia do budynku, ponownie zakrywając czoło. Przez całą drogę ludzi dziwnie się na mnie patrzyli, aczkolwiek nie dziwię się, w końcu idę przez korytarze z czerwonym czołem i nosem. Kiedy stałam przed drzwiami do laboratorium okularnicy, ta otwierając je walnęła mnie w nos, z którego poleciała stróżka krwi. Kobieta rzuciła mi krótkie dosyć głośnie "przepraszam" z rozkazem pójścia do Levia i odeszła w nieznanym mi kierunku. Nie pozostało mi nic innego jak pójść do czarnowłosego, w końcu to tylko kilka metrów do jego gabinetu. Z lekkim strachem, że kolejny raz tego dnia mogę dostać w twarz, od razu po zapukanie odsunęłam się na metr od drzwi. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, gdy Levi zobaczył  malutką stróżkę krwi przy moim nosie, natychmiastowo złapał mnie za ręce i wciągnął do środka.  

-Usiądź na łóżku zaraz ci to opatrzę.-Jak powiedział tak zrobiła, ale zamiast usiąść, położyłam się na jego o wiele wygodniejszym łóżku.-Widzę, że od dziś usiądź to połóż się.-Usłyszałam dosyć głośny śmiech mężczyzny.

-Nie chce cie poganiać, ale ten nos zaczyna mnie jeszcze bardzije boleć, więc wiesz co robić.-Odpowiedziałam śmiejąc się cicho.

-Pokaż ten nos.-Usiadłam i odsłoniłam wcześniej wymienioną część ciała.-Źle nie wygląda, do jutea się zagoi kochana.-Uśmiechnął się i złączył nasze usta w krótkim, ale pełnym uczuć pocałunku.-Tutaj raczej moge.

-Tutaj możesz wszystko jeśli tylko zamkniwsz drzwi na klucz.-Teraz ja połączyłam nasze usta w pocałunku.

-Jak wrócisz cała z wyprawy tak jak obiecałas mi rano, będziesz tu codziennie.

-Nie pamiętam abyśmy rozmawiali o jakieś przeprowadzce.-Przykleił mi plaster na nos i wytarł zaschniętą już krew.

-Pomine ten temat, bo i tam zię zgodzisz kochana.-Wstał z ziemi i przyciągnął mnie do siebie.

-Mogłabym tak stać przy tobie wjeczność.-Odparłam w jego ramie lekko zmęczona.

-Ja również.-Przytulił mnie mocniej i pocałował w czubek głowy.

Staliśmy tak w ciszy, nasłuchując własnego oddechu. Poczułam się śpiąca, zamknęłam oczy i odpłynęłam w objęciach ukochanej osoby. 

_________________

Bardzo przepraszam za jakie kolwiek opóźnienia. Dla ciekawskich, dlaczego nie miałam wcześniej czasu po krótce tłumaczę, musiałam jechać do księdza napisać jakiś krótki egzamin do bierzmowania i tak się złożyło, że zostałam jeszcze nad jeziorem z przyjaciółką u starszym bratem, chciałam spędzić trochę czasu z bliskimi mi osobami, a nie w telefonie, mam nadzieje, że ktoś mnie zrozumie.

Do Następnego!

To jak? Zaufasz mi? | Levi x Reader | SnKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz