Rozdział 7

5.9K 261 468
                                    

Zaspana przetarłam oczy i spojrzałam na okno obok łóżka, na którym spałam. Na zewnątrz robiło się jasno, postanowiłam wstać i zejść, się napić. Przeszłam próg kuchni i zerknęłam do szafki, w której były naczynia. Wyjęłam z niej szklankę i nalałam do niej wody. Podeszłam do krzesła, na którym leżały nasze mundury, chwyciłam swój i pokierowałam się do toalety, aby się ubrać.

Ubrania, w których spałam włożyłam do swojej torby od Levia, którą przypnę potem do siodła klaczy. Ogarnięta wyszłam z toalety i znów poszłam do kuchni, odkręciłam kran i złapałam ścierkę, która pozmywałam wczoraj ubrudzone naczynia wraz z dzisiejszą szklanką. Była godzina 5:30 więc za pół godziny powinien wstać. Postanowiłam zrobić na śniadanie kanapki z sałatą, serem, pomidorem i ogórkiem. Dwa talerze pełne kanapek postawiłam na nakrytym już wcześniej stole.

Odwróciłam się, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Levi schodził z góry przecierając zaspane powieki. Zerknął na mnie, a potem na stół, gdy zobaczył talerze, uśmiechnął się lekko. Skierował swoje kroki do krzesła, na którym leżał jego mundur.

-Idę się ogarnąć, a ty na mnie poczekaj przy stole-Chwycił ubranie i zniknął za drzwiami toalety. Czekałam przy stole, obserwując drzwi, za którymi zniknął.

-W końcu wyszłeś-Westchnęłam z nudzenia spoglądając na czarnowłosego.

-Za jakiś czas musimy wyjechać, więc pośpieszmy się z śniadaniem i ogarnięciem tego syfu-W całym mieszkaniu było czysto, a on mówi mi, że wszędzie jest syf?

-W całym pomieszczeniu jest czysto!-Uniosłam lekko ton głosu.

-[T/i], nie zapominaj się, nadal jestem twoim przełożonym, więc nie powinnaś unosić na mnie głosu-Ostrzegł mnie machając przede mną palcem wskazującym.-Zjemy i podzielimy się obowiązkami-Uśmiechnęlam się do niego.

-Dobrze, no to smacznego

Po zjedzonym śniadaniu rozdzieliliśmy swoje obowiązki. Levi sprzątał dom, a ja ogarnęłam stajnię i nasze konie do wyjazdu. Przy osiodłaniu swojej klaczy, ta stanęła mi na stopę. Palce bolały niemiłosiernie, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Nie zwracając uwagi na ból, dokończyłam przygotowanie obu klaczy.

-Dlaczego nie przyszłaś powiedzieć mi, że koń stanął ci na stopę?-Usłyszałam ten sam obojętny głos za moimi plecami.

-A czemu miałabym mówić o czymś, co przestało mnie już boleć ?-Odpowiedziałam pytaniem.

-Tak samo mówiłaś przy ranie na udzie - Westchnął-A co jeśli zjawiłyby się teraz tytani i nie mogłabyś użyć sprzętu?-Z tym ma racje.

-Nie lubie okazywać tego, że jestem słaba lub coś mi się stało. Nie chcę, aby ktoś mówił, że nie jestem wystarczająco dobra.-Spuściłam, głowę wlepiając, wzrok w ziemię.

-[T/i] musisz mi zaufać-Podniosłam głowę i na niego spojrzałam-Opowiedz mi, dlaczego taka jesteś.

-Dobrze, opowiem ci wszystko.

Usiadłam pod ścianą razem z kobaltowo okim. Westchnęłam i zaczęłam opowiadać całe moje dzieciństwo. Ufałam mu i mam nadziej, że niedługo on zaufa mi i opowie coś o sobie. W niektórych chwilach zatrzymywałam się i mocniej nabierałam powietrza. Nie chciałam wracać do przeszłości, ale obiecałam. Po skończeniu poczułam silne ramiona oplatające mnie. Wtuliłam się mocniej i pozwoliłam łzom zsunąć się po moich policzkach. Po kilku minutach ogarnęłam się i mogłam dokończyć karmienie koni.

-Levi, jest koło 8 musimy wyjechać-Odezwałam się po chwili ciszy, przypinając moją torbę do siodła.

-Dzisiaj wracamy do kwatery. Trochę dłuższą drogą, ale wracamy nie jedziemy dalej-Spojrzałam na niego z zdziwieniem-Powiedziałem Erwinowi, że wrócimy na drugi dzień pod wieczór a oni do tego czasu mają wolne, dziś po naszym powrocie będziecie mieli jeszcze dwa dni dla siebie, więc będziesz mogła jechać z przyjaciółmi do środkowego miasta.-Uśmiechnęłam się na tę myśl.   

To jak? Zaufasz mi? | Levi x Reader | SnKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz